Nie masz konta? Zarejestruj się

Tomek chce stanąć na własnych nogach

15.07.2003 00:00
Feralnej nocy legło w gruzach niemal całe jego życie. Prysły niczym bańka mydlana marzenia o odkrywaniu i podbijaniu świata. Wyparła je przerażająca perspektywa wózka inwalidzkiego.
Feralnej nocy legło w gruzach niemal całe jego życie. Prysły niczym bańka mydlana marzenia o odkrywaniu i podbijaniu świata. Wyparła je przerażająca perspektywa wózka inwalidzkiego.
Kolejne operacje, które nie przyniosły spodziewanego efektu, zabijały w nim nadzieję na powrót do normalności. Po pełnych fizycznego i psychicznego bólu dniach przychodziły jednak noce, a wraz z nimi sny, w których biegał, tańczył, grał w piłkę i pływał. On sam nie przestał w to wierzyć, że któregoś dnia sen stanie się jawą.
Tomek Rzegucki z Chrzanowa, zanim jeszcze poszedł do szkoły średniej, wymyślił sobie, że zostanie lekarzem-chirurgiem. Wybrał klasę o profilu biologiczno-chemicznym w I Liceum Ogólnokształcącym. Szybko jednak wycofał się z tych planów, widząc, jak dużą popularnością cieszy się medycyna. Po zdanej maturze postawił więc na archeologię, która była jego drugą pasją. W ostateczności zdecydował się na geologię na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.
- Nie było łatwo, ale nie miałem większych problemów z zaliczaniem kolejnych semestrów – zapewnia.

Połamany i załamany...
Dobrnął do trzeciego roku. Wakacje 2000 roku spędził w Chrzanowie. Akurat trafiła mu się sezonowa praca. 9 września koledzy z osiedla wyszli z inicjatywą zrobienia na ogródku pieczonych ziemniaków.
- Przemęczony, nie miałem zbytnio ani siły, ani ochoty na jakąkolwiek imprezę. Ponadto – coś w rodzaju głosu wewnętrznego podpowiadało mi, żebym nie szedł. Ale uległem namowom kolegów. Do domu wracałem w grupce liczącej około dziesięć osób. Było dość późno. Nie pamiętam dokładnie, ile wypiłem piw, ale nie sądzę by było ich więcej, niż dwa lub trzy. Poniżej ronda, przy ulicy Śląskiej w Chrzanowie zdarzył się wypadek... – Tomek, który niewiele, lub prawie nic nie pamięta ze zdarzenia, urywa wątek.
- Z tego, co opowiadali jego koledzy i starszy brat Sławek, wynikało, że Tomek szedł na samym końcu. Byli więc z przodu, gdy nagle usłyszeli trzask. Kiedy się odwrócili, leżał na środku jezdni. Kierowca, który go potrącił, zbiegł z miejsca zdarzenia. Drugi samochód zatrzymał się, ale gdy kierujący nim zobaczył, że poszkodowany w wypadku żyje, odjechał. Któryś z chłopców wezwał przez komórkę policję i pogotowie. O tym, że Tomka zawieziono do szpitala, dowiedziałam się od Sławka. Trafił na oddział intensywnej terapii. Odzyskał przytomność, ale był w bardzo ciężkim stanie. Miał liczne obrażenia wewnętrzne, w tym przebite płuco. Oboje z mężem w strachu i obawie o życie syna przeczekaliśmy kilka godzin na korytarzu. W międzyczasie okazało się, że trzeba go było reanimować. W południe następnego dnia helikopterem przetransportowano go do Piekar Śląskich, gdzie przeszedł operację kręgosłupa. W trzeciej dobie od wypadku zawiadomiono nas, że stan naszego dziecka jest krytyczny. Przeżył drugą śmierć kliniczną – opowiada powstrzymując się od płaczu Teresa Rzegucka.

