Nie masz konta? Zarejestruj się

Z podniesioną głową

01.07.2003 00:00
Do Holandii wyjechała w styczniu 2000 roku w charakterze au pair. Zajmowanie się cudzymi dziećmi i prowadzenie cudzego domu z dala od własnego miało trwać przez rok.
Do Holandii wyjechała w styczniu 2000 roku w charakterze au pair. Zajmowanie się cudzymi dziećmi i prowadzenie cudzego domu z dala od własnego miało trwać przez rok. Życie zweryfikowało plany młodej mieszkanki Młoszowej, której pobyt w kraju tulipanów i wiatraków wydłużył się o dwa następne lata. Jak wygląda ono dzisiaj, i jaką przyszłość widzi dla siebie Katarzyna Maciejowska?
Gdy wyjeżdżała z Polski, miała za sobą kilka nieudanych startów w dorosłe życie. Nie powiodły się próby znalezienia innej pracy, niż za ladą sklepową. Nie dopisało również szczęście podczas egzaminów wstępnych na Akademię Ekonomiczną i Akademię Wychowania Fizycznego w Krakowie. Nie mając nic do stracenia, a więcej do zyskania, wyjechała do Holandii.
- Trafiłam do holenderskiej rodziny z trójką dzieci w wieku czterech, siedmiu i dziewięciu lat, mieszkającej nieopodal Hagi, w miasteczku Wassenaar. Byłam przez nich wszystkich bardzo mile przyjęta. Dziadek dzieci bywał w Polsce głównie w celach zawodowych. Miał się ponoć wzbogacić na handlu skórami wołowymi. Znał dziesięć żeńskich imion oraz zapytanie: jak się masz, kochanie? Na samym początku moi pracodawcy zabrali mnie ze sobą na ferie do Szwajcarii, gdzie rokrocznie we własnym apartamencie spędzają kilka tygodni. Dla mnie była to pierwszorzędna okazja, by się wreszcie nauczyć jazdy na nartach. Pomimo zerowej znajomości języka holenderskiego, udawało nam się porozumieć. Stopniowo jednak sielanka zamieniła się w koszmar. Straciłam posłuch u dzieci i względy u ich rodziców, którym zaczęło przeszkadzać to, że nie umiem ich języka – opowiada Kasia Maciejowska.

Wyrosła z dzieci
Prowadząc dom i próbując ujarzmić rozpuszczone dzieciaki, co niemal graniczyło z cudem, jednocześnie dorabiała sprzątaniem u rodziny amerykańskiej. To dla niej po sześciu miesiącach zrezygnowała z pracy u Holendrów. Zajęć miała mniej, a zarobki bardziej satysfakcjonujące. Według podpisanego kontraktu, przysługiwało jej dwa tygodnie płatnego urlopu oraz wolne dni wypadające w święta, jak na przykład Dzień Niepodległości, za które również otrzymywała wynagrodzenie.
W zakresie obowiązków miała porządki domowe, w tym również prasowanie oraz zajmowanie się siedmio- i dziewięcioletnimi pociechami. Mając sporo wolnego czasu, rozpoczęła kurs językowy angielskiego. Wieczorami spotykała się z ,,operkami” z Polski. Po pół roku od wyjazdu z domu rodzinnego, przyjechała wreszcie w odwiedziny. Po trzech tygodniach trzeba było jednak wracać do Holandii. Pierwsze święta Bożego Narodzenia spędziła na obczyźnie. Po kilku miesiącach przyszło jej się rozstać z Amerykanami.
- Dzieci były już za duże na nianię – tłumaczy z uśmiechem.

