W 2006 roku minie 20 lat, odkąd gmina Libiąż przyjaźni się z francuskim miasteczkiem Ruovroy (3.100 mieszkańców).
W kontaktach oficjalnych była mała przerwa, bo poprzednie władze Libiąża uznały, że ideologicznie partnerom jest nie po drodze. Jednak silniejsze niż międzygminne umowy okazały się przyjaźnie wielu rodzin polskich i francuskich, a nade wszystko starania towarzystw przyjaźni polsko-francuskiej w obu miastach o wznowienie kontaktów.
- To m.in. zasługa obecnego mera Rouvroy Jeana Haja, który skupił wokół siebie Polonię, a to ponad 60 proc. tamtejszej ludności. Jean jest dziś również przewodniczącym TPFP w całym regionie Pas de Calais. To obszar o długich tradycjach górniczych, z tym że kopalnie w tym rejonie Francji stanowią już odległą historię – mówi Jan Pietruszka, emerytowany inżynier górnik, który od wielu lat dba o polsko-francuską przyjaźń w Libiążu.
- Negocjowanie pierwszego porozumienia z Rouvroy przed dwudziestu laty trwało kilka godzin. Pomagał nam oczywiście tłumacz, zgodnie z wymaganiami protokołu dyplomatycznego. Mimo to, trudno było się dogadać. Kiedy dobrnęliśmy do szczęśliwego końca, obecny z nami Jean Haja powiedział czysto po polsku: - Tośmy się napracowali, teraz byśmy się może dobrego wina napili – wspomina były naczelnik miasta i gminy Libiąż Ryszard Kosowski, dziś burmistrz Chrzanowa.
Jean Haja wraz z kilkuosobową delegacją gościł w Libiążu na obchodach 35-lecia miasta.
- Zaprosimy do nas wkrótce drużynę piłkarską, żeby oczywiście przegrała – zażartował mer J. Haja, który posługuje się piękną polszczyzną.