Nie masz konta? Zarejestruj się

Ogony skaczą i znikają

04.02.2004 00:00
,,Każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma, a ja w domu mam chomika, kota, rybki oraz psa.”
,,Każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma, a ja w domu mam chomika, kota, rybki oraz psa.” tak brzmi tekst piosenki. Gdyby Lucyna, Magdalena i Marek Jaworscy z Chrzanowa chcieli ją zaśpiewać, musieliby wyliczone jednym tchem zwierzaki zastąpić... tchórzofretkami o wdzięcznych przezwiskach Fredzio i Flaszka.
Pierwsze spotkanie z właścicielem fretek było tyleż zaskakujące, co zabawne. Spacerujący pod blokiem mężczyzna, trzymający w ręce smycz z tonącą w śniegu ,,końcówką” wywołał moje zdziwienie i zarazem zainteresowanie.
- Wyprowadziłem na spacer tchórzofretkę – usłyszałam wyjaśnienie, które wprawiło mnie w konsternację.
I tak zaczęła się nasza fretkowa znajomość. O tym, że te na pozór niewinnie wyglądające zwierzątka należą do drapieżników, przekonałam się będąc u ich właścicieli z gościną. Ogony, jak zwykła je nazywać pani Lucyna, dwukrotnie odcisnęły swoje siekacze na mojej dłoni. Przyznam, że zrobiły to na tyle delikatnie, że obeszło się bez interwencji gospodarza. Ale słysząc od niego o agresji swatanej z Fredziem samiczki, która nie bez kozery, nazwana została Bójką, wołałam o ratunek przy każdym śmielszym zachowaniu fretek. Zuchwałość córki Fredzia, będącej owocem amorów z Bójką, sięgnęła zenitu, gdy ta zainteresowała się szeroką nogawką moich spodni, traktując ją jako... kryjówkę. Na moje szczęście zatrzymała się na bezpiecznej wysokości.

Fredzio podbił ich serca
- Skąd wziął się pomysł na trzymanie w domu fretek?– rzuciłam pytanie, by zapomnieć o paraliżującym mnie przez chwilę strachu.
- Jak tylko córka Magdalena podrosła, stwierdziliśmy, że dobrze by było mieć w domu jakieś zwierzątko. Pod uwagę braliśmy tylko takie, które może pozostawać bez opieki wiele godzin, i nie wymaga jak np. pies częstego wyprowadzania. Wybór padł na króliczą samiczkę. Po siedmiu latach Funia zdechła. Odczekaliśmy dwa miesiące, by wreszcie zdecydować się na kupno tchórzofretki. W zasadzie to był mój pomysł. Zabrałem dziewczyny (mowa o żonie i córce – przyp. aut.) na zakupy do hipermarketu w Krakowie, gdzie ujrzałem zamkniętą w klatce, wystraszoną z nadgryzionym uchem fretkę. Żona długo była temu przeciwna – wyjawia Marek Jaworski.
- Nieprawda, polubiłam go już na samym początku, byłam tylko pełna obaw. Bałam się problemów z jego oswajaniem – usprawiedliwia się jego żona.
Tego samego dnia, tuż przed zamknięciem sklepu, rodzina Jaworskich wróciła po fretkę.
- Chciałam, by była samiczką. A tu jak na przekór okazało się, że to samiec – kontynuuje historię sprzed półtora roku pani Lucyna.
Dziki i wystraszony samiec już pierwszego dnia dał się poznać jako drapieżnik, zaciskając siekacze na skórze pana Marka. Rana nie była zbyt głęboka, przez to złość na fretkę szybko minęła. Oswajanie Fredzia zajęło rodzinie blisko pół roku. Dziś nie bez powodu nazwany przez domowników Misiem, lubi się wtulać w ramię głowy rodziny lub usypiać na piersi pani domu.
- Odkąd został wykastrowany, stał się mniej agresywny i dziki – dodaje pan Marek, biorąc w ramiona biegającego w koło i zwracającego na siebie uwagę wszystkich Fredzia.