Dorosła do studiów
Wtedy też zrodziła się w głowie Kasi myśl o przeprowadzce do Hagi. Zamieszkała wraz z Polakami w wynajętym mieszkaniu.
- Będąc już w Hadze od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem podjęcia studiów na kierunku międzynarodowy biznes w czteroletnim college’u. Miałam przecież za sobą cztery lata nauki w Liceum Ekonomicznym w Trzebini. Byłam zdecydowana rozpocząć szkołę w Hadze, gdy okazało się, że zwyczajnie mnie na nią nie stać. Podjęłam poszukiwania szkoły w Rotterdamie. Trafiłam wreszcie na Uniwersytet Erazmusa, na którym znalazłam kierunek administracja w biznesie. Nie wystarczyło jednak złożyć papiery. Musiałam zdać egzamin z języka angielskiego i matematyki. O angielski się nie bałam, gorzej było z matematyką. Poradzono mi bym wzięła kilka lekcji u znanego profesora. Przez miesiąc jeździłam do niego na korepetycje. Wstawałam o szóstej rano, kładłam się późnym wieczorem. Książki, praca, książki, praca. I tak w kółko – wspomina dwudziestotrzylatka.
Ale opłaciło się, bowiem bez żadnych przeszkód jesienią ubiegłego roku dostała się w poczet studentów Erazmusa. Czesne zapłaciła z zarobionych wcześniej pieniędzy. Jak wspomina pierwsze zajęcia?
- Przez dwa tygodnie miałam blokadę umysłu. Nic do mnie nie docierało. Denerwowałam się, że nie rozumiem, co do mnie mówią. Ale na szczęście to minęło. A pierwszy semestr zaliczyłam wręcz śpiewająco, lepiej od niejednego Holendra – zapewnia.

Nie dojrzała do powrotu
Aktualnie kończy pierwszy rok studiów. Nadal utrzymuje się ze sprzątania domów oraz biur zaprzyjaźnionych Holendrów. Tak więc tymczasowy sposób zarabiania stał się jedynym źródłem jej dochodów.
- W Holandii coraz więcej osób pozostaje bez pracy, dlatego nie powinnam i na razie nie wybrzydzam. Dodatkowo praca, którą wykonuję, jest na tyle elastyczna, że mogę ją godzić z planem zajęć na uczelni. To jest jej duży atut. Poza tym jest dobrze płatna. Z drugiej strony – brak znajomości języka holenderskiego uniemożliwia mi znalezienie zatrudnienia na przykład w restauracji. Dlaczego nadal go nie umiem? Trochę może z lenistwa. Ale przede wszystkim z uwagi na to, że skoncentrowałam się na nauce języka angielskiego. To z nim wiązałam bowiem swoją przyszłość. Może gdybym wcześniej planowała, że w Holandii zostanę dłużej? Skoro podjęłam tutaj studia, powinnam zacząć ostrą naukę holenderskiego i dlatego też postanowiłam rozpocząć we wrześniu kurs – szuka usprawiedliwienia zaradna Polka.
Przez krótki czas mieszkała w akademiku. Obecnie wynajmuje pokój wraz z trzema Holenderkami. Nie pomogło to jej ani w przyswojeniu języka, ani w przekonaniu się do zamkniętych w sobie i zimnych z natury Holendrów.
Zawiodły w tym wypadku i upór, i konsekwencja w dążeniu do celu, które wcześniej zaowocowały w zrealizowaniu marzeń o studiach.
- Jestem zadowolona i z siebie, i życia, które prowadzę. Usamodzielniłam się, mam wokół siebie wielu przyjaciół i ludzi mi bardzo życzliwych. To ich obecność, ich wiara w moje możliwości i popychanie mnie do wytyczonego celu uważam za swój największy z dotychczasowych sukcesów. W niedalekiej przyszłości zamierzam przede wszystkim zrobić licencjat. Uzyskam go, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, za trzy lata – wyjawia Kasia.
Tęsknota za rodziną i krajem nad Wisłą towarzyszy jej na co dzień.
Na razie nie widzi jednak możliwości powrotu. Nadal czuje się Polką, od dłuższego już czasu wyzwoloną z kompleksów niższości.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 26 (560)
  • Data wydania: 01.07.03

Kup e-gazetę!