Nie masz konta? Zarejestruj się

Został tylko żołnierski dryg

03.12.2002 00:00
Całe jego królestwo to walący się, drewniany płot, niewielki ogród i cztery ściany domu z czerwonej cegły przy drodze na Myślachowice.
Całe jego królestwo to walący się, drewniany płot, niewielki ogród i cztery ściany domu z czerwonej cegły przy drodze na Myślachowice.
Tu, przy ul. Zacisze na trzebińskim Krzu, mieszka samotnie 90-letni Tadeusz Kalisz. Stara się samodzielnie wykonywać wszystkie codzienne czynności, choć przychodzi mu to z coraz większym trudem. Cierpi na przepuklinę, dokucza mu też kręgosłup. Staruszek jest początkowo nieufny. Jednak po kilkunastu minutach rozmowy lody pękają i rozpoczyna się opowieść o pokręconym losie.

Walczył u Andersa
Z urywanych zdań wynika, że pochodzi z Borysławia, należącego dzisiaj do Ukrainy. Służył w batalionie piechoty, stacjonującym w Jarosławiu. Brał udział w kampanii wrześniowej, potem został aresztowany przez NKWD. Szczęśliwie znalazł się w armii generała Andersa. Koniec wojny zastał go we Włoszech. Do Polski wrócił w 1947 r. Przyjechał do Wałbrzycha, gdzie przesiedlono jego matkę i braci. Siostrę wywieziono na Syberię.
Tadeusz Kalisz zatrudnił się jako elektryk w wałbrzyskiej elektrowni. Po dwóch latach odszedł z pracy i w poszukiwaniu chleba osiedlił się w Trzebini. Najpierw pracował w elektrowni, potem w kopalni Siersza, skąd przeszedł na emeryturę. Nie założył rodziny.
Z budynku w pobliżu trzebińskiego wiaduktu przeprowadził się do mieszkania przy ul. Wiśniowej, skąd został eksmitowany. Od tamtej pory mieszka w domku, który sam wybudował.

Stara się ćwiczyć
Już na pierwszy rzut oka budynek nie sprawia zbyt solidnego wrażenia.
- Jak były te ostatnie deszcze, to trochę mi przeciekało z dachu – narzeka przygarbiony mężczyzna w niebieskim berecie, roboczym ubraniu i gumiakach, stojąc na progu swojego gospodarstwa.
Codzienne życie żołnierza-inwalidy koncentruje się w niewielkiej izbie. To jedyne ogrzewane pomieszczenie w całym budynku. Ciepła dostarcza stary piec węglowy. Na środku izby stoi stół, a pod oknem łóżko. W kącie słychać Radio Maryja. Przez małe okno dociera niewiele światła.
Pytany o to, jak się czuje, nabiera głęboko powietrza.
- Czasem jestem już całkiem słaby, ale nie można się poddawać. Nie chodzę do lekarza, bo mi to niepotrzebne. Staram się dużo ćwiczyć – mówiąc ostatnie słowa energicznie wymachuje nogami.
Tym samym daje do zrozumienia, że został w nim żołnierski dryg z czasów, gdy musztra była obowiązkowym punktem w rozkładzie dnia.

Jakoś to będzie
Tadeusz Kalisz bardzo rzadko opuszcza swoje gospodarstwo. Czasem sam robi zakupy, a niekiedy wyręcza go w tym sąsiad.
- Zwykle kupuję mu na zapas 3-4 chleby, dwa kilogramy cukru i kawę. W zimie staram się odśnieżyć drogę do domu. Wypatruję też, czy pali w piecu. To oznaka, że jeszcze żyje. Zgłosiłem go do kasy chorych, a raz przyprowadziłem księdza, żeby się wyspowiadał. Co jakiś czas przyjeżdża do niego z Wałbrzycha krewna. Ale generalnie jest zdany na siebie. Może zainteresuje się nim opieka społeczna? – zastanawia się Tadeusz Wroński, który mieszka po drugiej stronie ulicy.
Zapytany, czy czegoś mu potrzeba, Tadeusz Kalisz dłuższą chwilę się zastanawia.
- Przydałby się nowy piec i coś do ubrania. Kurtkę mam, to najważniejsze. Jak tylko będę jako tako zdrowy, to jakoś będzie – pociesza się staruszek.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 49 (558)
  • Data wydania: 03.12.02

Kup e-gazetę!