Rolnicy z powiatu chrzanowskiego złożyli dotąd najmniej wniosków o unijne dopłaty bezpośrednie z całego województwa. Uczyniło to zaledwie 600 spośród 3.300 uprawnionych.
- Przyczyn może być kilka: ziemia w naszym powiecie jest szalenie rozdrobniona, sporą jej część stanowią nieużytki, zanikły też tradycje rolnicze. Właściciele takich małych gospodarstw z ziemi słabej klasy twierdzą, że żadna produkcja się tu nie opłaca. Na zebraniach informacyjnych w sprawie dopłat słyszeliśmy wielokrotnie, że dla 500 zł dopłaty od 1 ha nie warto się nawet trudzić z kompletowaniem dokumentów. W naszym rejonie praktycznie zniknął w latach 90. handel gruntami rolnymi. Prawie nikt nie chce się zdecydować na dzierżawę pola.
Traktowanie gospodarstwa rolnego jako firmy też nie ma w naszym powiecie tradycji, bo ludzie obawiają się m.in. ingerencji urzędu skarbowego. To smutne, że nasz powiat jest obszarem zdegenerowanym i przemysłowo, i rolniczo – ocenia Antoni Urbański, kierownik chrzanowskiego biura Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
W naszym powiecie jest 3.300 gospodarstw rolnych. Tylko 17 proc. z uprawnionych – posiadaczy przynajmniej hektara ziemi przeznaczonej pod uprawę, postanowiło ubiegać się o pieniądze z Unii. Ta liczba szokuje, bo w innych powiatach procent gospodarstw, które złożyły wnioski, jest znacznie wyższy. Najlepszym przykładem są nasi sąsiedzi. W powiecie oświęcimskim wnioskowało blisko 50,49 procent rolników, a w olkuskim 46,46 proc. Największe zainteresowanie dopłatami w Małopolsce odnotowano w Proszowicach: 87,66 proc., ale to teren typowo rolniczy.