Nie masz konta? Zarejestruj się

Przełom Online

Mieszkaniec ziemi chrzanowskiej na pirackim statku (ZDJĘCIA)

24.03.2019 13:30 | 3 komentarze | 4 508 odsłony | Michał Koryczan

Grzegorz Piotrowski bierze udział w historycznym rejsie repliką osiemnastowiecznego żaglowca La Grace.

3
Mieszkaniec ziemi chrzanowskiej na pirackim statku (ZDJĘCIA)
Grzegorz Piotrowski na żaglowcu La Grace. Fot. Z archiwum Grzegorza Piotrowskiego
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Piracki rejs rozpoczął się 15 marca w chorwackim Szybeniku. Celem załogi okrętu pływającego po Morzu Adriatyckim jest Wenecja. La Grace ma tam dotrzeć 30 marca. Po drodze rekonstruktorzy i miłośnicy historii mają okazję zawitać do miast położonych nad brzegiem Adriatyku.

- To jest w stu procentach impreza rekonstrukcyjna. Po raz pierwszy z udziałem Polaków. O rejsie poinformował mnie w grudniu mój przyjaciel z Warszawy. Wysłał mi zdjęcie statku i spytał czy w to wchodzimy. On wie że lubię żeglować i zawsze chciałem połączyć pasję żeglarstwa z rekonstrukcją. Byliśmy wcześniej razem na Orle Jumne - łodzi wikingów z wioski Słowian na wyspie Wolin. Pływaliśmy po wodach Zalewu Szczecińskiego i wodach niemieckich, zahaczając wtedy o Bałtyk. Ten rejs, na którym właśnie jestem to zupełnie inna bajka. Kiedy padła propozycja nie zastanawiałem się wcale i się zaciągnąłem bo już w tedy zapowiadało się na przygodę życia - opowiada Grzegorz Piotrowski, reprezentujący nie tylko ziemię chrzanowską, ale i Bractwo Rycerskie Ziemi Lipowieckiej.

Na przygotowanie do rejsu miał niespełna trzy miesiące. W tym czasie musiał się zapoznać z budową okrętu i z takielunkiem (ożaglowaniem) oraz uszyć stroje z epoki.

- Okręt jest czeski. W skład z załogi wchodzą głównie Rosjanie. Oprócz nich także Czesi i sześciu Polaków, w tym ja i mój kuzyn Konrad. W pierwszym dniu rejsu zostaliśmy podzieleni na cztery wachty sześcioosobowe. Każda ma swojego bosmana. Żeby nam było łatwiej się zintegrować podzielili nas na różne wachty. Tym sposobem wylądowałem sam wśród pięciu Rosjan. Wszystkie komendy, nazwy lin i masztów wydawane są po rosyjsku. Nigdy nie miałem okazji uczyć się tego języka, więc początek był strasznie trudny. Po dwóch dniach bariera językowa zaczęła zanikać. Pierwsze dwa dni trenowaliśmy na sucho w dokach. Wchodzenie na maszty i reje wymaga sporo odwagi i siły. Po tygodniu szkolenia załoga zgrała się ze sobą. Jest naprawdę świetnie. Jesteśmy gotowi, aby skierować się na Wenecję to jest nasz cel. Pod względem historycznym wszystko na pokładzie jest precyzyjnie dopracowane. Poznajemy tradycje panujące na okrętach w tamtych czasach. Dostajemy też wieczorny przydział rumu za dobrą pracę, a wieczorem śpiewy szanty we wszystkich językach - mówi Grzegorz Piotrowski.