...stracił wolę życia...
Tomek nic nie pamięta, nic nie kojarzy. O tym, że jedną nogą był na tamtym świecie, dowiedział się od bliskich. Wiele czasu upłynęło zanim dopuścił do siebie myśl, że jest od pasa w dół sparaliżowany. Kiedy uświadomił sobie, że jak na razie jest skazany na wózek, załamał się...
- Płakałem jak dziecko i ze złości, i z bezradności. Bezwładne nogi, które odmawiały mi posłuszeństwa, doprowadzały mnie do szału. Ile ja się na nie nakląłem, i ile sińców sobie porobiłem. W końcu straciłem wolę życia. Wciąż nękały mnie pytania: dlaczego ja, dlaczego właśnie teraz? Kiedy już opadałem z resztek sił do dalszej walki, podjeżdżałem na wózku pod schody, kierowany jedną tylko myślą: rzucić się z nich i ukrócić sobie i innym cierpienia... Ale ciągle coś mnie powstrzymywało. Może lęk i troska o to, co dalej? – zastanawia się Tomek.
Zamknął się w sobie. Stronił od wizyt i towarzystwa. Odmawiał przyjmowania posiłków. Na wyraźną prośbę rodziców znalazł się pod opieką psychologa.
- Każdy by się załamał, a co dopiero młody człowiek, na początku swojej drogi – broni go mama.
Regularnie do Tomka przyjeżdżali koledzy, także ci, którzy byli z nim tego dnia. Ich wizyty podnosiły go na duchu.
Po operacji kręgosłupa, której podjęli się chirurdzy z Piekar, żaden z nich nie dawał gwarancji, że chłopak stanie na własnych nogach. Nikt mu nie powiedział też, jakie ma szanse. Ciągle słyszał tylko jedną śpiewkę: przy dzisiejszym postępie w medycynie, to, co wczoraj wydawało się niemożliwym, jutro jest jak najbardziej realnym.
Rozbudzone i zgaszone
nadzieje
Po ponad miesięcznym pobycie w klinice wysłano go na rehabilitację do Rept, miejscowości w pobliżu Tarnowskich Gór. Była to jego pierwsza konfrontacja z osobami, dla których los był podobnie, lub jeszcze bardziej okrutny.
- Wśród nas znalazł się koleś, który ponoć trząsł całym miastem – taki boss mafijny. Na skutek wypadku doznał paraliżu rąk i nóg. Widząc go w takim stanie miałem prawdziwą satysfakcję, i po raz pierwszy poczucie sprawiedliwości – mówi.
Po powrocie Tomka z Rept rodzice wysłali go do kliniki ortopedii i rehabilitacji w Zakopanem, gdzie przeszedł kolejną operację kręgosłupa. Usłyszał wówczas, że efektów należy się spodziewać nawet do pięciu lat od operacji. Tam naprawdę zrozumiał, że jeszcze wszystko może się zdarzyć. Potem znowu umieszczono go na oddziale rehabilitacyjnym chrzanowskiego szpitala, gdzie nabawił się jedynie rozległych i głębokich odleżyn na pośladkach. Niezbędna okazała się ingerencja chirurga plastyka w krakowskiej klinice. Pierwszy przeszczep nie przyjął się, lekarze byli zmuszeni powtórzyć zabieg.
- Był lipiec 2001 roku. Wysokie temperatury wciąż dawały o sobie znać, a ja, w tym skwarze, musiałem leżeć na brzuchu – wspomina Tomek.
Zrozumiał, że nie może się poddać i przestać walczyć o siebie. Postanowił, za namową mamy, wrócić na studia. Z dotychczasowej uczelni musiał zrezygnować z powodu licznych barier architektonicznych. W poszukiwaniach szkoły dotarł do znanych mu wcześniej z rehabilitacji Rept, gdzie znajduje się filia Politechniki Śląskiej. W lutym tego roku rozpoczął IV semestr na kierunku marketing i zarządzanie. Jak zapewnia, idzie mu całkiem nieźle. Wakacje, gdyby nie egzamin, który chce ponownie zdawać, by poprawić stopień na bardzo dobry, rozpocząłby z czystym kontem.

Matczyna walka
O czym marzy dwudziestosiedmioletni dziś Tomek Rzegucki?
- By chodzić. Wszystkie inne marzenia schodzą na plan dalszy. Nigdy nie pogodzę się z kalectwem – odpowiada bez namysłu.
Mama Tomka, dotychczas wiceprzewodnicząca rady miejskiej w Chrzanowie, działaczka SLD, wzięła rozbrat z życiem politycznym. Za cel postawiła sobie postawić syna na nogi.
- Kiedy śni mi się Tomek, widzę go w pełni sprawnym. Usilnie wierzę w to, że tak będzie. Kto, jeśli nie ja, doda mu otuchy? – argumentuje.
Nie dopuszczając do siebie myśli, że jej ukochany syn do końca życia może być kaleką, śledzi fachową literaturę. Wynajduje nowinki medyczne, informacje prasowe o dokonanych cudach. Do domu sprowadza rehabilitantów, bioenergoterapeutów i znachorów. Nic nie umknie jej czujnej uwadze.
- Śmiało mogłabym zrobić doktorat z rehabilitacji – zapewnia Teresa Rzegucka.
To ona wynalazła informacje o chirurgach z Nowosybirska, którzy stawiają na nogi skazanych wcześniej na wózek. Koszt leczenia, który wynosi 15 tys. dolarów, znacznie przekracza ich możliwość. Dlatego Tomek i jego rodzina zwracają się do ludzi dużego serca o pomoc. Liczy się każdy, nawet najmniejszy gest.
Tomek przeczuwa, że kolejna próba się powiedzie. Odkąd pojawiły się nowe szanse, zmienił się nie do poznania. Zdobył wiarę i pewność siebie.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 28 (589)
  • Data wydania: 15.07.03

Kup e-gazetę!