Nie masz konta? Zarejestruj się

Urodę oddać za życie

18.02.2004 00:00
Jakich słów użyć, by powiedzieć niespełna pięcioletniemu dziecku, że jego organizm trawi śmiertelna choroba? Jak wytłumaczyć niechęć do zabawy oraz brak sił i apetytu?
Przed takimi dylematami stanęła Justyna Mikołajczyk, której córeczka Oliwia walczy z nowotworem.
Jakich słów użyć, by powiedzieć niespełna pięcioletniemu dziecku, że jego organizm trawi śmiertelna choroba? Jak wytłumaczyć niechęć do zabawy oraz brak sił i apetytu?
Przed takimi dylematami stanęła Justyna Mikołajczyk, której córeczka Oliwia walczy z nowotworem.
Oliwia przyszła na świat 29 maja 1999 roku, na pięć minut przed godziną 14. w szpitalu w Szczecinku. Ważyła ponad 3000 g. W narodzinach dziecka czynny udział brał tato Maciej, który przecinał pępowinę.
Zanim młode i szczęśliwe, bo obdarzone wspaniałą pociechą małżeństwo, przeprowadziło się w rodzinne strony Macieja Mikołajczyka, mieszkało u rodziny Justyny, w Szczecinku położonym pomiędzy dwoma jeziorami w województwie zachodniopomorskim.
Obok rumianego i zdrowo wyglądającego dziecka trudno było przejść obojętnie. Czerwona kokarda, zawiązywana na beciku, miała je chronić przed rzuceniem uroku. Upłynęły dwa lata. W którymś momencie troskliwi rodzice zauważyli, że ich córeczka utyka na lewą nóżkę.
- Nikt nie podejrzewał, że może to być coś poważnego – wspomina krewna dziecka.

Utykający aniołek
Dziewczynka trafiła na oddział ortopedyczny szpitala w Koszalinie. Badania wykazały zapalenie lewego stawu biodrowego. Założono jej gips, po zdjęciu którego bóle ustąpiły.
Mikołajczykowie postanowili wówczas zmienić miejsce zamieszkania. No nowy dom wybrali okolice Trzebini, z których pochodził Maciej.
Oliwii, nie licząc drobnych infekcji górnych dróg oddechowych, nic nie dokuczało.
- Bardzo żywe i ruchliwe dziecko, istny wulkan. Do tego zawsze uśmiechnięta i pogodna – opowiada wujostwo.
Choroba na nowo dała o sobie znać w październiku ubiegłego roku. Tuż po przebytej anginie, mały aniołek, jak zwykła mówić o niej jej mama Justyna, zaczął na nowo utykać na lewą nóżkę, i co gorsza, uskarżać się także na ból prawej. Znalazła się w szpitalu. Objawy ustąpiły, ale na krótko. Ból w kościach znowu dał o sobie znać na tyle mocno, że dziewczynka czuła go pomimo środków. Lekarze zdecydowali o zrobieniu Oliwii badań USG i tomografii komputerowej jamy brzusznej. Wynik brzmiał jak wyrok... guz lewego nadnercza.
17 grudnia ubiegłego roku dziewczynkę poddano operacji na Chirurgii Dziecięcej we Wrocławiu. Guz, który jej usunięto, miał 8 cm średnicy.

...z wypadającymi włoskami
Oliwka wróciła z rodzicami na święta do rodzinnego domu. Cieszyły ją i choinka, i prezenty. To były jednak ostatnie radosne chwile dziecka przed tym, co czekało ją wraz z nadejściem nowego roku.
Wyniki badań dowiodły, że nowotwór ma postać złośliwą i niezbędna okazała się chemioterapia.
Dziewczynkę umieszczono w Klinice Onkologii i Hematologii Dziecięcej Akademickiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Pierwsze dawki chemii przyjęła 8 i 9 stycznia. Aktualnie zaliczyła piątą.
- Nie najlepiej to znosi. Straciła wszystkie włosy. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno wszyscy zachwycali się jej urodą. Pamiętam nawet, jak sugerowano mi, żeby Oliwkę zgłosić do reklamy. Dziś wolałabym, żeby zabrano jej urodę w zamian za przywrócenie zdrowia – opowiada mama, która z uwagi na to, że jest w ciąży nie powinna przebywać w otoczeniu dziecka.
- Lekarze odradzają mi kontakty z córką, ale serce matki podpowiada, że muszę być w jej pobliżu. Gdybym wiedziała, że coś tak potwornego może spotkać moje dziecko, nie starałabym się o drugie – mówi załamującym się głosem.

...i silną wolą życia
Troskliwą opiekę nad Oliwą roztoczył ojciec, który nie odstępuje córki na krok. Nosi ją na rękach, gdyż jest zbyt słaba, by chodzić o własnych siłach.
Oliwia pomimo pięciu lat, które skończy w maju, jest rozsądną pacjentką. Wie, że przed nią jeszcze długa droga, naznaczona cierpieniem, i co najmniej półroczna rozłąka z najbliższymi oraz rówieśnikami z przedszkola.
- Musiałam z nią odbyć szczerą rozmowę. Powiedziałam jej, że chemioludki zaatakowały jej organizm, zjadły jej włosy... Ona zaś musi być silna, by walczyć z nimi. Wie także o tym, że za kilka tygodni będzie mieć siostrzyczkę lub braciszka, przy którym musi mi pomóc i dla którego musi żyć... – mówi przez łzy matka.
Oboje z mężem biją się z myślami: dlaczego oni, dlaczego teraz, gdy zaczęli żyć samodzielnie i na własny rachunek? Pozbawieni środków do życia, zdani są na łaskę i hojność ludzi. Ich krewni organizują zbiórki przy kościołach, uczestniczą także w imprezach charytatywnych, z których dochód przeznaczony jest na kosztowne leczenie Oliwii.
W tym celu utworzono również stronę
www.oliwia-mikolajczyk.prv.pl. Pieniędzy jest jednak wciąż mało. Oliwię czekają trzy kolejne dawki chemii, następnie przeszczep szpiku kostnego, radioterapia i leczenie farmakologiczne.
Lekarze dają Oliwce szanse, ale nie są one duże. Dziewczynka wykazuje jednak ogromną wolę życia.
Może świadomość, że ma dla kogo i po co żyć, zwycięży także dzięki nam?

Pieniądze na leczenie Oliwii
można wpłacać na konto:

Fundacja ,,Na ratunek dzieciom
z chorobą nowotworową”
ul. Świdnicka 53
50-030 Wrocław
PKO BP IV/O Wrocław
10205255-131124-270-1
z dopiskiem
OLIWIA MIKOŁAJCZYK

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 7 (619)
  • Data wydania: 18.02.04

Kup e-gazetę!