Nie masz konta? Zarejestruj się

Zostało dużo wiatru

22.10.2003 00:00
Dorosły dzieci górników, które myślały, że znajdą tu pracę, będą samodzielne, ułożą sobie życie jak niegdyś ich ojcowie.
Dorosły dzieci górników, które myślały, że znajdą tu pracę, będą samodzielne, ułożą sobie życie jak niegdyś ich ojcowie.
- W tamtych blokach, na osiedlu Gwarków, mieszkają przede wszystkim byli górnicy, ale teraz wielu stąd ucieka – twierdzi sprzedawczyni ze sklepu całodobowego przy ul. Kopalnianej w Trzebini. - Dziura się zrobiła. Poza tym brud, nikt tego nie sprząta – pokazuje na biurowiec zlikwidowanej KWK Siersza.
Budynek, gdzie dawniej urzędowała zakładowa administracja, pachniały przedpołudniowe kawy, lała się wódka z okazji świętej Barbary, zarasta krzakami. Oprócz ścian i dachu, nic nie zostało. To też pewnie zniknie.
- Ciągle kręcą się tacy, którzy chcą coś zwędzić. Jak tak dalej pójdzie, wszystko rozkradną – snuje czarny scenariusz oparta o barierkę ekspedientka.
Naprzeciwko sierszańskiego kombinatu, a właściwie świecącej pustkami kilkuhektarowej przestrzeni, stoją bloki mieszkalne. Przyjęło się mówić, że to osiedle Gwarków, ale tak naprawdę nie ma swojej nazwy. Wyrosło przy trzech ulicach: Kopalnianej, Grunwaldzkiej i Gwarków. Trzynaście prostopadłościanów. Jest też piwiarnia, a w niej nierzadko bezrobotni górnicy i rozmowy o życiu, które w latach 90. runęło z hukiem zapadających się szybów wydobywczych.

Gdyby była...

Pan Jan żyje na osiedlu Gwarków od dawna. Po węgiel zjeżdżał przez 20 lat. Teraz pozostaje na urlopie górniczym, tak jak większość miejscowych. Jest mężczyzną w kwiecie wieku, spaceruje z pieskiem. Pytam o kopalnię.
- Gdyby była, to może bym jeszcze pracował. Ale to ciężki zawód, dość się już człowiek narobił – odwraca głowę w stronę nieistniejącego zakładu. - Dawniej było wesoło, wydobycie szło pełną parą, wszystko tętniło życiem. Mieszkańcy, zatrudnieni w Sierszy, sprzątali osiedle. Kopalnia im za to płaciła – dodaje.

Produkcja dzieci

Od początku lat 80. ściągali tu ludzie z całej Polski, przede wszystkim młodzi, z biednych rodzin wiejskich. Na starcie dostawali pracę i zakwaterowanie w hotelu robotniczym. Gdy spodziewali się potomstwa – własne lokum.
- Nieraz śmiałam się z koleżankami, że w hotelu, strasznie ciasnym, jest produkcja dzieci. Nie zdarzył się bowiem dzień, żeby nie przychodziły do nas kobiety z zaświadczeniem o ciąży – opowiada Marzena Malczyk, obecnie prezes zarządzającej blokami spółki Gwarek, a wcześniej zatrudniona w dziale mieszkaniowym KWK Siersza.
Pani Marzena przybyła na osiedle w 1982 roku. Pamięta, że praca na kopalni zaczynała i kończyła się o szóstej, dwunastej, czternastej, osiemnastej, dwudziestej drugiej i dwudziestej czwartej. Najludniejszą porą była godzina czternasta. Pod zakładową bramą lub na zielonych skwerkach gawędzili mężczyźni, z piwem w ręku lub butelką i kieliszkiem. Na świeżym powietrzu obchodzono czyjeś urodziny, imieniny.
Lasy wokół bloków często były usłane grupkami, zwłaszcza gdy ktoś odchodził na emeryturę. Przynosili w termosach picie, w siatkach jedzenie, z kieszeni wystawał alkohol. Rozmawiali do rana.
- Z biegiem lat spotkania te przerodziły się w pijaństwo. Szczególnie w czasach, kiedy wszyscy wiedzieli, że kopalnia chyli się ku upadkowi – dopowiada prezes Malczyk.

