Nie masz konta? Zarejestruj się

Szczęściarze

11.02.2004 00:00
Taki zakład to najczęściej kilkanaście metrów kwadratowych. Na ścianach oferty, za biurkiem agent. Jedna, dwie osoby przy stolikach, wytrwale studiują druk zapisany drobnym maczkiem i od czasu do czasu notują coś na małych karteczkach, chociaż czasem ruch jest taki, że agent nie nadąża z drukowaniem kuponów.
Taki zakład to najczęściej kilkanaście metrów kwadratowych. Na ścianach oferty, za biurkiem agent. Jedna, dwie osoby przy stolikach, wytrwale studiują druk zapisany drobnym maczkiem i od czasu do czasu notują coś na małych karteczkach, chociaż czasem ruch jest taki, że agent nie nadąża z drukowaniem kuponów.
- To jeszcze bym dał na euroligę. I tu może jeszcze jeden, i tu…Ile to teraz będzie? W tamtym tygodniu, uwierzy pan, jednego mi brakowało codziennie.
- Tego młodego, tego piekarza, tu ostatnio nie widuję. On tu bywa jeszcze?
- Ostatnio nie, on tylko na ligę mistrzów stawiał.
Sami mężczyźni, choć podobno zdarza się, że przychodzą również młode dziewczyny.
W zakładach bukmacherskich, za postawione 2 zł można czasem wygrać kilka setek, a przy odpowiedniej kombinacji gier wygrana może wynosić nawet 25.000 zł.

Taki tłok
- Pamiętam jak ze trzy lata temu otwierali pierwszego Profesjonała w Chrzanowie. Idę, patrzę, nowy sklep otworzyli, czy co? Taki był tłok, że nie dało się drzwi otworzyć. Wszedłem, no i powoli się wciągnąłem. Potem specjalnie po pracy z Trzebionki do Chrzanowa jeździłem. Nieraz dzień w dzień – zwierza się 45-letni Tadeusz z Trzebini.
- Ja puszczam od początku istnienia zakładów piłkarskich w Totalizatorze. Od 1956 roku. Wtedy było 13 par drużyn piłkarskich, a płacili chyba dopiero od 10 trafionych. Teraz można nawet obstawić jedną jak się chce
i jest większe prawdopodobieństwo – wyjaśnia 63-letni Józef z Trzebini.
Rzeczywiście oferta jest zróżnicowana. Oprócz ligi polskiej jedynej w latach 50-tych i 60-tych i ligi angielskiej, która pojawiła się od lat 70-tych, można obstawiać jeszcze dziesiątki innych dyscyplin. Koszykówka, piłka ręczna, hokej, tenis, skoki narciarskie…Zawsze toczą się jakieś ważne zawody. Wystarczy wytypować zwycięstwo, remis lub przegraną, które premiowane są w zależności od prawdopodobieństwa wyniku. Można obstawiać ilość bramek strzelonych w meczu, ilość bramek do pierwszej połowy i strzelca bramki. Można jeden mecz, można wiele. Im więcej na jednym kuponie, tym większa wygrana, ale też mniejsze jej prawdopodobieństwo. Możliwe są różnorakie gry systemowe, które gwarantują więcej szans na wygraną, ale są bardziej kosztowne.
Maksymalna stawka, którą zakład przyjmuje bez konsultacji z centralą to 1000 zł.
- Wcześniej puszczałem totolotka. Wygrana była tak raz na kwartał. Groszowe sprawy: 20-30 zł. Teraz tylko zakłady. To jest tak jakby się przesiąść z roweru na samochód – mówi 43-letni Stanisław z Chrzanowa.

