Nie masz konta? Zarejestruj się

Psotny babiniec

07.07.2004 00:00
Do chrzanowskiego Pekinu nie odważył się zapisać żaden chłopak, choć dyrektor szkoły deklarował, że każdego mężczyznę przyjmie bez egzaminu.
Do chrzanowskiego Pekinu nie odważył się zapisać żaden chłopak, choć dyrektor szkoły deklarował, że każdego mężczyznę przyjmie bez egzaminu.
- Na zabawy musiałyśmy zatem wypożyczać kolegów z Fabloku lub Sierszy – mówi Elżbieta, absolwentka nieistniejącego już Liceum Pedagogicznego dla Wychowawczyń Przedszkoli w Chrzanowie, zwanego Pekinem lub Babińcem.
Jadwiga dodaje, że czasem „wypożyczała” chłopaka, który odprowadzał ją do domu.
- Druga zmiana lekcyjna kończyła się o ósmej wieczorem. Strach było samej chodzić po ciemku, więc prosiło się o pomoc... – ucina lekko zarumieniona.

Trochę żartu
Klasa Vb, która zdawała maturę w 1969 r., opowiada o szkolnych psikusach. Na pierwszy ogień idzie Elżbieta Wandor (po mężu Bogacz), kobieta o niewygasającym poczuciu humoru:
- Było to 1 kwietnia. Nikt nie przygotował mapek na geografię, zatem profesor Małecki zaczął stawiać dwóje. Należało działać! – Elżbieta wstrzymuje oddech. – Rzuciłam się między ławki i udawałam, że zemdlałam. Tymczasem dziewczyny, zamiast być poważne, zaczęły się śmiać. Obleciał mnie blady strach, bo pomyślałam, że jak moje oszustwo wyjdzie na jaw, to będzie nieziemska draka. W pewnej chwili uchyliłam jedną powiekę, by sprawdzić, co się dzieje. W tym samym momencie Małecki zwietrzył podstęp... Mogłam otworzyć dwoje oczu – relacjonuje.
Danuta Mielczarek:
- Potrzebowałam wyjść z lekcji. Nie pamiętam, po co. Po prostu wyjść. Na zajęciach plastyki, u profesor Skibińskiej, pomalowałam sobie rękę czerwoną farbą, a moja koleżanka obwieściła, że krwawię. Zostałam następnie wyprowadzona z klasy i tyle mnie widziano.
Jadwiga Siata (za mężem Dudek):
- W szkole była obowiązkowa nauka gry na wybranym instrumencie. Podczas lekcji, odbywających się na poddaszu, ja i Danusia zasłaniałyśmy się nutami. Profesor Skrodzki odpytywał Mielczarek, a grała za nią Siata. Oczywiście, nauczyciel nie wiedział o naszej zmowie.
Śmieszne zdarzenie, które będą do końca życia pamiętać dyplomowane wychowawczynie przedszkola, wiąże się z wagarowym wypadem. Elżbieta Wandor zaprowadziła całą klasę na wojskową komisję poborową.
- Panowie wpadli w chwilowe osłupienie, widząc trzydzieści dziewcząt – przyznaje pomysłodawczyni psikusa.

Trochę historii
W 1952 roku Mieczysław Werner, mając zgodę Ministerstwa Edukacji na założenie chrzanowskiej filii Państwowego Liceum dla Wychowawczyń Przedszkoli w Kętach, rozpoczął remont i adaptację pomieszczeń przy ul. 15 Grudnia 3 (obecnie budynek Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego przy ul. ul. Focha). 23 grudnia 1952 r. filia została przekształcona w samodzielną placówkę.
35 lat po maturze absolwentki Babińca, w towarzystwie nauczycieli: Zofii Świecy, Haliny Michalskiej, Józefa Bartuli i Zenona Małeckiego, wspominają nieżyjącego wychowawcę Stanisława Kapcię.
- Wykładał fizykę i jednocześnie wpajał zasady mądrego i godnego życia – mówi Elżbieta.
- Każdą uczennicę odwiedzał w domu i sprawdzał, jak mieszka. Troszczył się o podopiecznych – dodaje Danuta.
Temat rozmowy zbacza na ówczesne uwarunkowania polityczno-religijne. Absolwentki opowiadają o latach, kiedy nie można było oficjalnie chodzić do kościoła. Tymczasem większość pedagogów wyznawała katolicką wiarę.
- Na mszy dało się zauważyć przerażony wzrok jednej czy drugiej profesorki, gdy zobaczyła swojego ucznia lub koleżankę z pracy. Wszak nikt nie miał pewności, że jutro nie zostanie podkablowany i nie stanie na dywaniku dyrektora – opowiada jedna z licealistek.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 27 (639)
  • Data wydania: 07.07.04

Kup e-gazetę!