Z widokiem na miliony
Hałda alwerniańskich odpadów nie ma w Polsce równej sobie. Jest także wyjątkowa dla niektórych mieszkańców gminy. Rosła bowiem razem z nimi.
Hałda alwerniańskich odpadów nie ma w Polsce równej sobie. Jest także wyjątkowa dla niektórych mieszkańców gminy. Rosła bowiem razem z nimi.
Zmierzając ul. Krasickiego nad Zalew Skowronek, po prawej stronie widać najpierw instalacje Zakładów Chemicznych, potem podłużne, jakby ścięte za jednym zamachem wzniesienie. Gdy spadnie śnieg, jaśniejące na tle nieba. Wiosną i latem otoczone zielenią drzew i krzewów.
Słynna hałda! Trzy miliony ton trujących substancji i przekleństwo lokalnego samorządu, marzącego o turystycznym biznesie. Niczym bumerang powracający temat grubych pieniędzy, potrzebnych na rekultywację ekologicznej bomby, których nikt nie chce wyłożyć lekką ręką. Utrapienie alwernian, załamujących ręce na samą myśl, czym może grozić – jak zwykli mówić – sąsiedztwo „tablicy Mendelejewa”.
A ja się do niej przyzwyczaiłam...
72-letnia Władysława pamięta czasy, kiedy w miejscu sztucznego wzgórza szumiał las, a sosny schodziły w dolinę płynącego nieopodal potoku Regulka. Któż wtedy nie lubił spędzać tam wolnych chwil? Odkąd teren przeznaczono pod wywóz odpadów, ubywało drzew, za to potężniała góra chromu. Każdego roku coraz większa, z czasem zaczęła dominować nad okolicą. W końcu wpisała się na dobre w krajobraz – niczym przydrożna kapliczka. Dorośli szli „Pod Hałdę” – na grzyby. Młodzież wybierała się „Pod Hałdę” – nad rzekę. Ktoś inny zmierzał „Pod Hałdę” – do sąsiada.
- Rosła razem ze mną, więc musiałam się do niej przyzwyczaić – babcia Władysława śmieje się, kręcąc młynka spracowanymi dłońmi. - Poza tym, przynosiła pożytek. Wie pan, ilu ludzi na niej pracowało? Nocami świeciło się, wagoniki jeździły tam i z powrotem, a hałasowały co niemiara. A jak robotnicy opowiadali na górze kawały, to do nas dochodził ich chichot. Wyglądało tak, jakby na wzniesieniu było jakieś miasteczko – opowiada.
Córka pani Władysławy, Bożena, zerka w okno, za którym wznosi się chromowa góra i mówi, że nie może już ścierpieć jej widoku. Nie darzy hałdy sentymentem, choć podobnie jak matka urodziła się u stóp chemicznego wzniesienia. Przyznaje, że od pewnego czasu nie czuć smrodu zgniłych jajek. Poza tym posadzono drzewa wokół hałdy...
- ...i zaczęła nawet ładnie wyglądać – wtrąca babcia Władysława.
- Nieważne: ładnie czy nieładnie. Najgorsza jest świadomość, że to trucizna. Bo rozumie pan, na przykład idę do ogródka urwać truskawkę i wiem, że została ona zniszczona przez Zakłady – tłumaczy Bożena. - My jakoś przeżyjemy, ale co będzie dalej – patrzy na swoją córkę Monikę.
Czternastolatka nie myśli o hałdzie. Ani ją ona ziębi, ani parzy. Góra jak góra. Po prostu stoi i trudno sobie wyobrazić, że nagle zniknie.
...choć jedna kobieta umarła
Zbigniew Burzyński, członek alwerniańskiego zespołu Tradycja, w 1999 roku kupił dom kilkaset metrów od hałdy.
- Zasłania widok na świat, ale żeby szkodziła, to nie wiem... – wzrusza ramionami. – W zimie młodzież zjeżdża na nartach pod samo składowisko, a w lecie całe tabuny ludzi chodzą tam na grzyby. Nie trzeba się wybierać do Włoszczowej, bo dorodne maślaki rosną pod nosem. Bażantów i saren też nie brakuje – zapewnia.
Dawniej zdarzało mu się widzieć żółto-zielony śnieg, a cztery lata temu, przed burzą, jak zawiało chemikaliami, to nie mógł później szyb domyć.
- Od tamtego czasu jest spokój. Nawet moja córka chce się tutaj przeprowadzić – pod Mount Giewont, bo tak nazywam hałdę – wyznaje Zbigniew.
Ponad 50-letnia Helena nie mieszka w bezpośrednim sąsiedztwie zwałowiska. Wychodząc przed gospodarstwo, nie musi przynajmniej patrzeć na trzy miliony ton odpadów. Jednak skutki bliskiej obecności chromowej góry widzi gołym okiem.
- Zboże, zaraz po wzejściu, zaczyna żółknąć, a w niektórych miejscach znika z korzeniami. Jakby jednej nocy przylecieli kosmici i narysowali żółte plamy. Warzywa rodzą się małe i szybko gniją w kopcach. Dwudziestolatkowie, którzy byli dotąd zdrowi, uskarżają się na alergie, katary, wysychającą skórę. Hałda daje w kość dopiero po latach – uważa Helena.
