Nie masz konta? Zarejestruj się

Wrócić do Sorrento…

25.02.2004 00:00
Nie był to zwykły wieczór wspominkowy, lecz spotkanie przyjaciół, którzy z sentymentalnym uśmiechem na twarzy wspominali stare, dobre czasy, bo przecież, kiedy oglądamy się za siebie, czasy są zawsze dobre.
Nie był to zwykły wieczór wspominkowy, lecz spotkanie przyjaciół, którzy z sentymentalnym uśmiechem na twarzy wspominali stare, dobre czasy, bo przecież, kiedy oglądamy się za siebie, czasy są zawsze dobre.
O swoich przeżyciach związanych z pochodzącym z Krzeszowic poetą Stanisławem Czyczem opowiadali Adam Macedoński, Leszek Długosz, Andrzej Kołpanowicz. Osiągnięcia literackie zaprezentował Jacek Rozmus, autor książki o Czyczu „W okolicach Arkadii”.
Adam Macedoński wspominał ośmioletni okres, w którym dzielił ze Stanisławem Czyczem pokój na poddaszu w Krakowie przy ulicy Krupniczej 22. To właśnie na owej stancji, którą polecił Macedońskiemu Sławomir Mrożek, doszło do pierwszego spotkania obu artystów. W progu mieszkania przywitał Macedońskiego stek przekleństw i kłęby dymu, wśród których na fotelu wyniesionym z Rotundy siedział „chłopiec o twarzy staruszka”. To połączenie wywarło niezapomniane wrażenie.
- Stanisław Czycz był szczery do bólu, nie uznawał konwenansów, czuł czas i przestrzeń, a jego bezgraniczna szczerość wsparta zadziorną postawą wobec otoczenia stawała się rodzajem samoobrony przed siermiężną rzeczywistością lat 50. – mówił Macedoński
Mieszkanie przy Krupniczej było świadkiem gorących dysput o życiu i sztuce, miejscem, w którym artyści „kolekcjonowali” swoje kobiety. Było też ich jedynym schronieniem. Żyli bardzo skromnie, w stu procentach wypełniając stereotyp młodego, zbuntowanego artysty. Dwie pary spodni i koszula. Latem na poddaszu było gorąco, więc spali nago, w zimie ziąb zmuszał do używania jako opału sprzętów domowych.
O biedzie, z jaką Czycz walczył na co dzień, opowiadał Andrzej Kołpanowicz: - Staszek wstawał rano, parzył herbatę i gotował jajko na twardo. Jajko kroił na pół. Herbata na śniadanie, połówka jajka na obiad, druga na kolację.
Ubóstwo zmuszało do szukania genialnych rozwiązań. Przemieszczanie się pomiędzy Krzeszowicami a Krakowem, było zbyt dużym obciążeniem finansowym. Czycz opracował wymagającą mistrzowskiej precyzji metodę wywabiania z biletów kolejowych daty. - Nad biletem spędzał z igłą pół dnia w pełnym skupieniu, ale przejazd był za darmo – wspomina Kołpanowicz.
- Nie znosił sztuczności, nadętych rozmów, unikał zatłoczonych knajpek i lokali, a jednocześnie potrafił opowiadać z niesamowitą swadą – tak wspominał przyjaciela Leszek Długosz.
Powrócił myślami do wspólnych spacerów i prowadzonych na wzór Sokratesa dysput. Próbując zdefiniować „Czyczowe” podejście do życia i sztuki Jacek Rozmus odniósł postawę Czycza do motta Zbigniewa Herberta: „Być człowiekiem naprawdę, to pisać wiersze”. Gdyby Czycz miał wygłosić swoje kredo, powiedziałby: „Być artystą trzeba... zawsze”.
Spotkaniu towarzyszyło otwarcie wystawy, na której zgromadzono pamiątki po Stanisławie Czyczu: rękopisy, rysunki, zdjęcia, ulubione płyty. Dzięki uprzejmości żony artysty – Barbary Sommer Czycz – organizatorzy mogli zaprezentować sprzęty przywiezione między innymi ze zrujnowanego domu Czycza w Gwoźdźcu. Wystawa będzie czynna przez miesiąc w galerii przy ul. Krakowskiego 30.
Komisarz wystawy Anna Konopka wyraziła nadzieję na zorganizowanie na poddaszu Galerii Krzeszowickiego Ośrodka Kultury stałej ekspozycji poświęconej Stanisławowi Czyczowi.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 8 (620)
  • Data wydania: 25.02.04

Kup e-gazetę!