Nie masz konta? Zarejestruj się

Z Jordanii do Polski

18.03.2003 00:00
Polska wódka mu nie smakuje, ale za to urzekają krajobrazy tak różne od pustynnych widoków rodzinnej Jordanii. Ziyad El-Rezgallah osiedlił się w Libiążu i wcale tego nie żałuje.
Polska wódka mu nie smakuje, ale za to urzekają krajobrazy tak różne od pustynnych widoków rodzinnej Jordanii. Ziyad El-Rezgallah osiedlił się w Libiążu i wcale tego nie żałuje.
Jest nadzwyczaj skromny. Kiedy poprosiłam o rozmowę, miał sporo wątpliwości. „Ja wolę żyć cicho” – usłyszałam. Pochodzi z Jordanii, ale połowę życia spędził w Polsce. Tu znalazł swoją wielką miłość. Zaakceptował polskie obyczaje, zimny klimat i tłustą kuchnię. Nie tylko zaakceptował, ale i polubił. Przyjechał do Polski dziewiętnaście lat temu, jako stypendysta. Mógł wybrać dowolny kraj bloku wschodniego, w którym chciałby studiować. O Polsce wiele nie słyszał, nie wiedział, gdzie leży i w jakim języku mówią jej mieszkańcy. Dlatego zdecydował się właśnie na nią.

Wódka do towarzystwa
- W Łodzi zaliczyłem studium języka polskiego. Potem mogłem wybrać kierunek studiów i uczelnię. Postawiłem na informatykę na Politechnice Wrocławskiej. Zamieszkałem w akademiku. Spróbowałem wszystkiego, w tym polskiej wódki, która do dziś mi nie smakuje. Piję ją tylko do towarzystwa, nie dla smaku – opowiada Ziyad El-Rezgallah.
Studiował pięć lat z przerwami. W 1987 roku poznał Dorotę. Jego przyszła żona studiowała we Wrocławiu, ale pochodziła z Libiąża. Trzy lata później pobrali się i przenieśli do rodzinnego miasta Doroty. W 1992 roku urodził im się syn – Farys.
- Długo szukałem pracy... Najpierw trafiłem do prywatnej firmy w Chełmku produkującej opakowania na margarynę. Potem byłem szefem chrzanowskiej firmy komputerowej, która zbankrutowała – wylicza.
W 1997 roku postanowili wyjechać do ojczyzny Ziyada. Korzeni Jordańczyka należy szukać w mieście Mafrak. Państwo El-Rezgallah osiedlili się bliżej stolicy, w miejscowości Al-Fhes.
- Chrześcijanie żyją tam w zgodzie z muzułmanami. W Al-Fhes było łatwiej o pracę. Znalazłem posadę w bardzo dobrze prosperującej, dużej firmie komputerowej. Mieliśmy duże mieszkanie z tarasem, na którym syn grał w piłkę – wspomina z nutką melancholii.

Rodzina ponad wszystko
Żyli szczęśliwie. Żona Ziyada szybko poznała i zaakceptowała wszelkie obyczajowe niuanse. Jordania podobała się zarówno jej, jak i Farysowi – dotąd wychowywanemu w polskiej kulturze i tradycji. Farys szybko nauczył się arabskiego.
- Różnice w codziennym życiu nie były tak wielkie, jak można by się tego spodziewać. Nie pochodzę z rodziny muzułmańskiej, lecz katolickiej. Chrześcijanie w Jordanii, podobnie jak katolicy w Polsce, chodzą do kościoła, uczą się w szkole – zaznacza.
- Jordańczycy szanują obcokrajowców. Ja i mój syn byliśmy mile witani w każdym miejscu, w którym się pojawiliśmy. Bardzo dobrze się tam czułam. I nie zgodzę się z powszechną opinią, że w państwach arabskich kobieta jest dyskryminowana. Wręcz przeciwnie. Panie żyją tam jak królowe. Pracują tylko dla przyjemności, bo prawdziwym żywicielem rodziny jest mężczyzna. Kraj jest przyjazny, na ulicach słychać śpiew. Ludzie są wyjątkowo gościnni. Nie można przejść obok domu znajomych, by ich nie odwiedzić. Od razu częstują kawą gotowaną nad ogniem. Mieszkańcy Jordanii są optymistami. Nie przejmują się tym, czy mają pieniądze, czy nie mają. Mają rodzinę, która zawsze pomoże. Zresztą, rodzina w Jordanii to rzecz najcenniejsza. Chcielibyśmy tam jeździć częściej, ale to przecież pięć tysięcy kilometrów! – opowiada Dorota.

Wszystko dla Farysa
Po roku wrócili do Polski. Decyzja była trudna, podjęta głównie z myślą o Farysie, który miał wtedy pięć lat. Obydwoje chcieli, żeby skończył polską, lepszą – ich zdaniem – szkołę.
O pracę w Polsce było trudno. Ziyad złożył sporo podań, ale odrzucano je niesprawdzając nawet jego umiejętności.
Teraz pracuje w Szkole Podstawowej nr 2 i Przedszkolu Samorządowym nr 1 w Libiążu. Mieszka z żoną, dzieckiem i teściami w bloku. Do Jordanii może wrócić z rodziną w każdej chwili. Tam mieszkają jego dwie siostry i pięciu braci.
- Na razie kontakt z bliskimi męża utrzymujemy telefonicznie. Często dzwonimy do siebie nawzajem. Farys już nie pamięta arabskiego, ale dogaduje się z krewnymi po angielsku. Syn chce zostać paleontologiem, a podobno w Jordanii wykopalisk nie brakuje – zaznacza Dorota.
Pani Dorota rozumie po arabsku, ale nie mówi w tym języku. To ona uczyła rodzinę małżonka języka polskiego.
Z Polakami Ziyadowi żyje się dobrze. Czasem słyszy przykre odzywki na ulicy, ale zapewnia, że się nimi nie przejmuje. Do dziś jednak pamięta ciosy, jakie wymierzono w niego w Łodzi. Przypomina sobie również ucieczkę przed dwudziestoosobową grupą skinów we Wrocławiu. Wtedy pobito jego kolegę.
Ziyad El-Rezgallah nie posiada polskiego obywatelstwa, choć mógłby je mieć. Tłumaczy, że to jego wybór. Nie chciał stracić obywatelstwa jordańskiego. „To sprawa honoru” – twierdzi. Był, jest i będzie Jordańczykiem. Może kiedyś wróci do ojczyzny na stałe?

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 11 (572)
  • Data wydania: 18.03.03

Kup e-gazetę!