Spali spokojnie

W ostatniej dekadzie PRL chyba żadnemu górnikowi z Sierszy nie przechodziła przez głowę myśl, że mogą zamknąć kopalnię. Chyba żadna żona górnika nie brała na poważnie możliwości utraty przez męża uprzywilejowanej pozycji zawodowej.
- Myśmy mieli książeczki i mogliśmy dostać to, co było nieosiągalne dla innych – przyznaje pani Marzena.
Żony górników najczęściej zajmowały się domem: chodziły po zakupy, gotowały obiady, sprzątały. Między zupą a drugim daniem był czas na sąsiedzkie plotki. Mieszkańcy osiedla Gwarków posiadali jednakowy status życia. Górnicy zarabiali nieźle, a poza tym jako „element” rozkwitającej gospodarki socjalistycznej myśleli, że mogą spać spokojnie. Sen skończył się kilka lat po Okrągłym Stole. Gospodarka zaczęła w zastraszającym tempie więdnąć.
W latach 80. całe skupisko ludzi i sklepów wokół KWK Siersza żyło z wydobycia. Trzeba się było przeciskać między ludźmi – tak dużo ich było.
- Pojawił się nawet pomysł rozbudowy osiedla – przypomina sobie Jan Pędziwilk, wiceprzewodniczący rady osiedlowej, mieszkający przy ul. Gwarków od 1985 roku.
Kopalnia dbała o przyległy obszar – czy była, czy nie była jego właścicielem. Zresztą nie zastanawiano się wtedy, do kogo należy teren. W świadomości okolicznych mieszkańców należał do kopalni. Z zakładowego budżetu sfinansowano dwa place zabaw: wymalowane, z pięknymi urządzeniami.

Dużo wiatru

- Dużo wiatru i nic więcej zostało z tego wszystkiego– konstatuje ze smutkiem Marzena Malczyk.
Większość mieszkających na osiedlu Gwarków to albo emeryci i renciści, albo osoby na urlopach górniczych, albo bezrobotni bez środków do życia. Mają dzieci, które myślały, że znajdą tu pracę. Teraz pozostali na garnuszku taty i mamy, którzy nierzadko z emerytury utrzymują swoją rodzinę i rodziny synów i córek. Jest wrogość i niezadowolenie. Szerzą się kradzieże.
- Wiele osób żyje w skrajnej depresji. Żyją po to, by na okrągło być pijanym. Pije się wszędzie: przy blokach, w lesie, na placu zabaw, z którego nic nie zostało – mówi pani prezes.
- To bardzo niebezpieczne osiedle – dodaje.

Nauka od nowa

- Nie jest dobrze, ale w ostatnim czasie zaczęliśmy trochę odżywać – uważa wiceprzewodniczący Pędziwilk.
Przełom nastąpił około 1998 roku, kiedy w każdym bloku zaczęły powstawać wspólnoty mieszkaniowe. W klatkach schodowych pojawiają się kwiaty, ludzie przywiązują większą wagę do porządku, znów rozmawiają ze sobą.
- Gdy kopalnia opiekowała się osiedlem, zapomnieliśmy się. Nie docenialiśmy tego wszystkiego, bo wiedzieliśmy, że zawsze ktoś przyjdzie i zrobi za nas – dodaje pan Janusz.
Tak samo myśli szefostwo Gwarka.
- Niektórzy potrafili się zmobilizować. Na przykład przekazane przez gminę pieniądze na kostkę brukową przy jednym z bloków spowodowały, że mieszkańcy zaczęli społecznie malować klatki schodowe. Teraz robią drzwi – informuje prezes Malczyk.
- Kiedyś czyny społeczne się skończyły. Teraz na nowo trzeba się ich nauczyć, bo o swoje sami musimy zadbać – konstatuje Janusz Pędziwilk.
To, co zostało po KWK Siersza, przypomina czasy, kiedy murowano fundamenty zakładu. Rosnące zaangażowanie mieszkańców osiedla Gwarków przywodzi na myśl okres PRL-u. Kopalnia przedwcześnie umarła, ale przykopalniane bloki mają szansę ożyć.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 42 (603)
  • Data wydania: 22.10.03

Kup e-gazetę!