Nie masz konta? Zarejestruj się

Szukam pracy

12.11.2002 00:00
Młoda lub młody. Wykształcenie – zawodowe, średnie, a coraz częściej wyższe. Znajomość języków obcych - różna. Prawo jazdy. Obsługa komputera.
Młoda lub młody. Wykształcenie – zawodowe, średnie, a coraz częściej wyższe. Znajomość języków obcych - różna. Prawo jazdy. Obsługa komputera. Do tego jeszcze kilka pożądanych cech charakteru: uczciwość, pracowitość, solidność, ambicja. Tak prezentują się najczęściej osoby zamieszczające w prasie ogłoszenie o pracę.
Każdego tygodnia „Przełom” drukuje kilkadziesiąt takich bezpłatnych anonsów. Ich autorzy to najczęściej ludzie młodzi, rzadziej renciści i emeryci. Większość ogłoszeń brzmi jednakowo. Trudno z nich dowiedzieć się czegoś więcej o autorach. A przecież każdemu z nich zależy, by zwrócić na siebie uwagę pracodawcy i opuścić kilkutysięczną rzeszę bezrobotnych.

Daremne
rozmowy
Skuteczność prasowych ogłoszeń o pracę nie jest duża. Nie można jednak powiedzieć, że zostaje całkowicie bez echa. Pracodawcy czasami dzwonią i wypytują o kwalifikacje zawodowe, dopytują o ukończone kursy, dyspozycyjność. Bywa, że umawiają się na rozmowę kwalifikacyjną. Takie przynajmniej doświadczenia miał Marcin, absolwent ekonomii, który od dwóch lat na próżno szuka pracy.
- Kilka razy po takim ogłoszeniu zaproszono mnie na rozmowę. Gdy szedłem pierwszy raz, byłem pewien, że dostanę pracę. Sądziłem, że wyższe wykształcenie, praktyka w handlu, prawo jazdy i średnia znajomość dwóch języków obcych wystarczą. Okazało się jednak, że nie. Coś nie pasowało. Potem zapraszali mnie także inni. Z reguły była to praca poza powiatem. Za każdym razem kończyło się podobnie. Dziękowali i zapewniali, że zadzwonią. Nikt jednak nie dzwonił – opowiada Marcin.
Stopniowo przestał wierzyć w to, że drogą ogłoszeń prasowych znajdzie pracę. Stracił również wiarę, że w ogóle coś znajdzie.
- No bo ile można czekać. Mógłbym wprawdzie zadeklarować, że gotów jestem podjąć jakąkolwiek pracę, ale ciągle jeszcze powtarzam sobie, że nie po to się uczyłem, by wywijać łopatą lub za pół darmo naklejać naklejki na długopisy – twierdzi z ironią w głosie.

Zero
ofert
Bardziej zdeterminowani skłonni są robić cokolwiek. Potrzebują pieniędzy, by zapłacić za naukę, by wyżywić rodzinę. Po kilku latach przymusowej bezczynności to, co będą robić, nie ma znaczenia. Najważniejsze, żeby były pieniądze. Andrzej, z wykształcenia ślusarz, szuka posady od trzech lat. Przez ten czas pracował dorywczo na budowach. Na czarno.
- Urządza mnie każda praca. Naprawdę każda, byleby tylko dawała pieniądze. Na utrzymaniu mam żonę i małe dziecko. Sami się nie wyżywią – twierdzi.
O dalszej przyszłości woli nie myśleć. Widzi ją w czarnych barwach. On i jego najbliźsi żyją z dnia na dzień. Jakoś dają sobie radę, bo przez kilka miesięcy Andrzej pracował w Grecji przy chodnikach. Nielegalnie, ale to nie miało znaczenia. Liczył się zarobek.
Jarek, 24-letni ogrodnik, szuka pracy od ponad roku. W różny sposób. Anonsy w gazecie to tylko jedna z metod.
- Pierwsze ogłoszenie dałem kilka miesięcy temu. Miałem kilka propozycji. Posady jednak nie znalazłem, bo wymogi pracodawców okazały się zbyt duże. Potem przestałem je zamieszczać. Ostatnio ogłaszałem się we wrześniu i nic z tego. Zero reakcji. Zero ofert. Cisza – zaznacza.
Jarek wierzy jednak, że prędzej czy później znajdzie jakąś posadę. Wytrwale powiększa swoje kwalifikacje. Zdał maturę. Skończył kurs budowlany i kurs obsługi komputera. Ma silną motywację.
- Postawiłem na aktywne metody poszukiwania pracy. Chodzę. Szukam. Zostawiam podania. Czekam. Tak naprawdę to wiele z tych aktywnych metod jest po prostu biernym czekaniem na telefon od pracodawcy. To męczy. Jednak nie można się poddawać. Rezygnacja jest najgorsza. Trudno potem wziąć się w garść – zapewnia.

Telefony
z agencji
Prasowe ogłoszenia o pracę bywają czasami skuteczne, choć za cenę pewnych nieprzyjemności. Przykładem: historia Kariny, która właśnie dzięki anonsowi znalazła posadę sprzedawczyni w sklepie z odzieżą.
- W ogłoszeniu podałam wiek i napisałam, co potrafię robić. Zaznaczyłam, jaką pracę mogłabym wykonywać. Oprócz handlu pasowało mi prowadzenie domu, gotowanie, sprzątanie. Po kilkunastu dniach zadzwoniła moja obecna szefowa. Umówiłyśmy się na spotkanie, po którym zostałam przyjęta – opowiada dziewczyna.
Nim jednak zadzwoniła szefowa, Karina odebrała kilka telefonów z nieco zaskakującymi ofertami pracy.
- Raz zadzwonił pan. Po głosie wywnioskowałam, że jest to starszy człowiek i wypytywał mnie o wygląd. Początkowo nie połapałam się do czego zmierza. Dopiero, gdy jego pytania stały się coraz bardziej bezczelne, zorientowałam się, o jaki typ usług mu chodzi. Było też parę telefonów z agencji towarzyskich – opowiada o swoich perypetiach z posadą.
Z podobnymi ofertami dzwoniono do Anety, studentki zarządzania. Dziewczyna chciała podjąć pracę, by opłacić studia. Przez kilka dni dręczono ją propozycjami z agencji towarzyskich.
- Początkowo myślałam, że to jakiś głupi żart. Potem, gdy propozycję ponawiano, poskarżyłam się ojcu. Ten zaś nagadał dzwoniącym do słuchu – mówi Aneta.
Po kilku miesiącach starań dziewczyna znalazła w końcu posadę dzięki znajomym ojca.
- Osoby bezrobotne mają przecież swoją godność. Praca jest wielką wartością, owszem, ale tylko wówczas, gdy nie poniża i nie upokarza – twierdzi Karina, lecz po chwili dodaje:
- Być może łatwo mi głosić takie hasła, bo nie mam rodziny i mogę liczyć na pomoc rodziców. W każdym bądź razie szanuję wartość pracy, ale nie za wszelką cenę – mówi.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 46 (555)
  • Data wydania: 12.11.02

Kup e-gazetę!