Nie masz konta? Zarejestruj się

By świat był lepszy

13.05.2003 00:00
W czerwcu minie 30 lat, jak ksiądz prałat Władysław Gil objął probostwo parafii św. Barbary w Krystynowie. Do swych nowych parafian przyjechał na rowerze z Wieliczki. Najpierw na rekonesans. Nie sądził, że zostanie wśród nich tak długo.
W czerwcu minie 30 lat, jak ksiądz prałat Władysław Gil objął probostwo parafii św. Barbary w Krystynowie. Do swych nowych parafian przyjechał na rowerze z Wieliczki. Najpierw na rekonesans. Nie sądził, że zostanie wśród nich tak długo.
- Chciałem zobaczyć, dokąd mnie wysyłają. Wiedziałem, że moja nowa parafia będzie całkowicie inna od dotychczasowych. Gdy odjeżdżałem, ktoś powiedział, że długo w Trzebini nie zabawię, bo tam się księżom ciężko żyje – opowiada ksiądz Władysław.
37-letni wówczas proboszcz zamieszkał w ceglanej plebanii, którą wybudowano w XIX wieku. Nie było i nie ma tu wielkich wygód. Przez lata na plebanii niewiele się zmieniło. Ksiądz mieszkał i mieszka bardzo skromnie. Nie lubi zaszczytów. Z wielkim onieśmieleniem mówi o wyróżnieniu Adiunge Optimorum (Dołącz do najlepszych), jakie przyznał mu Trzebiński Ruch Społeczny Niezależność. Dostają je tylko ci, którzy nie marnują własnych i cudzych talentów. Nie nosi również reprezentacyjnych szat prałata z czerwonymi guzikami i purpurowym podbiciem.
- To tylko tekstylia. Tytuł prałata ma charakter honorowy, nadaje się go z inicjatywy kardynała. Prałat to inaczej kapelan Ojca Świętego – mówi skromnie.
Wiernych przyjmuje w pokoju na parterze. Czasami, gdy potrzebuje spokoju, prowadzi gościa na poddasze. W maleńkim pokoiku pachnie starym drewnem. Pomieszczenie spowija półmrok. Niewielkie okienko nie wpuszcza dużo słońca. Niewystawnie u księdza. Tylko kilka najpotrzebniejszych mebelków. Stolik, dwa krzesła, starannie zasłane łóżko, nad którym wisi obraz Pana Jezusa z trzódką. W jednym rogu szafa, w drugim półka z książkami. Ksiądz Władysław nie lubi zbytku. Nie przywykł też do narzekania. Wychowały go góry. Urodził się w Olszówce koło Rabki.

Z głową w chmurach
Nie chciał być księdzem. Jednak rodzice marzyli, by to właśnie on z piątki rodzeństwa przyjął święcenia kapłańskie. Wiecznie zadumany, rozczytany w Żeromskim chłopak nie nadawał się do pracy na roli. Bardziej ciągnęło go do literatury. Był wstydliwy, nieśmiały. Nie lubił przemawiać ani nauczać innych. Do seminarium miał trafić już po siódmej klasie podstawówki.
- Przeżywałem dramat. Czułem się, jakbym miał trafić do więzienia. Nie czułem powołania do kapłaństwa – wspomina.
Początkowo los młodego Władysława potoczył się nieco inaczej niż chcieli rodzice. Małe seminarium zamknięto, a Władysław zaczął naukę w liceum w Rabce.
- Żyłem wówczas z głową w chmurach. Ciągle bujałem w obłokach. Kapłaństwo wydawało mi się strasznie nudne, społecznie niepożyteczne. Sądziłem, że ksiądz żyje w oderwaniu od ludzi, że jedynym jego zajęciem jest odprawianie mszy i modlitwa. Czas pokazał, że jest inaczej – ksiądz Władysław uśmiecha się lekko.
Po maturze złożył papiery na Politechnikę Krakowską. Zamierzał studiować budownictwo lądowe. Nie był jednak do końca przekonany, czy studia techniczne to faktycznie to, co chciałby robić. Wielką troską młodego Władysława był brzydki charakter pisma. Wspomina jak to w podstawówce pani wyciągnęła go przed tablicę i kazała napisać wyraz „mama”. Nie popisał się wtedy kaligrafią. W liceum dowiedział się, że w szkole są rzeczy ważniejsze od pięknego pisma. Chodziło o najwyższe dla człowieka wartości. Na drogę do kapłaństwa pchnął go ksiądz Mieczysław Maliński.
- To dzięki niemu wstąpiłem do krakowskiego seminarium. I dobrze się stało. Nieraz ludzie zaczynają w życiu robić coś, co nie jest im pisane, co nie jest dla nich. Brną potem uparcie w obranym przez siebie kierunku. Całe życie pełnią jakby nie swoją rolę – mówi ksiądz Władysław.
W seminarium spędził 5 lat. Święcenia przyjął z rąk arcybiskupa Eugeniusza Baziaka w 1959 r.

