Nie masz konta? Zarejestruj się

Wszystkie pasje pana Ryśka

29.10.2003 00:00
Młodzieżowy strój i zawadiacki kucyk. Tak nosi się 48-letni Ryszard Kramarczyk z Chrzanowa, który kocha muzykę, stare samochody, żeglarstwo i modelarstwo.
Młodzieżowy strój i zawadiacki kucyk. Tak nosi się 48-letni Ryszard Kramarczyk z Chrzanowa, który kocha muzykę, stare samochody, żeglarstwo i modelarstwo.
- Moja rodzina była umuzykalniona. Ojciec grał na akordeonie. Często zbieraliśmy się, żeby wspólnie pośpiewać. Jako mały chłopiec w prezencie dostałem harmonijkę ustną, na której sobie przygrywałem. W przedszkolu zwrócił na mnie uwagę organista, który akompaniował nam podczas przedstawień. Właśnie u niego pobierałem pierwsze lekcje – wspomina Ryszard Kramarczyk.
Muzyka wciągnęła go na tyle, że kontynuował muzyczną edukację.
- Uczyłem się w ,,normalnej” podstawówce i ognisku muzycznym w Jaworznie, skąd pochodzę i gdzie poznawałem tajniki gry na fortepianie. Zapisałem się też do szkoły muzycznej w Krzeszowicach, gdzie uczyłem się gry na klarnecie. W ten sposób miałem wypełniony cały dzień – mówi pan Ryszard.
Jego kolejny życiowy przystanek to Liceum Muzyczne w Krakowie. Tu uczył się gry na instrumentach dętych.
- W programie mieliśmy prawie wyłącznie muzykę poważną. Tymczasem już wtedy ciągnęło mnie w stronę muzyki rozrywkowej. Z kolegami, gdzieś na boku, graliśmy też jazz – wspomina po latach doświadczenia wyniesione ze szkoły średniej.

Na wojskową nutę
Nie poszedł na studia muzyczne. Zaczął się rozglądać za pracą. W jednej z gazet znalazł ogłoszenie o naborze do nowo tworzonej orkiestry Huty Katowice. Oferta była interesująca z dwóch powodów: w hucie bardzo dobrze płacono, a na dodatek reklamowano młodych pracowników od wojska.
- Okazało się jednak, że orkiestra dopiero powstaje. Dlatego trafiłem do wydziału kolejowego, zostając na początek manewrowym. Z muzykowania nic nie wyszło. W hucie przepracowałem tylko rok. Okazało się, że mimo wcześniejszych zapewnień, nie udało się odroczyć od wojska i w 1976 roku trafiłem do plutonu rozpoznania jednostki obrony wybrzeża w Lęborku – opowiada.
Oczywiście przełożeni szybko się dowiedzieli o jego muzycznym wykształceniu. Zaraz po przysiędze zaczął grać na akordeonie i organach w zespole występującym w kasynie oficerskim.
Pół roku później przeniesiono go do Gdańska-Wrzeszcza. Tym razem trafił do zespołu ,,Niebieskie berety”, w którym grał przeboje muzyki wojskowej, m.in. na festiwalach w Kołobrzegu i Połczynie-Zdroju. Przyszło mu grać na bębnach i gitarze basowej. Dostał propozycje pozostania w wojsku, miał jednak inne plany i wrócił do rodzinnego Jaworzna.
- Dobrze znałem miejscowe środowisko klezmerskie, dlatego zacząłem obsługiwać zabawy, wesela i inne imprezy. Organizowano ich wtedy bardzo dużo, bo w Jaworznie nie brakowało zakładów pracy. Dzięki koledze, kaowcowi w Elektrowni Jaworzno III, zostałem pracownikiem zakładu. Byłem formalnie szatniarzem, ale tak naprawdę moim zadaniem było granie. Pod koniec lat 70. elektrownia była bogatym zakładem, więc miałem do dyspozycji najnowszą, zachodnią aparaturę nagłaśniającą. Równolegle, za pośrednictwem Zakładu Usług Rozrywkowych w Katowicach, grałem z kilkoma zespołami w wielu lokalach na Śląsku – wspomina pan Ryszard.