Po okolicy chodzi fama, że jedna kobieta umarła przez hałdę na raka. O innych przypadkach śmiertelnych, spowodowanych odpadami poprodukcyjnymi, nie słyszano.
Zmierzając ul. Krasickiego nad Zalew Skowronek, po prawej stronie widać najpierw instalacje Zakładów Chemicznych, potem podłużne, jakby ścięte za jednym zamachem wzniesienie. Gdy spadnie śnieg, jaśniejące na tle nieba. Wiosną i latem otoczone zielenią drzew i krzewów.
Słynna hałda! Trzy miliony ton trujących substancji i przekleństwo lokalnego samorządu, marzącego o turystycznym biznesie. Niczym bumerang powracający temat grubych pieniędzy, potrzebnych na rekultywację ekologicznej bomby, których nikt nie chce wyłożyć lekką ręką. Utrapienie alwernian, załamujących ręce na samą myśl, czym może grozić – jak zwykli mówić – sąsiedztwo „tablicy Mendelejewa”.
A ja się do niej przyzwyczaiłam...
72-letnia Władysława pamięta czasy, kiedy w miejscu sztucznego wzgórza szumiał las, a sosny schodziły w dolinę płynącego nieopodal potoku Regulka. Któż wtedy nie lubił spędzać tam wolnych chwil? Odkąd teren przeznaczono pod wywóz odpadów, ubywało drzew, za to potężniała góra chromu. Każdego roku coraz większa, z czasem zaczęła dominować nad okolicą. W końcu wpisała się na dobre w krajobraz – niczym przydrożna kapliczka. Dorośli szli „Pod Hałdę” – na grzyby. Młodzież wybierała się „Pod Hałdę” – nad rzekę. Ktoś inny zmierzał „Pod Hałdę” – do sąsiada.
- Rosła razem ze mną, więc musiałam się do niej przyzwyczaić – babcia Władysława śmieje się, kręcąc młynka spracowanymi dłońmi. - Poza tym, przynosiła pożytek. Wie pan, ilu ludzi na niej pracowało? Nocami świeciło się, wagoniki jeździły tam i z powrotem, a hałasowały co niemiara. A jak robotnicy opowiadali na górze kawały, to do nas dochodził ich chichot. Wyglądało tak, jakby na wzniesieniu było jakieś miasteczko – opowiada.
Córka pani Władysławy, Bożena, zerka w okno, za którym wznosi się chromowa góra i mówi, że nie może już ścierpieć jej widoku. Nie darzy hałdy sentymentem, choć podobnie jak matka urodziła się u stóp chemicznego wzniesienia. Przyznaje, że od pewnego czasu nie czuć smrodu zgniłych jajek. Poza tym posadzono drzewa wokół hałdy...
- ...i zaczęła nawet ładnie wyglądać – wtrąca babcia Władysława.
- Nieważne: ładnie czy nieładnie. Najgorsza jest świadomość, że to trucizna. Bo rozumie pan, na przykład idę do ogródka urwać truskawkę i wiem, że została ona zniszczona przez Zakłady – tłumaczy Bożena. - My jakoś przeżyjemy, ale co będzie dalej – patrzy na swoją córkę Monikę.
Czternastolatka nie myśli o hałdzie. Ani ją ona ziębi, ani parzy. Góra jak góra. Po prostu stoi i trudno sobie wyobrazić, że nagle zniknie.
...choć jedna kobieta umarła
Zbigniew Burzyński, członek alwerniańskiego zespołu Tradycja, w 1999 roku kupił dom kilkaset metrów od hałdy.
- Zasłania widok na świat, ale żeby szkodziła, to nie wiem... – wzrusza ramionami. – W zimie młodzież zjeżdża na nartach pod samo składowisko, a w lecie całe tabuny ludzi chodzą tam na grzyby. Nie trzeba się wybierać do Włoszczowej, bo dorodne maślaki rosną pod nosem. Bażantów i saren też nie brakuje – zapewnia.
Dawniej zdarzało mu się widzieć żółto-zielony śnieg, a cztery lata temu, przed burzą, jak zawiało chemikaliami, to nie mógł później szyb domyć.
- Od tamtego czasu jest spokój. Nawet moja córka chce się tutaj przeprowadzić – pod Mount Giewont, bo tak nazywam hałdę – wyznaje Zbigniew.
Ponad 50-letnia Helena nie mieszka w bezpośrednim sąsiedztwie zwałowiska. Wychodząc przed gospodarstwo, nie musi przynajmniej patrzeć na trzy miliony ton odpadów. Jednak skutki bliskiej obecności chromowej góry widzi gołym okiem.
- Zboże, zaraz po wzejściu, zaczyna żółknąć, a w niektórych miejscach znika z korzeniami. Jakby jednej nocy przylecieli kosmici i narysowali żółte plamy. Warzywa rodzą się małe i szybko gniją w kopcach. Dwudziestolatkowie, którzy byli dotąd zdrowi, uskarżają się na alergie, katary, wysychającą skórę. Hałda daje w kość dopiero po latach – uważa Helena.
Po okolicy chodzi fama, że jedna kobieta umarła przez hałdę na raka. O innych przypadkach śmiertelnych, spowodowanych odpadami poprodukcyjnymi, nie słyszano.
Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.
Najnowsze komentarze