Owoc bójkowych randek
Misio zdążył poznać smak bycia prawdziwym samcem. Na umówioną wcześniej randkę sprowadzono mu samiczkę z Krakowa. Z uwagi na bojowe nastawienie do reszty świata nazwano ją Bójką. Owocem tego krótkotrwałego związku okazała się Flaszka, która w maju skończy rok.
- Pojawienie się w naszym domu Flaszki było podyktowane dobrem Fredzia, by nie był skazany na samotność – tłumaczy pan Marek.
- Z posiadania w mieszkaniu uroczych fretek wynika nie tylko wiele zabawnych sytuacji, ale także niemało obowiązków. Trzeba je wypuszczać z klatki na co najmniej dwie godziny i regularnie sprzątać ich lokum z kuwetą włącznie. Nie można ich spuścić na moment z oka, w trosce by sobie nie zrobiły krzywdy – wyjaśnia Lucyna Jaworska.
I w tym samym momencie z kuchni dobiegł hałas. Magda, która podjęła szybką interwencję, doniosła nam, że fretki znalazły się w koszu na śmieci.
- Wchodzą wszędzie tam, gdzie nie powinny, a więc do szaf, szuflad i na półki. Dlatego też z konieczności zamykamy drzwiczki na zamki oraz wiążemy szuflady – przestrzega pani Lucyna. Nigdy żadna z nich nie odważyła się swojej karmicielki złapać zębami. Jedynym atakiem, na jaki sobie pozwalają w stosunku do niej, jest prychanie.

W tańcu św. Wita
Ulubionym przez ogony miejscem na spacery jest las. Wtedy też dowoli mogą po nim buszować, będąc na smyczy. Jako pierwszy leśną ścieżyną podąża fretkowy tata, a za nim płochliwa córka. Chętniej hasają jednak po M-4, zmuszając domowników, by mieli oczy naokoło głowy i byli w pełnej gotowości bojowej, gdy potrzebny będzie im ratunek.
Aktywniejsze stają się pod wieczór, ale całą noc spokojnie przesypiają. I tak jak lubią spać, uwielbiają pożerać zwłaszcza mięso oraz suchą karmę. Nie stronią od smakołyków przeznaczonych co prawda dla kotów, ale im najwyraźniej nie robi to żadnej różnicy.
- Fredzio i Flaszka są bardzo towarzyskie i rozmowne. Stan podekscytowania zaznaczają gdakaniem oraz tzw. tańcem św. Wita. Obracając się wokół własnej osi, odrywają się od ziemi i niczym sprężynka podskakują raz w dół, raz w górę – dodaje pan Marek, czekając na popis swoich pupili. Te jednak trzymając w pyszczku jakąś zdobycz migiem schowały się za kanapę.
Flaszka, która najwyraźniej mnie sobie upodobała do zabawy, pojawia się przed moim nosem i znika z szybkością odrzutowca. Po chwili powtarza ten manewr.
- Przy fretkach nie brakuje nam ruchu – żartuje mama Magdy.

Fretkomania,
czy choroba?
Miłośnicy fretek mogą pochwalić się własną stroną www.fretki.org.pl, w ramach której prowadzona jest akcja adopcji ogonów oraz sklep internetowy z wszelkimi akcesoriami, od środków pielęgnacyjnych, po zabawki. Wymianie doświadczeń i spostrzeżeń służą także zloty organizowane w Krakowie.
A dla samych fretek jest to rzadka okazja bywania w swojej gromadzie.
Fretki, podobnie jak inne zwierzaki, potrafią przywiązać się do swojego właściciela, co więcej zbałamucić go.
- Reagują na dzwonek domofonu, stojąc przed drzwiami. Gdy są złe, to prędzej na sobie odreagują niż na nas. Miłość do nich jest niczym choroba lub uzależnienie, z których ciężko wyjść. Gdyby było inaczej, nie chodziłbym przez rok z ranami od Fredzia na rękach. Pamiętam jak leżał uśpiony po kastracji. Pół dnia spędziliśmy na klinice, czekając aż nieboraczek się wybudzi – zapewnia pan Marek.
- Wszystkim prawdziwym miłośnikom zwierząt polecam fretki. Odradzam natomiast tym, którzy są zbytnio pedantyczni lub mają małe dzieci – zachęca i odradza za jednym zamachem Marek Jaworski.
- A pani zdecyduje się...? – rzuca w moją stronę.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 5 (617)
  • Data wydania: 04.02.04

Kup e-gazetę!