Nie masz konta? Zarejestruj się

Itaka w każdej parafii

22.09.2004 00:00
Ksiądz musiał dużo ćwiczyć, bo nie wygląda na ułomka.
Ksiądz musiał dużo ćwiczyć, bo nie wygląda na ułomka.
- Moja postura jest raczej efektem ciężkiej pracy. Rodzice mieli 10 hektarów pola i wszystko trzeba było ręcznie obrobić. Do tego dwa konie, krów od metra, świnie... Nasza gospodarka była największa w całej wiosce, zaś w gminie może by znalazł trzy podobne. Tyle że się rodzice zarobili na śmierć, bo było tego za dużo. Teraz minie 18 lat, jak tata zmarł...
Prawdziwego chłopa nikt nie przekona, że może być coś ważniejszego od ziemi.
- Ojciec taki właśnie był! Jako jedyny we wsi miał książeczkę, w której gmina zapisywała mu, ile oddał buhajów albo świniaków. Chwalił się tym, ale żeby jaki pożytek z tego był? Tylko te parę groszy, co je dostał od urzędników.
Co by było, gdyby ktoś doprowadził księdza do szewskiej pasji?
- Byli tacy w Chrzanowie, którzy, gdy przyszedłem do parafii św. Mikołaja, nie chcieli się podporządkować. Szczególnie dawały popalić nocne marki, stojące pod dekalitesami, przy dzwonnicy. Z czasem przetłumaczyłem towarzystwu, że wokół kościoła teren jest święty i nie dostaną tam ani złotówki. W innych miejscach czasem im dałem jakiś grosz, choć wiedziałem, na co idzie. Nieraz wybierałem się późnym wieczorem do parku i – proszę sobie wyobrazić – każdy pijaczek mnie poznawał i każdy mówił: „Szczęść Boże”.
Pilnował ksiądz porządku w mieście.
- Po prostu byłem w gotowości, gdyby zaczęło się coś dziać (śmiech).
Do dzisiaj chrzanowianie pamiętają księdza jako tego, którego lokalne rzezimieszki bały się bardziej niż policjantów.
- Przyszła taka chwila, kiedy mundurowym nie wszystko było wolno (śmiech).
Jaki był świat, który oglądał ksiądz oczami dziecka?
- Pełen sprzeciwu! W dzieciństwie buntowałem się niesamowicie, ale nie tak, jak dzisiejsza młodzież, która chce być dorosła. Mój bunt rodził się, kiedy na przykład przychodziłem ze szkoły do domu i widziałem kartkę z napisem: „Jesteśmy w polu. Przyjdź!”. Miałem ogromny żal, że inni mogą sobie pograć w piłkę albo pouczyć się. Ja nie miałem tego luksusu... Moja nauka zaczynała się, kiedy wszystko – mówiąc po wiejsku – podpasło się: w lecie po jedenastej w nocy, w zimie trochę wcześniej. Musiałem niesamowicie wytężać słuch na wykładach w średniej szkole, bo żywcem nie miałem czasu na czytanie lektur w domu.
Poznał ksiądz smak ciężkiej pracy.
- Po latach zobaczyłem, że to wszystko mi się przydało. Kiedyś tata, rozmawiając ze mną, wyrzucał sobie, że w dzieciństwie mnie wykorzystywał, a ja mu wtedy dziękowałem. Dzisiaj nie jest mi dziwna orka, koszenie trawy koło chlewa czy sianie koniczyny. A koniczynę mało kto potrafi zasiać...
Zresztą, moje powołanie kształtowało się w wyniku doceniania cudzej pracy. Poza tym wieś nauczyła mnie innej, bardzo ważnej wartości: sztuki dogadywania się z ludźmi.
Jak to jest, że zostaje się właśnie księdzem?
- To nie takie proste. Chociaż ja dość wcześnie, bo w drugiej klasie szkoły średniej, wiedziałem, że wybiorę drogę kapłaństwa.
Każdy, zanim zacznie pracować w swoim zawodzie, musi czuć do niego jakiś pociąg. W przypadku bycia księdzem dodatkowo wchodzi w grę inne patrzenie na świat. Trzeba sobie zdać sprawę, że duchowny musi zapomnieć o rodzinie i lekkim życiu.
No dobrze, ksiądz był kiedyś zakochany?
- W siódmej i ósmej klasie miałem sympatię, później rozpadło się wszystko. Nie przeczę, że było dużo dziewcząt, które lubiły się ze mną spotykać i tańczyć, a tańczyłem ponoć nie najgorzej...
...i nagle wybór duchowej drogi.
- Jedno nie gryzie się z drugim. Kiedy wiedziałem, gdzie się wybieram, to chodziłem z dziewczynami na dansingi, ale jako znajomy. Nie robiłem nikomu nadziei.
Kończąc ósmą klasę, byłem w Tuchowie na rekolekcjach. Wtedy pojawiły się pierwsze promienie przyszłego kapłaństwa.
...które jest rezygnacją z rodziny. To smutne.
- To prawda, traci się możliwość posiadania rodziny. Ksiądz wyrzeka się jednostki, za to ogarnia swoją osobą wszystkich. Zostawiając jedną osobę, z którą może przeżyłby całe życie, otwiera się na każdego człowieka.
Zniesienie celibatu byłoby sprawiedliwe?
- Z jednej strony ksiądz jest tylko człowiekiem i nie mówię tu wyłącznie o życiu seksualnym. Z drugiej strony nie jesteśmy w Polsce przygotowani do takich zmian. Duchowny ma jedną kajutkę na plebanii. Tymczasem proszę sobie wyobrazić, że przywozi do tej kajutki jeszcze żonę i dziecko.
Kapłani żyją z ludzkiego wsparcia. Już widzę reakcje obywateli, gdyby duchowni mieli żony. Jeden czy drugi powiedziałby: „Nie dość, że utrzymuję księdza, to jeszcze dodatkowo muszę łożyć na jego żonę i dzieci”. Obecnie nie mamy nic, oprócz samochodu, a i tak widzi pan, ile jest o to krzyku.
Co sprawia księdzu największą radość, nawracanie grzeszników?
- Nie można sprowadzić kapłaństwa do jednej radości. Na przykład kilka dni temu spotkałem w szkole dziewczynkę z szóstej klasy. Okazało się, że przebywa w rodzinie zastępczej, w której nie może się zaaklimatyzować. Cały czas płacze. Tłumaczę jej, że wszystko się ułoży. Pomału się uspokoiła, nawet przyszła do spowiedzi zupełnie zmieniona. Rolą księdza jest pomagać w rozwiązywaniu zwykłych ludzkich problemów.
Mówię wiernym: czasem pogadajcie sobie z Bogiem tak, jakbyście ze mną rozmawiali; tak prywatnie podziękujcie Bogu za to, że żyjecie; przeproście go własnymi słowami.
Każdy jest Odysem, wracającym do swojej Itaki. Tymczasem życie księży przypomina nieustającą wędrówką.
- Poszczególne parafie traktuję jako własne miejsce. Teraz moja Itaka znajduje się w Racławicach.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 38 (650)
  • Data wydania: 22.09.04

Kup e-gazetę!