Geodeci z ziemi chrzanowskiej bawili się na branżowej imprezie z okazji swojego dnia.
- Zależy mi bardzo na rozruszaniu braci geodezyjnej. Na zjednoczeniu tego środowiska. Stąd pomysł, by zaprosić na nasze święto osoby z urzędów, ośrodków dokumentacji, archiwów. Byli wśród nas również budowlańcy – mówi Jan Żymankowski, prezes Stowarzyszenia Geodetów Ziemi Chrzanowskiej.
Na miejsce imprezy wybrano Dolinę Będkowską, jedną z kilkunastu dolinek podkrakowskich. Nie tylko przez wzgląd na urokliwe krajobrazy tego zakątka.
- Dolina Będkowska to moje miejsce rodowe. Był tam młyn i tartak mojej rodziny od strony babki. W tym miejscu stoi dworek krewnych-hrabiów Zbigniewa i Barbary Brandysów, których byliśmy gośćmi. Za co im serdecznie dziękujemy – mówił prezes Żymankowski, w którego żyłach również płynie błękitna krew.
Dołożył wielu starań, by impreza wypadła po hrabiowsku. Samodzielnie wyrysował na mapce trasę dojazdu do dworu. Jako geodeta (z uprawnieniami) nie miał z tym żadnych problemów.
Goście dostali na miejscu mały przewodnik po dolince oraz pamiątkowe gadżety – kufle do piwa z nalepką „Dzień Geodety”. Punktem kulminacyjnym części oficjalnej było złożenie wiązanki kwiatów i zapalenie znicza w kapliczce wotywnej.
Jan Żymankowski jest trzecim z kolei prezesem Stowarzyszenia Geodetów Ziemi Chrzanowskiej. Przed nim na czele organizacji stali: Bogumiła Tylutki i Stanisław Ciereszko. W tym roku wybrano nowy zarząd. Zastępcą prezesa jest Adam Jarosz, zaś skarbnikiem Kazimiera Urban. Organizacja powstała przed pięcioma laty. Zrzeszała początkowo 60 osób.
- W ciągu pięciu lat sporo członków odeszło. Część zrezygnowała. Niektórych wykreśliliśmy z powodu niepłacenia składek. W ostateczności na zebraniu wyborczym było 28 osób – mówi prezes.
Zależy mu, by organizacja zaczęła prężnie działać.