Nie masz konta? Zarejestruj się

Mafia w brokułach

17.12.2002 00:00
Andrzej Konieczny z Trzebini wyjechał do Włoch, by podreperować rodzinny budżet. Za znalezienie pracy musiał zapłacić pośrednikom 400 euro.
Andrzej Konieczny z Trzebini wyjechał do Włoch, by podreperować rodzinny budżet. Za znalezienie pracy musiał zapłacić pośrednikom 400 euro. Zarobił „na czysto” zaledwie 218 euro.
- Ten wyjazd kosztował mnie dużo zdrowia i nerwów. Wyleczyłem się już z dorabiania na czarno za granicą – mówi rozżalony Andrzej Konieczny.
We Włoszech przebywał niespełna miesiąc. Z Polski wyjechał 25 października, wrócił 20 listopada. Miał zbierać pomarańcze i mandarynki. Wylądował na polu z brokułami – 250 km od Neapolu. Wraz z jedenastoma Polakami zamieszkał w opuszczonym budynku z prymitywnymi warunkami sanitarnymi i bez kuchni.

Marzenia
W kieszeni miał 50 euro, a w torbie konserwy. Miało być Eldorado – zarobki 1.000 euro miesięcznie.
- To tylko chwyt reklamowy, by naciągnąć jak najwięcej ludzi. Przy dobrych układach można tam było zarobić połowę z tej kwoty – uważa Konieczny.
Przez lata pracował w KWK Siersza. Gdy ją zamknięto przeszedł na urlop górniczy. Ma dwie córki, które założyły już rodziny. Chciał podreperować domowy budżet i pomóc dzieciom, dlatego zainteresowały go ogłoszenia w gazetach o pracy we Włoszech. Nigdy nie jeździł na saksy, postanowił więc spróbować. Dziś żałuje swojej decyzji.
Zadzwonił pod numer podany w ogłoszeniu. W słuchawce odezwała się kobieta.
- Podałem jej nazwisko i numer telefonu. Powiedziała mi, że w Polsce mam jej zapłacić 250 euro za pośrednictwo w znalezieniu pracy, a potem jeszcze 150 euro w Neapolu. O terminie i miejscu wyjazdu miała mnie poinformować telefonicznie – opowiada Konieczny.

Start
Termin ustalono bardzo szybko.
- Do Neapolu wyjechaliśmy minibusem 25 października. Było nas jedenastu: z Chrzanowa, Trzebini, Jaworzna i innych miast śląskich. Zapłaciliśmy zgodnie z umową tuż przed odjazdem 250 euro za pośrednictwo, dodatkowo 300 zł za przejazd. W Neapolu czekał na nas kolejny pośrednik. Jemu zapłaciliśmy 150 euro. Zawiózł nas na farmę 250 kilometrów od Neapolu i oddał w ręce opiekuna – Polaka, od lat mieszkającego we Włoszech – wspomina oszukany.
Na drugi dzień po przyjeździe grupa Polaków rozpoczęła pracę. Niestety, nie przy zbiorze pomarańczy jak im obiecano, ale przy zbiorze brokuł.
- Pracowaliśmy po 6-7 godzin. Nie znaliśmy języka, więc nie mogliśmy się porozumieć z gospodarzami, u których pracowaliśmy. Wszystko załatwiał dla nas opiekun. Robił też zakupy i do wszystkiego doliczał pieniądze za fatygę. Wśród nas byli i tacy, którzy nie mieli ani jednego euro na życie. Zadłużali się więc na konto zarobionych pieniędzy – opowiadał A. Konieczny.

Ewakuacja
Szybko okazało się, że praca raz jest, raz jej nie ma. Pan Andrzej od 12 listopada już nie pracował. Zaczął przejadać to, co zarobił. Równie szybko jak podjął decyzję o przyjeździe do Włoch zdecydował, że z nich ucieka. Zadzwonił do żony żeby wiedziała, że nie tylko nie przywiezie pieniędzy, by podreperować domowy budżet, ale jeszcze go uszczupli. Mogło się bowiem okazać, że zabraknie mu pieniędzy na bilet powrotny. Na ten jednak starczyło. Do Polski Andrzej Konieczny wrócił z 38 euro w kieszeni, z bagażem doświadczeń i pewnością, że to był jego pierwszy i ostatni wyjazd na saksy.

* Imię i nazwisko bohatera tekstu zostało zmienione.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 51 (560)
  • Data wydania: 17.12.02

Kup e-gazetę!