Nie masz konta? Zarejestruj się

Wiekowanie pod amorem

09.09.2003 00:00
Na Rynku w Trzebini nikt nie przebywa dłużej od Aleksandry Skrawy. Jest tu osiem godzin dziennie, przez osiem ciepłych miesięcy w roku. I tak od pięciu lat.
Na Rynku w Trzebini nikt nie przebywa dłużej od Aleksandry Skrawy. Jest tu osiem godzin dziennie, przez osiem ciepłych miesięcy w roku. I tak od pięciu lat.
Jeśli to przemnożyć, wychodzi prawie dwa tysiące godzin rocznie, spędzonych głównie pod fontanną z amorkami. Wśród równo przyciętych żywopłotów i starannie pielęgnowanych kwiatów.
- Na Rynku jest ładnie, tylko ładnych ludzi brakuje. Ale wiekuję tu, bo nie mam innego wyjścia. Głowę trzymam w cieniu, a chorą nogę w słońcu i obserwuję cały ten trzebiński świat – pani Aleksandra zajmuje ulubioną pozycję na odpowiednio oświetlonej ławce.
Zapala papierosa marki Fajrant. Najpierw rozgląda się, czy w pobliżu nie ma amatorów tzw. cudzesów, ale na nich jeszcze za wcześnie.

Ranek z balkonikiem
Aleksandra Skrawa mieszka na piętrze kamienicy stojącej w Rynku pod numerem 3.
- Gdy tylko się obudzę, patrzę przez okno jaką mamy pogodę. Nic innego nie widzę od strony podwórza, tylko czarne dachy. Gdy dzień jest znośny, biorę swój balkonik i ruszam na plac. Tam sobie patrzę na życie. Jadą samochody, chodzą ludzie, wszyscy mi się kłaniają. Żyję w Rynku prawie pół wieku i nie zamierzam się stąd przeprowadzać. Chyba że do lokalu na parterze, bo z moim kolanem mam wielki kłopot na schodach – pani Aleksandra pokazuje zniekształconą nogę.
Pięć lat temu poślizgnęła się na śniegu wynosząc na podwórko śmieci. Upadła tak niefortunnie, że rozbiła całe kolano. Teraz jest na stałe przykuta do balkonika oraz do Rynku. Porusza się po alejkach wolno ciągnąc nogi.

Południe z pierogami
- Co ja się tutaj codziennie nasłucham. W południe już wszyscy stali bywalcy chodzą podpici. Poznać ich po reklamówkach, bo mają w nich „jabcaki”. Rynek często patroluje policja, więc oni gromadzą się przy tym winie gdzieś w rozmaitych dziurach. A jak idą, wołają do mnie: „Ty ruro!” – opowiada rezydentka reprezentacyjnego placu Trzebini.
Do nikogo się nie przysiada i nie chce na ławce żadnego chłopa:
- Bo ja wiem, co mu do głowy strzeli po wypiciu? Co on tam ma na myśli. Przecież nawet ślubny chłop potrafi swojej babie w pysk przywalić, to jak nie przywali takiej obcej jak ja?
Ale dziś Aleksandra Skrawa planuje udać się na pierogi do kawiarni Akcent w narożnej kamienicy Rynku. Zamawiamy jednak bigos, bo obsługa zachwala, że domowy. Faktycznie, smakuje wybornie. Z grającej szafy płynie piosenka Budki Suflera o balu Wszystkich Świętych.
- Ten solista Cugowski pochodzi jak ja, spod Lublina – natychmiast rozpoznaje utwór pani Aleksandra. - Kiedyś kochałam śpiewać i tańczyć. A teraz dopadła mnie ta niedołężna starość, choć mam dopiero 75 lat.

Wieczór z pijakami
Po posiłku, aż do wieczora znowu trwa obserwowanie Rynku. Zdzisek, który w nerwowym tiku wciąż uderza się po uszach, żebrze od kierowców na ciastko. Inni na rozmaite sposoby ciułają grosze na kolejną flaszkę, albo dosiadają się do bogatszych kompanów.
Oprócz nich i pani Aleksandry praktycznie nikt nie zajmuje na Rynku ławek. Czasem mamusie z dziećmi, czasem uczniowie, czasem zakochani albo ktoś, kto jest w Trzebini przejazdem.
- Przed zmierzchem muszę stąd uciec. Wtedy przyjeżdża samochodami rozwydrzona młodzież i urządzają tu sobie harce. A moim znajomym też zaczyna odbijać. Klękają przede mną i zaczynają się oświadczać. Krzyczą takie rzeczy, że mi wstyd – zdradza pani Aleksandra.

Noc z samotnością
Noce spędza sama. Jest wdową, dzieci rozjechały się po świecie. Chodzi wcześnie spać i najgorsze, że nie ma łazienki, bo w wannie powinna każdego dnia moczyć chorą nogę. Ale jak? Więc zasypia z narastającym bólem i chce jak najszybciej doczekać świtu.
Około 21. Rynek okupują młodzi ludzie, których Aleksandra Skrawa boi się bardziej niż pijaków. Oni zresztą też wtedy znikają.
– Te dzieciaki to ćpuny. My przynajmniej alkohol pijemy bez łykania takich świństw. A oni to mają oczy wielkie jak denka od butelek – twierdzi wysoki Jurek, stały bywalec centralnego placu Trzebini.
O północy na Rynku nikogo już nie ma. Po alejkach ganiają tylko koty. Amorki na fontannie tryskają wodą, a całe centrum Trzebini przygniata tłusty, obrzydliwy smród płynący z pobliskiej rafinerii. Rankiem pani Aleksandra sprawdzi jaka jest pogoda za oknem i wszystko zacznie się od nowa...

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 36 (597)
  • Data wydania: 09.09.03

Kup e-gazetę!