Nie masz konta? Zarejestruj się

Tam, gdzie Chechło wpada do Wisły

18.02.2004 00:00
Tuż przed ujściem Chechła do Wisły, stoi dom Stanisława Jurczyka. Któż więc, jak nie on, miałby więcej do powiedzenia na temat tej rzeki?
Tuż przed ujściem Chechła do Wisły, stoi dom Stanisława Jurczyka. Któż więc, jak nie on, miałby więcej do powiedzenia na temat tej rzeki?
- Choć mieszkam w Bębenkach, blisko Mętkowa, to należymy do Żarek, bo rzeką przebiega granica między gminą Libiąż a gminą Babice. Ale z Mętkowem łączy nas wszystko: sklepy, szkoła i kościół – wyjaśnia pan Stanisław, lat 67.
Swój dom, z charakterystycznym szwedzkim dachem, pobudował na parceli żony Ireny o panieńskim nazwisku Lelito. Właśnie Lelitowie gospodarzyli z dziada pradziada tam, gdzie kończy bieg Chechło. I gdzie rolnik nigdy nie mógł być pewien, czy mu wiosną woda zaleje pola, czy nie.
Kiedy tylko podnosi się poziom nurtu w Wiśle, masa wody sunie korytem Chechła pod prąd, by zatopić hektary okolicznych pól i łąk. Szczęśliwie, dom Jurczyków, tak jak dawniej Lelitów, usadowiono na wzgórzu, które wówczas zamieniało się w wyspę. Takie wylewy zdarzały się często. Ostatni podczas powodzi w 1997 roku.
- To ujście Chechła jest historyczne, bo ma swoją tajemnicę. Podczas okupacji Niemcy zarządzili wznoszenie wałów wzdłuż rzeki w stronę Wisły. Spędzili chłopów, dali im taczki, pognali do roboty. Patrz pan – Jurczyk pokazuje w plenerze co i jak – zabrakło im do ukończenia ze dwa kilometry.
Wychodzi na to, że gdyby II wojna trwała jeszcze z pół roku, to pod niemieckimi rządami ludzie skończyliby sypać wały wzdłuż Chechła. Polska Ludowa, choć dysponowała spychaczami marki stalinowiec, z powodów zapewne ideologicznych nie kontynuowała poniemieckiej inwestycji. I rolników dalej zalewało.
- A teraz to są same nieużytki te tereny. Prawie nikt tu nic nie sadzi, ani nie sieje, chociaż ziemie mamy pierwsza klasa, takie żyzne.
Stanisław Jurczyk marzy, by jednak ukończyć te okupacyjne wały. I on, i sąsiedzi, spaliby spokojniej. A podczas snu sięgali do czasów dzieciństwa, gdy woda w Chechle była jak kryształ. Raki w niej żyły, ryby i pachniała przyrodą, a nie chemią.
Pan Stanisław urodził się w Żarkach, gdzie spędził dzieciństwo.
- Krowy chodziliśmy paść w stronę Zagórcza na tzw. Tadeuszowiznę. Nieopodal płynęło Chechło, tworząc zakole pod Diabłową Górą. Tam było najlepsze miejsce do kąpieli – wspomina.
To miejsce jest zresztą do dzisiaj. - Tylko kto będzie wchodzić do takich ścieków? Chociaż przyznać trzeba, że ostatnio rzeka mniej śmierdzi, a nurt już nie niesie odpadów z zakładów mięsnych czy śmieci ze starego szpitala – dodaje Stanisław Jurczyk.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 7 (619)
  • Data wydania: 18.02.04

Kup e-gazetę!