Nie masz konta? Zarejestruj się

Olimpijska przygoda pana Janka

29.09.2004 00:00
Wielu kibiców chciałoby zobaczyć na własne oczy najlepszych sportowców świata. To marzenie spełniło się Janowi Żymankowskiemu z Chrzanowa, który na stadionie olimpijskim w Atenach dopingował walczących o medale lekkoatletów.
Wielu kibiców chciałoby zobaczyć na własne oczy najlepszych sportowców świata. To marzenie spełniło się Janowi Żymankowskiemu z Chrzanowa, który na stadionie olimpijskim w Atenach dopingował walczących o medale lekkoatletów.
Pan Jan spędził tegoroczny urlop na Peloponezie. Do Grecji pojechał z żoną Aleksandrą. Jej siostra z mężem mieszka w nadmorskiej Kalamacie, oddalonej od Chrzanowa o 2.200 km.
Urlop przypadł w czasie olimpiady, więc znany z zamiłowania do sportu Jan Żymankowski nie mógł zaprzepaścić okazji.
- Jeszcze w kwietniu przez Polski Komitet Olimpijski załatwiłem bilet na zawody lekkoatletyczne na stadionie olimpijskim w Atenach 26 sierpnia. Bilet uprawniał jednocześnie do bezpłatnego poruszania się w dniu zawodów wszystkimi publicznymi środkami transportu, dostępnymi w stolicy Grecji – opowiada.
Z Kalamaty do Aten pojechał pociągiem. To 300 km. Na stadionie znalazł się dość wcześnie, miał więc czas poczuć atmosferę olimpiady.
- Wszędzie pełno było wolontariuszy wskazujących drogę. Byli bardzo uprzejmi. Na dużych telebimach można było śledzić to, co się dzieje na innych olimpijskich arenach. Oczywiście trzeba było poddać się wymogom bezpieczeństwa. Przeszedłem trzy kontrole osobiste. Pierwsza bramka była jeszcze na stacji szybkiej kolei. Pozostałe przy drogach prowadzących na stadion i przy samym wejściu. Trzeba przyznać, że mimo wszystko ochrona igrzysk była dość dyskretna – ocenia pan Jan, na którym bardzo duże wrażenie zrobił sam stadion olimpijski – ogromy, ale sprawiający wrażenie lekkości dzięki specjalnej konstrukcji dachu.
Ze względu na panujące upały (ponad 35oC), zawody lekkoatletyczne rozgrywano od godziny 20.00 do północy. Jan Żymankowski miał okazję zobaczyć w akcji kilku polskich lekkoatletów. Razem z innymi Polakami zasiadającymi w jednym sektorze oklaskiwał Lidię Chojecką, która wywalczyła awans do finału biegu na 1.500 m. Dopingował też Marka Plawgo, piątego w finale biegu na 400 m. Obejrzał również finały skoku w dal i skoku wzwyż, jednak już bez udziału naszych reprezentantów.
- Wśród widzów dominowali Grecy, ale sporo było też Hiszpanów, Amerykanów i Rosjan. Okrzyki i brawa, meksykańska fala – tak bawili się kibice na całym stadionie. O wydarzeniach informował spiker po grecku i angielsku. Z bliska sportowców można było obejrzeć na wielkim telebimie – relacjonuje pan Jan, który opuścił stadion po północy. Rano wrócił pociągiem na Peloponez.
O olimpijskiej przygodzie przypominają mu dziś zdjęcia, kilka egzemplarzy wydawanego w stolicy Grecji po polsku „Kuriera Ateńskiego” oraz maskotka igrzysk, zakupiona na jednym z licznych stoisk z pamiątkami, które nie należały do najtańszych.
Jan Żymankowski żałuje, że za cztery lata nie będzie mógł obejrzeć na własne oczy zmagań najlepszych sportowców świata, bo gospodarzem igrzysk będą Chiny. To nieco za daleko od Chrzanowa.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 39 (651)
  • Data wydania: 29.09.04

Kup e-gazetę!