Dziesięć lat w trasie
Potem zamarzyły mu się wojaże zagraniczne. Za pośrednictwem PAGART-u wyjechał najpierw na kontrakt do Jugosławii.
- Z kilkoma kolegami od kwietnia do października jeździliśmy po wybrzeżu Adriatyku. Graliśmy głównie w luksusowych hotelach. Ze względu na ciepły klimat, występowaliśmy najczęściej na tarasach. Ludzie byli bardzo serdeczni i gościnni, zapraszali nas często do domów. Przy okazji nauczyłem się też języka serbsko-chorwackiego – mówi o kontrakcie w Jugosławii.
Razem z nim grali: Krzysztof Baliś, Jerzy Kopiński, Józef Jochymczyk, Marian Kłeczek i Jerzy Ozimkowski (wszyscy z Chrzanowa).
Razem z kolegami (dwoma Krakusami oraz perkusistą Jackiem Jazienickim z Chrzanowa) grał także w Finlandii. Poznał też muzyczne lokale w NRD.
- O ile w Jugosławii graliśmy po 4 –5 godzin, to w NRD musieliśmy pracować po osiem, z krótkimi przerwami na odpoczynek. Znałem trochę język niemiecki, więc miałem nieco ułatwione zadanie – dodaje Ryszard Kramarczyk.
Na zagranicznych kontraktach spędził dziesięć lat. Na zimę wracał do kraju, ale i wtedy nie próżnował, grając w oświęcimskiej restauracji ,,Jubileuszowa”. Na jednej z tras poznał przyszłą żonę Marylę, wokalistkę i basistkę. Pochodziła z Chrzanowa. Państwo Kramarczykowie kupili dom w centrum miasta. W jednym z wyremontowanych pomieszczeń urządzili sklep muzyczny, w którym przez kilkanaście lat zaopatrywali się wszyscy lokalni muzycy. Pracował w nim też Włodzimierz Figiel, z którym Kramarczykowie grywali na wielu imprezach.

Maraton za konsoletą
Oprócz grania, Ryszard Kramarczyk zawsze interesował się aparaturą nagłośnieniową. Jego doświadczenie zaowocowało tym, że zaczął obsługiwać coraz więcej koncertów. Kilka lat temu dostał propozycję obsługi wielkiej plenerowej imprezy Inwazja Mocy radia RMF FM. Niedługo potem pracował już w studiu nagrań RMF-u na Kopcu Kościuszki w Krakowie.
- Pomógł mi trochę przypadek. Podczas sesji nagraniowej Tadeusza Nalepy w studiu RMF-u zepsuło się jedno z urządzeń. Nikt nie mógł sobie poradzić z naprawą, co groziło długim przestojem. Zadzwoniono też do mnie. Na miejscu stwierdziłem, że spalił się transformator sieciowy. Nowy zdobyłem od znajomego. Doceniono moje umiejętności i zaproponowano mi pracę realizatora dźwięku – opowiada.
W studiu RMF brał udział w produkcji radiowych ,,dżingli”. Nagrywał też takie gwiazdy, jak Edyta Górniak, Myslovitz, Natalia Kukulska, Blue Cafe i Kasia Klich. Pracował przy nagrywaniu albumów rodzimych artystów: Sztywnego Pala Azji i Śfidra Anyy.
- Doświadczeni artyści dość szybko realizowali nagrania. Trochę gorzej szła praca z młodymi zespołami. Ich muzycy czasem się tremowali, mimo że praktycznie bez ograniczeń mogli powtarzać swoje partie. Zdarzały się sytuacje, że jednego dnia w ciągu ośmiu godzin nie udawało się nagrać jednego śladu instrumentu, a na drugi dzień nagranie wychodziło praktycznie od strzału. Niekiedy sesje nagraniowe to były prawdziwe maratony. Raz nagrywaliśmy non stop przez 48 godzin – opowiada Ryszard Kramarczyk, który od niedawna pracuje w nowym studiu nagrań w Katowicach. Od trzech lat jest też nagłośnieniowcem zespołu Dżem.
- Miałem w życiu to szczęście, że praca jest jednocześnie moją pasją – ocenia muzyk z Chrzanowa.

Stare, ale na chodzie
Jednak muzyka to nie jedyna pasja Ryszarda Kramarczyka. Interesują go też stare samochody. Ma dwa fiaty 500 toplino z 1938 roku. Jeden jest na chodzie. Sam doprowadził go do stanu używalności. Od znajomego kupił też fiata 508 z 1933 roku, który zagrał w kilku filmach (m.in. ,,Vabank”).
- To prawdopodobnie najstarszy zarejestrowany samochód w powiecie. Przejażdżka starymi samochodami to prawdziwa przyjemność. Żałuję jedynie, że mam na to mało czasu. Chciałbym też częściej jeździć na zloty właścicieli starych pojazdów. Na jednym z nich, wiosną, zdobyliśmy z żoną w Mysłowicach kilka nagród – informuje 48-letni pasjonat. Oprócz samochodów, pociągają go też jednoślady. Od czasu do czasu robi wypady na swoim suzuki.
Niedawno muzyk powrócił też do hobby z dzieciństwa – modelarstwa. Buduje zdalnie sterowane modele szybowców, które najczęściej wypróbowuje na polach pomiędzy Luszowicami a Sierszą. Kolega z Oświęcimia Jacek Kraszewski ,,zaraził” go też żeglarstwem.
- Trzy lata temu, w lecie, dzięki jego instruktażowi sam zbudowałem małą łódkę, mającą 3,6 m długości i 1,2 m szerokości. Pływamy na niej z żoną najczęściej na zalewie w Dziećkowicach, choć byliśmy też nad zalewem Żywieckim i Czorsztyńskim – mówi Ryszard Kramarczyk, który ma też za sobą doświadczenia paralotniarskie.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 43 (604)
  • Data wydania: 29.10.03

Kup e-gazetę!