W duchu odnowy
W życiu kapłańskim księdza Władysława było sporo ważnych wydarzeń. Największy wpływ na młodego wikariusza miały jednak postanowienia drugiego soboru watykańskiego z lat 1962-65.
- Po soborze nastąpiła gruntowna odnowa życia religijnego. Kościół stał się bardziej żywy. Od tego czasu zaczęto wprowadzać do mszy świętych języki ojczyste. Dzięki temu liturgia stała się zrozumiała dla wiernych. W naszym kraju następowało to powoli. Euforię soboru hamował komunizm – ocenia ksiądz Władysław, który jest gorącym orędownikiem soborowych postanowień, a zwłaszcza tego, by włączać wiernych w życie Kościoła.
Był jednym z pierwszych w archidiecezji krakowskiej kapłanów zaangażowanych w oazowy ruch Światło-Życie.
Niezwykle barwnie opowiada o zlotach młodzieżowych w Krościenku i Olszówce i o głównym animatorze oazowego życia – księdzu Franciszku Blachnickim.
- Setki młodzieży. To było jakby państwo w państwie, bo pierwsze oazy zakładaliśmy trochę nielegalnie. Na spotkania z młodzieżą przyjeżdżał kardynał Karol Wojtyła – wspomina.
Tę samą atmosferę radości i uniesienia chciał przenieść do Trzebini. Zaczął od młodzieży. Przy parafii w Krystynowie wyrosła pierwsza na naszych ziemiach oazowa wspólnota młodzieży.

Niełatwa parafia
Krystynów był piątą parafią księdza Władysława. Do roku 1973 był wikarym w Osieku, Zakopanem, Węgierskiej Górce, Wieliczce. W Krystynowie miał zostać proboszczem. Gdy opuszczał Wieliczkę, wiedział, że w Trzebini czeka go trudne zadanie. Wiedział, że jego nowa parafia to zlepek kilku różnych osiedli.
- Wielu wiernych przyjechało tu z całej Polski za pracą. Byli to ludzie w dużym stopniu wykorzenieni, bez poczucia wspólnoty, świadomi, że partia dała im mieszkania i pracę – mówi.
Ksiądz chciał się zająć przede wszystkim budowaniem wspólnoty.
Proboszcz pokazuje stary pożółkły dokument. To ocena kilkumiesięcznej pracy nowego proboszcza. Delikatnie odwraca kartki. Na ostatniej stronie widnieje podpis Karola Wojtyły. Ówczesny metropolita krakowski pisze: „Parafia Wodna-Krystynów z pewnością nie jest łatwa. Ma szeroki margines ludzi, którzy stoją z dala od Kościoła albo ulegli zobojętnieniu.(...) Nowy ksiądz proboszcz i jego współpracownik spotykają się z dobrym przyjęciem. Jest się tu na kim oprzeć. Ksiądz Władysław Gil wiele będzie mógł osiągnąć swymi metodami pracy nad młodzieżą, zwłaszcza swą metodą liturgiczną. Widać już pierwsze rezultaty.”

