Nie masz konta? Zarejestruj się

Przystań życiowych rozbitków

22.12.2003 00:00
W wigilijny wieczór kilkadziesiąt obcych sobie ludzi zasiądzie do wieczerzy. Niczym najbliżsi krewni podzielą się chlebem.
W wigilijny wieczór kilkadziesiąt obcych sobie ludzi zasiądzie do wieczerzy. Niczym najbliżsi krewni podzielą się chlebem.
To będzie pierwsza wspólna Wigilia, na której zgromadził ich zły los.
Prowadzony przez Zielonoświątkowców Dom Nadziei Oaza to przystań dla życiowych rozbitków. Jedni zostaną dłużej, inni tylko chwilę. Wszyscy chcą tu przeczekać życiowe zawieruchy.
Jest ranek. Kilka minut po śniadaniu. Niedawno skończyła się modlitwa. W świetlicy siedzą domownicy Oazy. Rozmawiają. Śmieją się. Żartują.

Nie chcę być sama
Ewa jest kobietą z przeszłością. Życie jej nie oszczędzało, bo i ona się nie oszczędzała.
- Gubi mnie łatwowierność. Na każdym kroku mnie gubi – twierdzi poprawiając nerwowo sweterek.
Kopalni Siersza oddała 25 najlepszych lat życia. Byli koledzy, koleżanki. Były zakrapiane imprezy. Piła coraz więcej. Odwyk na niewiele się zdał.
- Straciłam wszystko, co najcenniejsze. Dziś rodzone dzieci nie chcą mnie znać. Wolałyby o mnie zapomnieć – mówi. Cichnącym głosem wspomina, jak wyrzuciły ją z domu. Był początek listopada. Szła bez celu przez cały Chrzanów. Chciała sprzedać kolczyki, by mieć na wódkę.
- Nie znalazłam się jednak na melinie, ale weszłam do Klubu Abstynentów. I dobrze się stało. Pomógł mi prezes Krzysztof Słowiński. Gdyby nie on, nie wiem, co by ze mną było. Przyprowadził mnie do Oazy – opowiada.
W Domu Nadziei powoli dochodzi do siebie.
- Pewnie tu zostanę. Chyba że wydarzy mi się w życiu coś milszego, ale wątpię – zastanawia się.
Chciałaby poukładać swoje rozsypane życie. Marzy o kimś bliskim, przyjacielu od serca, mężczyźnie, który ją zrozumie i zaakceptuje.
- Mam 44 lata. Nie jestem jeszcze taka stara, by do końca życia być sama jak palec – podkreśla Ewa.

Miało być pięknie
Pomiędzy dorosłymi baraszkuje dwuletni Wojtuś. Jasnowłosy chłopczyk jest najmłodszym domownikiem Oazy. Maluch czuje się tu jak u siebie. Przyszedł do Domu Nadziei z mamą Barbarą. Basia jest bardzo młoda. Za nią nieudane małżeństwo. Przed nią rozwód. A miało być pięknie...
- Byliśmy z mężem parą roku. Wszędzie chodziliśmy razem – wspomina.
Po wielkiej miłości przyszło jeszcze większe rozczarowanie.
- Wszystko zaczęło się psuć rok temu przed Wigilią. Zamiast radości – kłótnie. Zamiast spokoju – awantury – mówi.
Mąż zamieszkał oddzielnie. Ona oddzielnie. Zwróciła się po pomoc do OPS-u. Zaczęła starania o miejsce w Domu Samotnej Matki.
- Tam na miejsce czeka się bardzo długo. Przypomniałam sobie, że gdy byłam w ciąży, szukaliśmy z mężem pokoju do wynajęcia w tym właśnie miejscu. Przyszłam więc z dzieckiem tutaj – mówi.
Dom Nadziei jest dla niej tymczasowym azylem. Dokąd pójdzie? Nie wie. Gdy nie może zasnąć, bije się z myślami. W głowie kołacze pytanie: co będzie?
Ojciec Wojtusia odwiedza go kilka razy w tygodniu. Barbary nie chce znać. Święta spędzą oddzielnie.

Nie zmienię niczego
Krzysztof zwany Shrekiem trafił do Domu Nadziei razem z psem – Sabą. Saba to jedyne – prócz kilku fotografii – wspomnienie po dawnych czasach. Zrobił swej pupilce kojec, tuż obok budynku. Bardzo jednak boleje, że on siedzi w cieple, a ona na zewnątrz. Chciałby mieć Sabę przy sobie.
Sprawia wrażenie twardego, niemal cynicznego. Często rzuca pastorowi Uszyńskiemu, kierownikowi Domu Nadziei, kłody pod nogi.
Kiedyś miał żonę, w miarę normalny dom. Fedrował na kopalni Janina. Pracę przerwał wypadek. Małżeństwo rozpadło się przez alkohol i zdrady. Dziś zostają mu tylko opowieści o dziewięcioletnim synu, którego widuje na odległość.
W swoim pokoju urządził rodzinny kącik. Do planszy przypiął kilkanaście zdjęć. Przypominają mu przeszłość. Na jednym widać Krzysztofa tulącego maleńkie dziecko.
- Niczego nie chciałbym zmienić w swoim życiu. Gdybym zmienił, nie miałbym syna – mówi.

Wyroczek Bronka
Z Janiną związany był również pięćdziesięcioletni Bronek.
W Oazie znalazł się zaraz po wyjściu ze szpitala, gdzie kurował się po pijackim wypadku. Wcześniej przesiedział dziesięć miesięcy w więzieniu za znęcanie się nad rodziną. Oglądając świat zza kraciastych firanek, obiecał sobie, że do więzienia nigdy już nie wróci.
- Dopóki pracowałem, trzymałem się w ryzach. Obsługa kombajnu to odpowiedzialne zajęcie. O wypadek nietrudno. Gdy przeszedłem na emeryturę, zaczął się dla mnie długi weekend. Piłem coraz więcej. Im więcej piłem, tym bardziej byłem agresywny – opowiada.
- Byłem jak koń z klapami na oczach. Nie widziałem, że krzywdzę innych – wzdycha.
Bronek przeżył niedawno duchową odnowę. Dał się namówić pastorowi na wyjazd do Ustronia na Dni Skupienia.
- Tam chwyciłem drugi oddech. Zbliżyłem się do Boga. Poczułem bożą łaskę – mówi.
Niczym największy skarb przechowuje karteczkę z cytatem z Biblii. Mieszkańcy Oazy nazywają ją „wyroczkiem”. Bronek wierzy, że w Ustroniu stał się cud. Czyta drżącym głosem:
- Ciebie wybrał Pan Bóg twój spośród wszystkich ludów na ziemi, abyś był jego wyłączną własnością.
Bronek wierzy, że przez te słowa Bóg przemówił do niego. Więcej mu nie trzeba.

Adres Oazy: Chrzanów,
ul. Marii Skłodowskiej-Curie 10
Tel. 802 80 04

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 51 (612)
  • Data wydania: 22.12.03

Kup e-gazetę!