Nie masz konta? Zarejestruj się

Wszystko poza wolnością

24.03.2004 00:00
Ośrodek wypoczynkowy – tak osadzeni mówią o trzebińskim zakładzie karnym.
Bartek i Mariusz siedzą w sali. Niewielkie pomieszczenie, sześć prycz, przy każdej fotografie: matek, dzieci, małżonek.
Ośrodek wypoczynkowy – tak osadzeni mówią o trzebińskim zakładzie karnym.
Bartek i Mariusz siedzą w sali. Niewielkie pomieszczenie, sześć prycz, przy każdej fotografie: matek, dzieci, małżonek. Pod oknem telewizor, magnetowid i magnetofon. Włączyć je można dopiero po godz. 17. Za złamanie przepisu grozi kara.
- Akurat mam przerwę, bo robota się skończyła – Bartek jest etatowym hydraulikiem w trzebińskim zakładzie karnym. Dostaje połowę najniższego wynagrodzenia.

Tu jest lajcik
- W porównaniu z zamkiem, tu jest lajcik. To nagroda za dobre sprawowanie. Przygotowujemy się na wyjście na wolność – chwali warunki Bartek, który wcześniej trzy lata siedział w zamkniętym zakładzie karnym (w więziennym slangu to zamek). – Kiedy przyjechałem do Trzebini, nie mogłem się nacieszyć trawą na dziedzińcu.
Mówi, że stracił wtedy wszystko: żonę i dziecko. Od ośmiu miesięcy spotyka się z dziewczyną, którą poznał przez kumpla. Kolega dał mu numer telefonu i Bartek zadzwonił: „Nie przeraziła się, że jestem osadzony. Znała mnie z widzenia jeszcze na wolności”.
Ona przyjeżdża na widzenia, on często do niej dzwoni, pisze listy. Ma nadzieję, że w maju dostanie przepustkę i wtedy zobaczą się na wolności.
- Dziś piątek. Najważniejszy dzień. Jutro odwiedziny. Dlatego ja odliczam odsiadkę na tygodnie. W każdą sobotę przyjeżdża dziewczyna, albo rodzice – cieszy się.
Przysługują mu widzenia bezdozorowe – rozmowie nie przysłuchuje się strażnik.

Lepiej nie tęsknić
Mariusz nie czeka na weekend z utęsknieniem.
- Widzenia mam rzadko, raz na pół roku. Jestem z daleka, więc nie mam sumienia namawiać mamy do pokonywania 230 kilometrów w jedną stronę. Lepiej jest, gdy wrzuci do koperty ze dwie stówki. A ja dzwonię do niej raz w tygodniu. Cieszę się też, że nie mam dziewczyny, bo nie mam za kim tęsknić – przyznaje Mariusz.
Bartek próbuje zrozumieć swojego kolegę z sali: - W więzieniu tęsknota często przeradza się w chorobliwą podejrzliwość o zdradę.
Problemy emocjonalne stara się rozwiązać psycholog, która pracuje w zakładzie karnym już trzynaście lat.
- Czasem osadzeni przychodzą do mnie podminowani, martwią się o byt rodziny. Że żona i dzieci nie mają co jeść, gdzie mieszkać. Wielu podejrzewa swoje partnerki o zdradę. Wtedy wysłuchuję nierzadko wydumanych argumentów i staram się je obalić. Coraz więcej osób trafia do mnie z płaczem. Najczęściej chodzi o młodych chłopców. To pierwszy krok ku depresji. W takich przypadkach sprawę rozwiązuje rozmowa, przedstawienie drugiej strony medalu każdej sytuacji – opowiada Aleksandra Szałkowska, psycholog – czasem występująca również w roli mediatora między osadzonym i wychowawcą.
Dochodzi południe. Mariusz wraca do pracy w warsztacie. Obiad za półtorej godziny...
- A potem zabijanie czasu: pogra się w piłkę, pogada przez telefon, porozmawia z chłopakami przy kawie. O czym? O tym, co robiło się na wolności, o swoich miłościach, o planach na przyszłość – relacjonuje Bartek.

Kawa to rytuał
Wielu osadzonych oddaje się kilkugodzinnym rozmowom przy kawie na świeżym powietrzu.
- Pracodawcy nie są zainteresowani zatrudnianiem więźniów za zapłatą. Jest jedynie szansa na pracę nieodpłatną. Prawo zapewnia więźniom wszystkie prawa z wyjątkiem wolności – mówi dyrektor Marek Wacławek.
Pięciu mieszkańców zakładu karnego gotuje obiad. Dziś pieczarkowa z makaronem, żeberka duszone w sosie myśliwskim, ziemniaki i surówka z kiszonej kapusty. Na śniadanie serwowano chleb z salcesonem i herbatę. Na kolację przyszykowano chleb z dżemem i kawę zbożową.
- Posiłek więzienny niczym nie różni się od dań w miejskich stołówkach. Przecież osoby, które gotują, też to jedzą – wyjaśnia funkcjonariusz Jarosław Gębka, szef kuchni, który ma do dyspozycji pomoc kuchenną, kucharza i pomocnika kucharza oraz cztery kotły na wyposażeniu: dwa dwustulitrowe i dwa trzystulitrowe.
- Jedzenie nie rewelacyjne, ale mamy palniki elektryczne, więc sami też możemy sobie coś upichcić – zaznacza Mariusz.
Z siłowni dobiega głośna muzyka. Na ćwiczeniach więzień może spędzić maksymalnie godzinę dziennie. Potem musi ustąpić miejsca innym. W międzyczasie karciani mistrzowie mierzą swoje umiejętności w konkursie. Za trzy pierwsze miejsca przysługuje tzw. wniosek nagrodowy, czyli na przykład dodatkowe widzenie czy paczka z domu.
- Od kilku lat nie mamy pieniędzy na nagrody rzeczowe czy pieniężne – zauważa Jerzy Głogowski, wychowawca ds. kulturalno – oświatowych.

Zostawić cząstkę siebie
Pan Jurek prowadzi jednocześnie bibliotekę, do której zapisało się niespełna osiemdziesięciu osadzonych (to 25 procent wszystkich więźniów).
- Proszą o beletrystykę, kryminały, książki podróżnicze czy sensacyjne. O romanse nikt oczywiście nie pyta – wylicza J. Głogowski.
Więźniowie mają do dyspozycji ponad tysiąc woluminów. Od czterech lat zbioru nie zwiększono nawet o jedną pozycję. Powód? Brak funduszy.
Ignacy godzinami maluje w swoim królestwie, nazywanym nieoficjalnie fajansiarnią, a oficjalnie – salą do zajęć plastycznych.
- Ponoć w każdym obrazie pozostawia się cząstkę siebie - absolwent Liceum Sztuk Plastycznych w Krakowie wskazuje na swoje najnowsze dzieło. Może i ten górski widok powędruje, jak wiele innych jego prac, do Krakowa i zawiśnie na Bramie Floriańskiej?

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 12 (624)
  • Data wydania: 24.03.04

Kup e-gazetę!