Przełom Online
TRZEBINIA. Wciąż szukają topielca w Balatonie
W czwartek ok. godz. 17.00 mieszkaniec Tychów z niewyjaśnionych przyczyn zniknął pod taflą wody w trzebińskim akwenie. Nie wołał o pomoc. Akcja poszukiwawcza trwała do 21.45. Bez skutku.
Kiedy jego koledzy zorientowali się, że mężczyzny nie ma, wezwali straż pożarną i policję.
- Na ratunek ruszyli ratownicy – mówi świadek zdarzenia Marian Krawczyk z Jaworzna i dodaje, że topiący się nie wołał o pomoc.
- O godz. 17.12 dostaliśmy zgłoszenie o tym, że mężczyzna płynął z jednego brzegu na drugi. Znajomy, który na niego czekał, utracił z nim kontakt wzrokowy – mówi młodszy kapitan Piotr Bębenek z Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Chrzanowie.
Na miejsce zdarzenia przyjechała policja, straż pożarna oraz nurkowie z Centrum Nurkowego Octopus w Chrzanowie. Kilka minut po 18.00 dołączyli do nich nurkowie z Krakowa. Policja przesłuchała świadków zdarzenia.
Akcja poszukiwawcza trwała do 21.45. Brały w niej udział trzy zastępy straży pożarnej z Chrzanowa, Krakowa i Tarnowa. W sumie 14 strażaków i 8 nurków.
- Jutro od rana wznowimy akcję poszukiwawczą – informuje kapitan Piotr Bębenek.
Do czasu znalezienia ciała mężczyzny akwen będzie zamknięty.
(mg)
Komentarze
9 komentarzy
Raptor: Doskonale wiesz dlaczego tak są konstruowane artykuły. Jeżeli masz - prawdopodobnie pierwszy numer Letniska (załącznik do Przełomu), to znajdziesz tam obszerny wywiad z nurkiem instruktorem, który teraz wraz ze swoimi kolegami, na własną rękę próbuje odszukać zwłok tego chłopaka - pomimo tego, iż żaden cywil do momentu zakończenia akcji przez uprawnionych do poszukiwań policjantów i strażaków nie ma prawa tego robić. Dalsze komentowanie tej sytuacji wydaje się być już niepotrzebne.
Poseidon Team Poland: Ciekawe czy to celowe przeoczenie czy brak kompetencji .....
Utonął o godzine 17:08 na moim zegarku...Wiem, bo patrzyłem na niego z góry jak się topi, po czym zacząłem wołać ludzi na dole, że człowiek idzie na dno. Zareagowali, podeszli do brzegu wypatrujac go, ale to było daleko od nich a on był już pod wodą...nie mogli go zobaczyc...Z góry widziałem jak walczy-lecz nie krzyczy o pomoc, po czym zanuża się by już nie wypłynąć. Zostawiłem dziewczynę u góry z która siedziałem i zacząłem biec na dół, tym przejściem ktore biegnie zboczem balatonu które jest zakazane. W tym czasie najprawdopodobniej jeden z stojących na brzegu męzczyzn na których krzyczałem, pobiegł po pomoc. Gdy dotarłem na dół, a nie trwało to długo łódka wopr już płynęła.Przybyła na miejsce wspólnie ze mna. Wspólnie z Ł*** znajomym zaczeliśmy wskazywać miejsce w którym prawdopodobnie zniknął,w którym ja widziałem że zniknął... ratownik z łóki wopr kazał mi zadzwonić na straż pożarną co też uczyniłęm, o godzine 17:12 na mojej komórce, od razu rozpoczął poszukiwania...Niestety wtedy nie byłem w stanie już więcej nic zrobić. Łódka wopru była szybko na miejscu utonięcia, straż pożarna zjawiła się bodajże do 10 min odkąd zadzwoniłem...Zaraz po moim telefonie oddzwonił do mnie dyżurny(?) że karetka też jest w drodzę. Ja i moja dziewczyna zostaliśmy spisani jako naoczni świadkowie zdarzenia...przepraszam nie byłem/liśmy w stanie nic więcej zrobic.Wyrazy współczucia dla osób, które spotkałem dzisiaj na górze na rowerze. Prosze gdyby ktoś widział czarną bluzę, gdyby mógł zanieść na dół koło sklepów. Moja dziewczyna zostawiła ją Tam wczoraj w stresie i zamieszaniu...
Redakcja Przełomu podaje trochę nieścisłe informacje. Mój 7 letni syn Maksym powiadomił mnie, że ktoś się utopił. Wspólnie z członkami naszego klubu pobiegłem do ratowników, gdzie ustaliłem, że faktycznie WOPR prowadzi akcję ratowniczą poza kąpieliskiem. Od pozostałych ratowników dowiedziałem się, że nikt nie powiadomił żadnych służb i o co natychmiast poprosiłem. Obecny obok mnie mężczyzna od razu zadzwonił po straż pożarną.Prawdopodobnie był to strażak i natychmiast wezwał pomoc. W tym czasie poprosiłem członków klubu, aby przygotowali mi sprzęt do zejścia pod wodę. Po chwili przybiegł do mnie chłopak, który był kolegą topiącego się i poprosił o pomoc. Nie musiał tego robić, gdyż i tak podjął bym akcję ratunkowo-poszukiwawczą. Po chwili przybiegł Bartek - ochroniarz wraz ze strażakiem, którzy poprosili o pomoc i pomogli mi ze sprzętem. Bartek przekazał mi wszystkie informacje jakie udało mu się zdobyć i wg mnie zachował się jak wzorowy ratownik. Po 45 minutach wyszedłem z wody, gdyż nurkowałem w shortach i nie dałem rady dłużej ze względu na wyziębienie. Przyjechali strażacy, którzy jako jedyni zapytali o szczegóły dna oraz zakres i sposób prowadzonych przeze mnie poszukiwań. W międzyczasie nurkowanie rozpoczęli członkowie OCTOPUSA i zaraz po nich strażacy. Potem do końca pomagaliśmy wszystkim służbom. To tak na marginesie.
blood997: gdyby się uprzeć to nie do końca analogiczna :) Bo na autostradzie w momencie wypadku wstrzymujesz ruch, więc strażacy nie pracują tuż obok przejeżdżających 100 km/h i więcej aut :) Ale do topielca nie będą też wzywać łodzi podwodnej :D Co nie zmienia faktu że zakaz Szczura jest czystą złośliwością i nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem.
Temida - trollu. równie dobrze mógłbym zapytać, że skoro na autostradzie jest zakaz poruszania się pieszym, to jakim prawem strażacy i inne służby udzielający pomocy w wypadku się po niej poruszają. sytuacja jest analogiczna
A jednak nurkowie mogli podjąć działania,w takim razie jak to się ma do zakazu nurkowania ze względu na ich bezpieczeństwo ?
Coś ostatnio Balaton zbiera żniwo?
ciekawe czy udałoby się go uratować gdyby na miejscu byli nurkowie z Poseidonu, których z taką szewską pasją z Balatonu pozbywał się burmistrz Szczurek...?