Jeszcze w tym roku gminy powinny dołożyć do komunikacji miejskiej ponad 800 tys. zł, bo przewoźnicy stanęli na skraju bankructwa.
Obecnie jeżdżą za 2,24 zł za tzw. wozokilometr. Żeby pokryć faktycznie ponoszone koszty, powinny dostawać 20 gr więcej. Ale to tylko doraźne rozwiązanie.
Zawierając jesienią ub. roku umowy na świadczenie tych usług na trzy lata, przewoźnicy nie przewidzieli znaczącego wzrostu cen paliw w 2004 r. Minęło zaledwie pół roku od ich wejścia w życie. Przewoźnicy alarmują, że dokładają do interesu i grozi im bankructwo. Chrzanowski PKS już wypowiedział umowę przewozową, trzej inni przewoźnicy zwrócili się do burmistrzów o dopłaty.
Faktem jest, że stawki za 1 wozokilometr są na obszarze obsługiwanym przez chrzanowski związek komunikacyjny bardzo niskie. W przypadku niektórych linii, niższe niż w 1999 r. Za cenę wygrania przetargu przewoźnicy złożyli w jesiennym przetargu oferty skalkulowane właściwie „po kosztach”, co dla związku komunikacyjnego i pasażerów było sytuacją idealną. Mamy dzięki temu umiarkowane ceny biletów i umiarkowane są dotacje gmin do komunikacji. Dla przewoźników ta sytuacja okazała się jednak zgubna.
Wobec wzrostu kosztu publicznego transportu nadszedł czas na poważną debatę, skąd brać na to pieniądze. Zapewnienie transportu publicznego to zadanie własne samorządów. I to one muszą teraz pogłówkować jak rozwiązać komunikacyjny pat. Burmistrz Chrzanowa już ma pewien pomysł. Piszemy o tym na str. 8.
Jedno jest pewne. Na razie nie ma przyzwolenia na podwyżkę cen biletów i to źródełko radni będą raczej omijać.