Nie masz konta? Zarejestruj się

Piętno agresji

13.07.2004 00:00
Zakrwawiona i zapłakana siedziałam na podłodze w przedpokoju. Drżące ze strachu dziecko trzymałam w ramionach. W końcu przyszedł policjant.
Zakrwawiona i zapłakana siedziałam na podłodze w przedpokoju. Drżące ze strachu dziecko trzymałam w ramionach. W końcu przyszedł policjant. Zapytał tylko: I po co pani go prowokowała? Odechciało mi się wtedy żyć – opowiada Anna, jedna z wielu ofiar przemocy w rodzinie.
Kobiet, takich jak ona, przez wiele lat bitych i znieważanych przez mężów, kochanków i ojców jest tysiące. Żyją zamknięte w sobie, w ciągłym strachu przed kolejnym ciosem. Tylko niektóre zdecydowały się powiedzieć „dosyć”. Pod kierunkiem Doroty Chamerskiej prowadzącej Grupę Wsparcia dla Ofiar Przemocy pracują nad tym, by ich życie wróciło do normalności. Co jakiś czas spotykają się razem, dzielą smutkiem, rzadziej radością i pomagają wzajemnie.
- Od 20 lat żyję z człowiekiem, który katuje mnie i moje dziecko. O tym, by przyjść po pomoc, zdecydowałam, gdy zaczęłam się bać o córkę, która od kilku lat ma nerwicę, boi się wracać do domu, w nocy nie może spać. Staram się teraz załatwiać wszystkie konieczne formalności, ale wiem, że nawet rozwód może nie być końcem tego koszmaru, bo on nadal będzie tu mieszkał – mówi ze strachem w oczach Marzena.
W grupie raźniej
Marzena wielokrotnie wzywała policję, by uspokoiła jej pijanego i agresywnego męża. Wiele razy też przeciwko niemu toczyły się sprawy w sądzie. Przydzielono mu kuratora, ale to nie pomaga. Nadal psychicznie i fizycznie maltretuje rodzinę.
- Dzięki pomocy Doroty (Chamerskiej – przyp. red.) zdobyłam się na odwagę, poszłam do psychologa, mam stały kontakt z policją. Razem z innymi dziewczynami z grupy doradzamy sobie, co robić. Sądzę, że wielu kobietom w okolicy takie wsparcie jest potrzebne. Wiem jednak, że większość ma swoistą blokadę przed powiedzeniem komuś o takich problemach. To takie przykre – mówi Magda, kolejna ofiara pijackich ekscesów męża.
Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał
Kobiety padające ofiarą przemocy, jeśli już zdecydują się o tym mówić, szukają wsparcia wśród rodziny, znajomych, sąsiadów. Przecież wszyscy wiedzą, że w ich domach dzieje się źle. Z ich mieszkań wielokrotnie dobiegają krzyki, brzęk tłuczonych przedmiotów, łoskot uderzeń.
- Sąsiedzi zupełnie na to nie reagują. Udają, że nic nie widzą, nic nie słyszą, a to tak boli. Wiele razy spotykałam się z odmową udzielenia pomocy przez sąsiadów. Nie chcą nawet zadzwonić po policję, gdy widzą, że dzieje się coś złego. Nie chcą się mieszać w nie swoje sprawy, a przecież wielokrotnie mogliby nam pomóc. Może wtedy nie miałabym tylu sińców i ran – z żalem mówi Agata.
By było lepiej
Kobiety działające w Grupie Wsparcia dla Ofiar Przemocy żyją nadzieją na lepsze jutro. Przez to, że wiele razy były bite i nękane psychicznie, rzadko się uśmiechają. Mają jednak wiarę w to, że ich koszmar kiedyś się skończy. Wierzą, że dzięki wzajemnej pomocy będą potrafiły kiedyś żyć normalnie, bez obawy o swe zdrowie, a nawet życie.
- Gdyby nie ta nadzieja i pomoc, nie wiem, czy zdołałabym to wszystko przetrwać. Przecież takie życie to nie życie. Musimy sobie jakoś z tym radzić, a dzięki temu, że nie jesteśmy zdane same na siebie, łatwiej pokonać strach. Wszystkie życzymy sobie, by było lepiej – mówi Katarzyna.
Imiona kobiet zostały zmienione. Prawdziwe dane pozostają do wiadomości redakcji.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 28 (640)
  • Data wydania: 13.07.04

Kup e-gazetę!