Nie masz konta? Zarejestruj się

Karnawał pod Wielką Krokwią

21.01.2004 00:00
Tysiące krzyczących, śpiewających, wymachujących flagami i trąbiących kibiców. Trzymająca do końca w napięciu rywalizacja skoczków.
Tysiące krzyczących, śpiewających, wymachujących flagami i trąbiących kibiców. Trzymająca do końca w napięciu rywalizacja skoczków. Tak w skrócie wyglądał weekendowy karnawał pod Wielką Krokwią w Zakopanem. Powodem do świętowania były dwa drugie miejsca Adama Małysza. Jego powrót do wysokiej formy obserwowali też kibice skoków z naszego powiatu, którym towarzyszyliśmy w drodze do Zakopanego.
W niedzielny wczesny ranek z chrzanowskiego placu Tysiąclecia wyrusza wycieczka organizowana przez PTTK. Przez Wadowice, Jordanów i Poronin dojeżdżamy do Zakopanego. Jesteśmy stosunkowo wcześnie, więc pod skocznią jeszcze nie ma wielkiego ruchu. Z każdą jednak minutą przybywa coraz więcej fanów skoków.

Trąbienie zabronione
Chrzanowscy kibice zaopatrują się po drodze w rozstawionych co kilka metrów stoiskach w niezbędne akcesoria: trąbki, szaliki, czapki i flagi. Co bardziej ekstrawaganccy fundują sobie malunek narodowej flagi na policzku.
Najbardziej wytrwali wchodzą od razu do opustoszałych jeszcze sektorów, by zająć jak najlepsze miejsce. Inni odwiedzają okoliczne restauracje lub budki z kiełbaskami. W wielu punktach handlowych można zobaczyć kartkę informującą o... zakazie trąbienia.
- Gdyby każdy kibic zaczął trąbić przy stole, to bym ogłuchła – jasno tłumaczy powody wprowadzenia zakazu właścicielka jednej z restauracji.
Gdy o wpół do jedenastej idziemy do naszego sektora, pod skocznią jest już napierający tłum. Z lotu śmigłowca, który kołuje nad skocznią, musi to wyglądać, jak biało-czerwona rzeka.
Po drodze wszystkich wchodzących czeka kilka kontroli. Ochroniarze sprawdzają torby, plecaki, a niekiedy również kurtki. Jednego z nich zainteresował mój teleobiektyw, ale po chwili zdecydowanym ruchem ręki nakazał mi przejść dalej.

Adam nie zawiódł
O godz. 11.00 większość trybun jest już zajęta, więc znalezienie wolnego miejsca nie jest łatwe. W końcu zatrzymujemy się w górze sektora C, usytuowanego po prawej stronie Wielkiej Krokwi. Trybuny są oblodzone. Trzeba uważać. Rozpoczyna się zabawa przed serią treningową. Spiker nie musi długo zachęcać do wyciągania w górę flag, wspólnego trąbienia ani śpiewu. Z głośników płyną rozgrzewające dźwięki Kalinki, Zorby i bardziej współczesnych przebojów. Rozpoczynają się skoki. Doping niesie wszystkich skoczków, niezależnie od nacji, choć oczywiście największa wrzawa rozlega się, gdy spiker zapowiada polskich zawodników.
- Leeeeeć – niesie się po skoczni.
Poddaję się nastrojowi i dmucham w trąbkę, ile sił w płucach, gdy na rozbiegu pojawia się Adam Małysz. W próbnej serii nasz mistrz osiąga – wespół z Austriakiem Tomaszem Morgensternem – najdłuższą odległość (132 metry).
W pierwszej serii konkursu oddaje jednak słabszy skok (125,5 metra), co daje mu siódmą lokatę. W drugiej serii Adam pokazuje mistrzostwo. Mimo skróconego rozbiegu, osiąga tę samą odległość. Wszyscy wstrzymują oddech, gdy na belce pojawia się Austriak Martin Hoellwarth. Oddaje krótszy skok od Polaka, jednak przewaga z pierwszej serii wystarcza, by zaledwie o 0,3 punktu wyprzedził Adama. Na widowni lekki szmer niedowierzania, który niedługo potem przeradza się jednak w żywiołową owację. Najlepsi skoczkowie po pierwszej serii osiągają bowiem znacznie słabsze wyniki. Dzięki temu Adam Małysz kończy zawody na drugim miejscu. Pod koniec konkursu nad spowitą ciemnymi chmurami skocznią zapala się światło. Dzięki temu mamy namiastkę sobotnich zawodów, rozegranych w całości przy sztucznym świetle.
Na żywo to całkiem
co innego
Po dekoracji zwycięzców niebo rozświetlają sztuczne ognie. Najwytrwalsi czekają na bohatera wieczoru. Zdobycie autografu Adama Małysza udaje się jednak nielicznym szczęśliwcom. W drodze do autokaru trwają gorące dyskusje na temat konkursu. Nikt nie żałuje przyjazdu do Zakopanego.
- Koledzy z pracy odradzali mi wyjazd, bo nad skocznią miał wiać halny. Jednak jak co roku obejrzałem konkurs na żywo. Niektórzy postawili już na Adamie krzyżyk, ale on kolejny raz pokazał wielką klasę i cieszę się, że mogłem to zobaczyć – zwierza się w autokarze Bogdan Wacławek z Myślachowic.
- Mąż i syn zdopingowali mnie do tego, by jeździć z nimi na konkursy skoków i ligę światową siatkówki do Katowic. Dla tej niepowtarzalnej atmosfery warto być na trybunach – dodaje Mariola Wacławek.
- Stałyśmy na skoczni aż siedem godzin, ale nie żałujemy. Zajęłyśmy bardzo dobre miejsce w pobliżu kamerzysty, zaraz przy barierce. Zobaczyć konkurs na żywo, to całkiem co innego niż w telewizji. Poza tym na skoczni można zawrzeć nowe znajomości – zapewniają zgodnym chórem chrzanowianki Katarzyna Krasoń i Monika Bieniek.
- Jestem na zawodach pucharowych już po raz trzeci. To był jak do tej pory najlepszy konkurs – ocenia Łukasz uczeń PCE Chrzanów, który na przyjazd do Zakopanego namówił mamę.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 3 (615)
  • Data wydania: 21.01.04

Kup e-gazetę!