Nie masz konta? Zarejestruj się

Jest w swoim żywiole

02.09.2003 00:00
Gdy był małym chłopcem, chciał leczyć ludzi. Wyrósł jednak z tych marzeń. Dziś, w zależności od powierzanej mu roli, jest kowbojem, gangsterem, amantem. Poza sceną Tomek Drożdż jest natomiast pogodnym, towarzyskim i skromnym dwudziestoczterolatkiem.
Gdy był małym chłopcem, chciał leczyć ludzi. Wyrósł jednak z tych marzeń. Dziś, w zależności od powierzanej mu roli, jest kowbojem, gangsterem, amantem. Poza sceną Tomek Drożdż jest natomiast pogodnym, towarzyskim i skromnym dwudziestoczterolatkiem.
- Pierwszy kontakt z tańcem, na dodatek towarzyskim, miałem jako dwunastolatek. Na kurs prowadzony przez instruktorów w sali gimnastycznej Miejskiego Ośrodka Kultury, Sportu i Rekreacji w Chrzanowie poszedłem za namową starszej siostry, Agnieszki. Nauka standardów i łaciny miała wypełnić mi wolny czas – wspomina tancerz z Chrzanowa.

Samba, balet
i musical
Szybko jednak okazało się, że ten sposób na zabicie nudy przerodził się w pasję, której Tomasz poświęcił kilka następnych lat. Poszukiwanie nowych wrażeń i możliwości, jakich dostarcza taniec, rozpoczął jako licealista ,,Staszica”. Odnalazł je w Balecie Form Nowoczesnych AGH w Krakowie, prowadzonym przez Jerzego Marię Birczyńskiego.
- Byłem wówczas w trzeciej klasie. Zdarzało się, że na próby jeździłem trzy do czterech razy w tygodniu. Po miesiącu intensywnej nauki trafiłem do podstawowego składu, z którym występowałem przede wszystkim przed krakowską publicznością. Wyjazd do Niemiec przeszedł mi koło nosa z uwagi na konieczność poświęcenia się nauce w liceum – snuje opowieść Tomasz.
W międzyczasie natrafił na młodzieżowy teatr występujący pod nazwą Studio Musicalowe w Krakowie, w którym miał szansę sprawdzić także swój głos. Teatr wystawił kilka spektakli muzycznych z jego udziałem. Byli to m.in. ,,Nędznicy” i ,,West Side Story”. Grupa ćwiczyła w domu kolejarza, a występowała na wielu scenach krakowskich. Przygodę z musicalem przerwały przygotowania do matury. Wówczas także, ku niepocieszeniu rodziców, zdecydował o złożeniu papierów do Państwowego Studium Wokalno-Baletowego w Gliwicach. W rezerwie było Państwowe Studium Wokalno-Aktorskie w Gdyni.

Wróżka przyniosła
szczęście
- Egzamin składał się z pięciu etapów, podczas których sprawdzany był słuch, umiejętności taneczne i wokalne, a także aktorskie. Pamiętam, że kazano mi zagrać scenkę rodzajową, w której siedząc przy piwie w knajpce, spotykam wróżkę. Nie kojarzę co zrobiłem, jak się zachowałem, ale ostatecznie zdałem – wyjawia.
Nauka w studium trwała dwa i pół roku.
- Miałem to szczęście, że trafiłem na wspaniałych profesorów. Ale szkoła tak naprawdę daje tylko podstawy. Sprawdzian z umiejętności i predyspozycji zdaje się dopiero na scenie. Mnie dano tę szansę już podczas studiów. Dostałem propozycję z Gliwickiego Teatru Muzycznego zagrania w polskiej prapremierze musicalu ,,Oklahoma”. To był grudzień 2001 roku. Mojemu debiutowi scenicznemu towarzyszyła ogromna trema. Zwłaszcza, że balet z moim udziałem miał pod koniec pierwszego aktu do zaprezentowania kilkunastominutową etiudę – opowiada tancerz.
Studia jako jedyny ukończył ze średnią 5,6. Upomniały się o niego teatry muzyczne z Chorzowa i Gliwic. Wybrał Gliwice.
- Nie miałem żadnych wątpliwości co do tego, że zespół w Gliwicach jest bardziej profesjonalny. A co za tym idzie, będę miał na kim się wzorować. W lutym 2002 roku dostałem angaż, a wraz z nim role w musicalach ,,Chicago”, ,,Zorba” i ,,Footloose”. Zwłaszcza w tym pierwszym miałem więcej solówek – dodaje Tomek.

W parze
z polską diwą
Wśród spektakli z jego udziałem były także operetki ,,Wiedeńska krew”, ,,Księżniczka czardasza”, ,,Wesoła wdówka” i ,,Ptasznik z Tyrolu”. Dwa ostatnie były wystawiane także na scenie plenerowej w Młoszowej w ramach dorocznego święta Trzebini. Tournee po Polsce od morza do gór Tomek uważa za szalenie męczące i uciążliwe. Choć ma ono także plusy. To dzięki objazdom zdobywa kontakty.
Owocem tych ostatnich jest przedsięwzięcie sceniczne pod hasłem ,,Z batutą i humorem”, w którym Tomek z diwą polskiej sceny – Grażyną Brodzińską – tańczy polkę. W chwili obecnej Tomasz Drożdż wspólnie z całym zespołem Gliwickiego Teatru Muzycznego pracuje nad najnowszą premierą ,,Hello, Dolly”, zaplanowaną na 21 września.
Artysta z Chrzanowa, na co dzień mieszkający w Gliwicach, miał kilka okazji, by wyjechać za granicę. Nie skorzystał z żadnej i wszystko wskazuje na to, że jeszcze przez dwa lata będzie musiał z tych propozycji rezygnować. To, co powstrzymuje go przed wyjazdem, to podjęte studia na kulturoznawstwie na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach.
Zdecydował się na nie przede wszystkim dla papieru i trzech liter przed imieniem i nazwiskiem. Pracę magisterską zamierza poświęcić fenomenowi kulturowemu, jakim jest taniec.

Dotańczyć
do emerytury
- Nie mógłbym robić w życiu czegoś innego. Zawsze marzyłem o tym, by tańczyć i śpiewać. Dlatego śmiało mogę powiedzieć, że czuję się spełnionym. Wciąż mnie to cieszy i dostarcza pozytywnej energii. Za każdym razem daje z siebie nie 100, tylko 200 procent. Najbardziej cenię sobie kontakt z publicznością. I choć jej nie widzę, bo staram się patrzeć w puste miejsce między balkonami, to jednak czuję jej wzrok skupiony na mnie. Kocham widzów i ufam, że jest to uczucie odwzajemnione. Bez sceny podejrzewam, że czułbym ogromną pustkę i niemoc – zdradza Tomek, który nie ma w sobie jednak nic z gwiazdorstwa.
Jest rozpoznawany na ulicach zwłaszcza Gliwic, ale prośby fanek o autograf odbiera całkiem naturalnie. Czasami go to jeszcze peszy. Tomek nie zamierza szybko zejść ze sceny.
- Do 60. roku życia mogę występować. Jeśli zaś będę musiał porzucić karierę tancerza, poświęcę się choreografii – deklaruje.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 35 (563)
  • Data wydania: 02.09.03

Kup e-gazetę!