Nie masz konta? Zarejestruj się

Smarowane holowanie

05.05.2004 00:00
Czy miejscowi stróże prawa pozostają w zmowie z „holownikami” i czy kierowcy są nadal zmuszani do odsprzedaży rozbitych pojazdów?
Czy miejscowi stróże prawa pozostają w zmowie z „holownikami” i czy kierowcy są nadal zmuszani do odsprzedaży rozbitych pojazdów?
O lokalnych pomocach drogowych zaczęto mówić początkiem 2002 roku, kiedy Marek Gorzkowski, nowy komendant powiatowej policji, postanowił wprowadzić nowy porządek. Wówczas posypało się wiele znajomości, owocujących nieformalną współpracą holowników i funkcjonariuszy „drogówki”.

Układ z Komendą
- Nie jestem dziś lubiany – przyznaje nadkomisarz Marek Gorzkowski, dając do zrozumienia, że niektórym osobom żyło się tutaj jak u Pana Boga za piecem.
Schemat działania mógł wyglądać następująco: po odebraniu zgłoszenia o wypadku, mundurowi dzwonili po zaufanego laweciarza, który – w ramach rewanżu – odpalał funkcjonariuszom stosowną działkę. Nie jest tajemnicą, że jeden z chrzanowskich policjantów wyleciał ze służby, bo miał nieczyste ręce.
- Zdarzyła się w naszych szeregach czarna owca – kwituje Gorzkowski.
Kto był wykonawcą zleceń nieuczciwego stróża prawa? Nieoficjalnie mówi się o braciach Wleciałach – „holownikach” z piętnastoletnim stażem. Wleciałowie zaprzeczają łapówkarskim powiązaniom z funkcjonariuszami, jednocześnie przyznając, że przed przyjściem Gorzkowskiego mieli pewien układ z Komendą.
- Wydaliśmy dużo pieniędzy na sponsorowanie chrzanowskiej policji. Poza tym holowaliśmy radiowozy, nie biorąc ani grosza – twierdzi Rafał Wleciał. – W zamian, od czasu do czasu, dostawaliśmy sygnały o wypadkach. Jednak nigdy nie wręczyliśmy nikomu żadnej łapówki – zastrzega.

Wykreślenie panów sytuacji
Od maja 2000 r. do początku listopada 2003 r. chrzanowska firma Rafała Wleciała znajdowała się na liście holowników starostwa. Gdy kierowcy prosili policjantów o informacje o lokalnych pomocach drogowych, otrzymywali między innymi telefon do Rafała Wleciała.
- Wówczas miałem 80 proc. rynku. Na przełomie 2001 i 2002 roku wykonywałem usługi na terenie Chrzanowa i Libiąża. Również jeździłem po Trzebini, ponieważ tamtejsza firma odmówiła ściągania pojazdów – przekonuje holownik.
- Wleciałowie przyjeżdżali na każde zawołanie. W końcu zaczęli być panami sytuacji – konstatuje komendant Gorzkowski, który w sierpniu ubiegłego roku zwrócił się do starosty o wykreślenie „nadgorliwego” holownika z powiatowej listy.
Oficjalne uzasadnienie decyzji komendanta brzmiało: bracia Wleciałowie naruszają zasady uczciwej konkurencji, czyli podbierają rynek innym holownikom, jak również mają niedozwolone konszachty z policjantami.

Zemsta funkcjonariusza
Bracia Wleciałowie twierdzą, że jest to nieprawda, a skreślenie z listy holowników starostwa wiążą z prywatną zemstą jednego z policjantów, z którym niegdyś współpracowali. Krzysztof L., funkcjonariusz chrzanowskiej „drogówki”, miał rzekomo odkupywać od Wleciałów uszkodzone samochody, które po wypadku trafiały do holownika na strzeżony parking.
- Znajomy rozbił nową skodę oktavię, którą sprowadził z Czech – opowiada Rafał Wleciał. - Przywieźliśmy auto na mój parking, gdzie stało parę dni. W międzyczasie jego właściciel był u nas i mówi do ojca: „Heniek, nikomu nie rozpowiadaj o rozbitym samochodzie. Sprzedam go i kupię następny”. Po prostu wstydził się przyznać komukolwiek do stłuczki. Upłynęło pół godziny i pojawia się Krzysztof L. Pyta o skodę oktavię. Tłumaczy, że pojazd został już przez niego zaliczkowany. Wtedy ojciec dzwoni do właściciela, żeby potwierdzić, czy faktycznie sprzedaje on samochód. Tymczasem nasz znajomy zapewnia, że nikogo do nas nie przysłał i z nikim nie rozmawiał o sprzedaży auta. Mówimy: „Krzysiu, gościu nie godzi się na żadne oglądanie”. Od tamtej pory mamy problemy z Krzysztofem L., który zakłada nam sprawy w sądzie nie wiadomo za co – konstatuje.
- Chociaż do dzisiaj Krzysztof L. handluje samochodami, wciąż pracuje na policji – dziwi się Grzegorz Wleciał.
Zapewnia, że przez kilka lat firma Wleciałów transportowała zakupione auta do domu Krzysztofa L.
- Niektóre pojazdy lądowały w warsztacie na Kątach. Poza tym policjant ten kupił, będąc w mundurze, fiata uno w Libiążu – twierdzi Grzegorz Wleciał.
Komendant Gorzkowski nie wierzy w takie zarzuty, kierowane pod adresem swojego podwładnego, bo – jak przekonuje – bracia Wleciałowie są zdolni do wszystkiego.

Wymuszenia po wypadku
Wleciałowie przekonują, że niewiele pomocy drogowych żyje z holowania.
- Właściciel rozbitego pojazdu otrzymuje od holownika zapewnienie bezpłatnego przewiezienia pojazdu na parking. Potem słyszy, jakie ma usterki w samochodzie oraz ile będzie kosztować naprawa. Z reguły wychodzi dużo pieniędzy. Jednocześnie proponuje się kierowcy odkupienie jego samochodu. Gdy klient nie godzi się, stawka za holowanie pojazdu i opłata za parking idą w górę. Widząc rachunek, zszokowany kierowca decyduje się sprzedać auto – Grzegorz Wleciał opisuje praktyki holowników.
Nie jest tajemnicą, że właściciele dwóch pomocy drogowych z listy starosty prowadzą równocześnie auto-komisy, a dwóch kolejnych posiada warsztaty samochodowe.
Osobna sprawa to przestrzeganie cennika usług holowniczych. Zgodnie z uchwałą powiatowej rady z 14 maja 2002 roku, holowanie ciężarówki powyżej 5,5 tony kosztuje 330 zł netto (do 30 km). Tymczasem faktura, którą 1 listopada 2003 roku wystawiła pomoc drogowa, figurująca na liście starosty, opiewa na 1000 zł netto (taka stawka obowiązywała w poprzednim cenniku).

Chociaż nikt nie złapał nikogo za rękę, słychać o cichej zmowie pomiędzy stróżami prawa a holownikami. Nawet wysocy funkcjonariusze chrzanowskiej Komendy nie wykluczają istnienia takiego procederu. Co do konfliktu pomiędzy braćmi Wleciałami a policją jedno jest pewne: komendant Marek Gorzkowski zmusił niegdysiejszych monopolistów, „udzielających” drogowej pomocy, do podzielenia się rynkiem ze swoimi konkurentami. Teraz, w ramach odwetu, bracia Wleciałowie próbują ujawniać policyjne „tajemnice”.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 18 (630)
  • Data wydania: 05.05.04

Kup e-gazetę!