Intuicja i metoda
Dla wielu graczy obstawianie stało się sposobem na życie.
- Pół dniówki w ciągu dnia mi na to schodzi – mówi 43-letni Henryk z Trzebini. - Jestem na bezrobociu, to czasu mam w pierniki. Już rano sprawdzam w telegazecie jakie są zestawienia. Najlepsza jest czeska – 16 stron czytania. Potem idę obstawiać, tak po 2-4 zł, więcej nie. A wieczorem czatuję na wyniki. W sobotę, niedzielę nieraz cały dzień siedzę i pstrykam. Tylko baterie do pilota trzeba często wymieniać.
- Ja na początku też obstawiałem po 2 zł, po 4 zł. Dzisiaj wygrałem 40 zł, to 25 zł z tego przeznaczyłem znowu na stawianie. To jest już rodzaj pracy. Ja się piłką interesuję od dzieciństwa. Już wiem na kogo mam stawiać. To już intuicja. Jak ktoś długo pracuje w jakimś zawodzie, wyrabia się coś takiego – Stanisław z Chrzanowa.
- W piłkę ręczną grałem w MKS Chrzanów. Teraz codziennie czytam „Tempo” i inne gazety ze sportem, oglądam transmisje – zdradza receptę na wygrywanie 47-letni Stanisław z Trzebini, obecnie na emeryturze.
- Miałem zeszyt formatu A4. Tam sobie wszystko spisywałem, która drużyna jak gra, jak u siebie, jak na wyjeździe. To mi pomagało. – Józef.

Chyba nie zlikwidują?
Czy codzienne obstawianie zakładów jest nałogiem?
- Jak wygram 20-30 zł, to na drugi dzień zawsze idę obstawić. Jak nie wygram, mimo wszystko idę – 20-letni Piotr.
- To jest zabawa. My stawiamy sobie po kilka, kilkanaście typów. Nie tak jak zawodowcy – po 2000, 3000 na jeden, dwa mecze – Henryk.
- Człowiekowi weszło w krew. Ten kto zaczął, to już będzie grał. Zależy też od szczęścia. Ja teraz praktycznie cały czas wygrywam. W tamtym miesiącu wyszło mi około 1000 zł z tego dodatkowo do wypłaty – Stanisław z Chrzanowa, który właśnie postawił na „parzyste” ma już opracowany przez siebie system – co czwarte losowanie wypadają liczby parzyste.
- To jest nałóg w pewnym sensie. Ja jak za 2 zł nie puszczę codziennie, to jestem chory – wyznaje Józef.
- Ale myślę, że tego nie zlikwidują? – upewnia się Stanisław z Chrzanowa.

Fachowcy i zawodowcy
Mężczyźni grający codziennie tworzą pewien rodzaj klubu. Nieraz wymieniają się swoimi typami, informacjami o zmianach w drużynach, doradzają sobie, jeśli ktoś zna jedną z dyscyplin lepiej niż pozostali. Chociaż z radami bywa różnie:
- Raz miałem już kupon na 7000 zł, ale ktoś tam mi mówi: „Obstaw jeszcze Valencię, co ci szkodzi”. A Valencia akurat grała z jakąś najsłabszą drużyną z końca tabeli. Obstawiłem. Wszystko się zgadzało, oprócz tej Valenci. No, myślałem, że mnie tam szlag trafi, że zawału serca dostanę – opowiada Józef.
Ale, jak mówią starzy gracze, w takich wypadkach można mieć pretensje tylko do siebie.
- Jeśli ktoś często trafia, to widać taki szacunek wśród reszty. Nikt nic nie mówi, ale to można odczuć – mówi Stanisław z Chrzanowa.
Są też święte zasady, które nie podlegają dyskusji. Tak np. jeśli w jednym lokalu obstawianie nie idzie, lokal należy zmienić. Jeśli się przegra, nie można odkładać rewanżu na później, tylko postawić znów, najlepiej jeszcze tego samego dnia. W ten sposób postąpił pewien zawodowiec.
- Też zaczynałem od małych stawek, ale potem szybko było coraz więcej. Teraz zaczynam od 100 zł, a kończę na 800 zł – mówi nerwowo przechadzając się po lokalu. - Miałem ostatnio parę „wtop”, teraz to chcę odrobić.
Po kilku minutach kalkulacji, kiedy agent pyta o stawkę, prosi o kupon za 2000 zł na „parzyste”.
- Powinno być te 1200 zł zysku. Po takich zakładach staram się nie myśleć. Po co mam sobie zdrowie psuć? Ale różnie to bywa - zwierza się.
Na pytanie o najwyższą wygraną w życiu, nic nie odpowiada. Pytany o imię i wiek, tylko się uśmiecha i zaraz wychodzi.
Po dwóch dniach, okazało się że w losowaniu Totolotka wygrały „nieparzyste”.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 6 (618)
  • Data wydania: 11.02.04

Kup e-gazetę!