Nie masz konta? Zarejestruj się

Zbudować na nowo

07.01.2003 00:00
Alkohol przelewał się przez jego życie strumieniami. Dla wódki tracił głowę. Nie liczyło się nic. Pił w pracy i po pracy.
Alkohol przelewał się przez jego życie strumieniami. Dla wódki tracił głowę. Nie liczyło się nic. Pił w pracy i po pracy. Trwało to tygodnie, miesiące, lata. Po wódce stawał się agresywny. Zmienił dom w piekło. Noce przerywane awanturami, przemoc psychiczna, policyjne interwencje – taki scenariusz ułożył dla żony i dwójki dorastających dzieci Krzysztof Słowiński, 47-letni mieszkaniec Trzebini.
Ogolona twarz, szpakowate, krótko ostrzyżone włosy, wyprasowana koszula nic nie powiedzą o przeszłości Krzysztofa. Dziś to, co było, również jemu wydaje się mało prawdziwe. Porównuje alkoholową przeszłość do chaotycznego filmu, w którym urwane sceny nie tworzą jednej całości.

Świat pije na umór
- Alkohol jest dla ludzi, ale trzeba pić z głową. A dziś świat pije na umór – twierdzi Krzysztof Słowiński.
Tak mówi teraz, po trzech latach abstynencji. Wcześniej myślał i postępował inaczej. Dla wódki tracił głowę. Nie liczyła się rodzina, dzieci. W końcu żona nie wytrzymała. Sprawa trafiła do sądu.
Sąd nakazał eksmisję. Nie od razu, ale trzy miesiące po wyroku. Krzysztof nie przejął się tym. Trzy miesiące to dużo czasu – pomyślał i pił dalej. Dwanaście tygodni minęło błyskawicznie, jak z bicza trzasnął. Gdy w październiku wrócił po kolejnej libacji do domu, drzwi zastał zamknięte. Przed progiem stała walizka, cały jego dobytek. Został na bruku. Bez rodziny, bez pracy, bez perspektyw.
- To było dno. Wtedy pojąłem, że muszę coś z sobą zrobić. Albo picie na umór i cmentarz, albo terapia i powrót do życia – mówi Krzysztof.
Wybrał terapię. Kilka długich tygodni spędził w ośrodku w Bulowicach koło Wadowic. Tam chciał ułożyć życie na nowo. Czy mu się udało? Częściowo tak. Nie pije i nie zamierza zaglądać do kieliszka, choć nie musi szukać okazji. W Sierszy zostali znajomi z gorszych czasów, którzy nie zerwali z nałogiem. Stoją do dziś na skwerkach i przy sklepach. Piją coraz więcej. Wielu z dawnych towarzyszy od kieliszka już nie żyje, ale doszli nowi. Okazji do picia nie brakuje też w Domu Górnika, gdzie mieszka.
- Wykształciłem sobie pewien odruch. Gdy ktoś proponuje mi piwo, odpowiadam niemal automatycznie: „Dziękuję, nie piję”. Wiem, że nie mogę sobie na to pozwolić. Za dużo mam do stracenia. Jeden kieliszek wódki, jeden łyk piwa, zniszczyłby wszystko, co udało mi się osiągnąć przez lata abstynencji – zaznacza z naciskiem w głosie.
Osiągnął sporo. Nawiązał kontakty z dziećmi, które czasami odwiedzają go w hotelu robotniczym. Z żoną się nie udało.
- Trudno się dziwić, bo przecież pewne rany goją się długo, pozostawiając blizny. Bywa i tak, że w ogóle się nie goją. Właściwie wszystko zawdzięczam żonie. Stosowała drastyczne metody – sądy, policja, eksmisja, ale tak trzeba było – podkreśla.

Firma dla abstynentów
Krzysztof ma nadzieję, że kiedyś żona mu wybaczy. Pragnie również odbudować na nowo życie zawodowe. Jest dobrym specjalistą. 25 lat przepracował w branży budowlanej. Teraz założył więc firmę remontowo-budowlaną o znamiennej nazwie „Abstynent”. Chce skompletować ekipę ludzi znających się na budowlance, potrafiących malować, tapetować, kłaść tynki. Warunek przyjęcia do pracy jest jeden – muszą to być osoby, które przeszły przez piekło alkoholizmu, abstynenci z prawdziwego zdarzenia, którzy w ogóle nie piją. To poniekąd rekompensata za wsparcie, jakie okazał Krzysztofowi przyjaciel. Kolega pomógł mu w znalezieniu pracy.
- Z Bulowic wróciłem odmieniony, ale nie wiem, jak potoczyłyby się moje losy, gdyby nie stałe zajęcie. Praca stała się dla mnie uzupełnieniem terapii. Czas miałem wypełniony. Dla trzeźwiącego alkoholika to bardzo ważne. Czas nie jest naszym sprzymierzeńcem. Tym bardziej, że podczas wieloletniego picia zatraca się potrzeba pracy i szacunek dla pieniądza. Alkoholik, który nie pracuje, zawsze znajdzie pieniądze na piwo czy wino – twierdzi.
Nim rozkręcił interes, długo zastanawiał się, czy warto ryzykować. Zdecydował jednak, że spróbuje. Ma nadzieję, że się uda. Krzysztof bał się, że na niektórych nazwa firmy podziała jak odstraszacz.
- Okazało się, że klienci cenią sobie fachowców, którzy nie piją. Do przeszłości odeszły czasy, gdy gospodarz jeszcze przed rozpoczęciem roboty stawiał na stole butelkę, by negocjować cenę. W mojej firmie najważniejsza jest jakość i szybkość wykonania prac – zaznacza.
Chce, by jego budowlańcy pracowali solidnie i uczciwie. Na trzeźwo.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 1 (562)
  • Data wydania: 07.01.03

Kup e-gazetę!