Ku wspólnocie
wiernych
Marzenia księdza Władysława wykraczały poza ruch Światło-Życie. Pragnął odnowienia całej swojej parafii.
- Parafia ma być domem i szkołą komunii. Każda parafia jest inna. Podobnie jak każdy człowiek jest inny. Sam ruch oazowy nie odnowi całkowicie parafii. Podobnie jak krzyżowe wyprawy dziecięce nie zdobyły Grobu Chrystusa – mówi z ożywieniem w głosie.
Ksiądz Władysław wierzy, że energia odnowienia tkwi w Ruchu dla Lepszego Świata. Wyjmuje z teczki wielkie plansze, na których rozrysowano schemat odnowy parafii. Jedna pokazuje Kościół jako piramidę ze sztywno określoną hierarchią. To Kościół przed soborem. Na drugiej widać okręgi, w centrum których jest pole z napisem „wspólnota wiernych”. To nowy obraz parafii i nowy model Kościoła.
- Zarówno Ruch Światło-Życie, jak i Ruch dla Lepszego Świata mają te same cele. Chodzi o to, by parafia stała się wspólnotą wspólnot. Oba ruchy różnią się jednak metodami. Ruch dla Lepszego Świata chce ogarnąć wszystkich ochrzczonych – i praktykujących, i niepraktykujących – twierdzi.
W parafii w Krystynowie zjednoczeniu mają służyć listy, które ksiądz Władysław śle do swoich wiernych. Eksperyment rozpoczął 20 lat temu. Wierzy w odnowicielską moc tych listów.
- Są nawrócenia nagłe, gwałtowne jak szok albo zrzucenie z konia. Ale są też nawrócenia powolne następujące krok po kroku. Dzieją się cicho i niepostrzeżenie – wyznaje.

Solidarność w cierpieniu
W ubiegłym roku ksiądz Władysław podupadł na zdrowiu. Zaszwankowało serce. Ból i cierpienie przyjął z pokorą. W chorobie dojrzał próbę i wyzwanie. Opowiadając o tym, unika wielkich słów. Dobiera wyrazy najprostsze.
- Wielkim wsparciem byli dla mnie moi wierni. Pocieszali mnie, dodawali otuchy. Mówili o własnym doświadczeniu choroby. Czasami wręcz myślałem, że to niesprawiedliwe, że budzę aż tak wielkie zainteresowanie. Nie chciałem być pępkiem świata. Tymczasem zajmowało się mną tak wiele osób. A przecież każdy z nas jest równie ważny. Uwaga i słowa otuchy należą się każdemu cierpiącemu – mówi skromnie.
Jesienią ubiegłego roku znalazł się w Instytucie Kardiologii w podwarszawskim Aninie. Tu przeżył poczucie największej wspólnoty – solidarności w cierpieniu. Z Instytutu napisał do wiernych list. Pisał na kolanie, wciśnięty w szpitalny fotel. Ten list to synteza doświadczeń, jakie wyniósł z choroby. Ksiądz Władysław napisał: „Niezwykłą solidarność, duch wspólnoty odczuwa się między pacjentami. Dystans i tytuły zostały gdzieś daleko poza nami. Powstała tu wielka jedność w różnorodności. Kaplica przy końcu długiego i szerokiego korytarza – otwarta dla wszystkich przez całą dobę – wyraża otwarcie Kościoła dla wszystkich. Pomyślałem sobie, że fundamentem tego niezwykłego przeżycia jest wspólne doświadczenie cierpienia i lęku. Wspólne, bo z Panem Jezusem – także cierpiącym i lękającym się. Chrystus po przeżyciu swojego doświadczenia razem z cierpiącą ludzkością stał się już Innym Człowiekiem – zmartwychwstałym i głoszącym światu – „Nie lękajcie się”.
Ks. Władysław w październiku przeszedł operację w Krakowie. Po niej spędził kilka tygodni w rodzinnej Rabce. Na parafię w Krystynowie powrócił odnowiony, pełen chęci do działania. Zaraz po Wielkiejnocy zabrał się za budowę plebanii, która ma być również domem parafialnym. Pragnie, by w dzieło budowy włączyli się wierni. Parafianie go nie zawiedli. Przez otwarte okienko dolatuje stukot młotków, chrzęst ciętej stali. Proboszcz z radością patrzy na postępujące prace. Cieszy się jego serce. Wykopano już fundamenty. Trwają roboty zbrojeniowe. Przyglądając się pracującym ludziom, ksiądz Władysław widzi, jak spełnia się jedno z jego największych marzeń – marzenie o wspólnocie.

PS. Cytowany w reportażu list opublikował periodyk „Lepszy Świat”, pismo polskiej grupy promotorów Ruchu dla Lepszego Świata

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 19 (580)
  • Data wydania: 13.05.03

Kup e-gazetę!