Nie masz konta? Zarejestruj się

Głód najlepszym kucharzem

22.10.2003 00:00
Na Plac Tysiąclecia w Chrzanowie zajechał traktor. W czterech ogromnych kotłach przywiózł ponad 100 litrów grochówki ufundowanej przez Andrzeja Matyaszewskiego.
Na Plac Tysiąclecia w Chrzanowie zajechał traktor. W czterech ogromnych kotłach przywiózł ponad 100 litrów grochówki ufundowanej przez Andrzeja Matyaszewskiego.
Ciepła strawa miała pokrzepić głodnych. Tak zarząd rejonowy Polskiego Czerwonego Krzyża włączył się 16 października do międzynarodowej walki z głodem. To pierwsza taka inicjatywa w powiecie chrzanowskim.

Na talerzu
Nad plastikowymi miseczkami z ciepłą grochówką zasiedli emeryci, bezdomni, przypadkowi przechodnie. Stół połączył ich tylko pozornie.
Jedni przyszli z ciekawości. Ciepło ubrani, syci, zadowoleni. Ci nie zgadzają się na fotografię. Wstydzą się, tak jakby bieda była czymś hańbiącym i wyjątkowym, a nie zjawiskiem wpisanym na stałe w codzienność.
- Żadnych zdjęć. Jak by mnie ktoś zobaczył, że jem darmowy posiłek, to by mnie wyśmiał – płoszy się ufarbowana na rudo kobieta. Czym prędzej wyrzuca pustą miskę i w pośpiechu odchodzi.
Inna chwali inicjatywę PCK, lecz dodaje, że powinna się odbywać w innym miejscu niż Plac Tysiąclecia. Bardziej dyskretnym. Gdzieś na uboczu, w kącie, tak by nikt nie widział.
- Tu jesteśmy jak na talerzu. Każdy nas widzi. Patrzy. Teraz to człowiek człowieka się boi – stwierdza pani Danuta i też odchodzi.

Skurczony żołądek
Przy zastawionym termosami i chlebem stoliku zostało tylko dwóch mężczyzn. Jedzą w najlepsze. Przygnał ich tu prawdziwy niedostatek. Przyszedł głód, odszedł wstyd. To bezdomni.
- Głód jest najlepszym kucharzem. PCK jest w porządku – stwierdza pomiędzy jedną a drugą łyżką zupy Andrzej Mazurowski.
Sięga po kolejną pajdę chleba.
Grochówka jest „elegancka”. Tak elegancka, że zjadł już dwie porcje. Jeszcze więcej spałaszował jego kolega Krzysztof Wypiór.
On również nie może się nachwalić PCK.
- Czerwony Krzyż to jest Czerwony Krzyż. Za komuny to nigdy tego nie było. Kto by pomyślał, by pod Orłem stały kotły z jedzeniem. Taki byłem głodny, że zjadłem trzy grochówki. Więcej bym nie dał rady, bo żołądek mam skurczony. Akcja jak ta, powinna być codziennie, nie tylko od święta – mówił Krzysztof.

Je, żeby pić
Jadł na zapas. Wie, że okazja na darmową zupę nie powtórzy się szybko. Ciepły posiłek to dla niego luksus. Nie je częściej niż cztery razy w tygodniu. Od lat poniewiera się po chrzanowskich ruderach. Bez rodziny, przyjaciół, bez nadziei.
Pogodzony z losem, niezgodzony z sobą. Pacjent szpitali psychiatrycznych. Wrak człowieka, który w więziennych murach zostawił 15 lat.
- Nie siedziałem za gwałty, ani za kradzieże. Wsadzali mnie za pobicia. Czasami muszę przyłożyć, bo mierzi mnie ten świat – podkreśla.
Z przegranych lub wygranych bijatyk wyniósł złamany nos. Nędza odcisnęła ślady na twarzy i ubraniu. Krzysztof czuje, że koniec już bliski.
- Denaturat piję jak wodę. Niebieski czy odbarwiony – wszystko jedno, byle kopnęło. Nogi mi już od tego drętwieją – opowiada o dolegliwościach.
Nie może, nie chce i nie umie przestać. Jest przesiąknięty smrodem alkoholu.
- Jeden musi jeść, drugi musi pić. Ja należę do tych drugich – mówi i nagle milknie. Nabożnie wykonuje znak krzyża. Dzwony w kościele Matki Bożej Różańcowej wybiły godzinę 13.00.
Akcja trwała jeszcze godzinę. Następna batalia z głodem rozegra się być może za rok. O ile znajdą się sponsorzy, bo głodnych na pewno nie ubędzie.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 42 (603)
  • Data wydania: 22.10.03

Kup e-gazetę!