Chrzanów
Dziady z Kątów trochę schodzą na... dziady
W Poniedziałek Wielkanocny po osiedlu Kąty chodziło kilku młodych mężczyzn kultywujących zwyczaj dziadów. Wędrowali po domach i trzaskając batem przepytywali dzieci ze znajomości pacierza.
W latach osiemdziesiątych po Kątach goniło nawet trzydzieści osób. Potem ta liczba topniała. W tym roku na przebranie zdecydowało się czterech mieszkańców: Eryk Gruca, Bartek Babiarz, Kamil Ząbek i Andrzej Rajzer.
- Każdy młody pamięta o tej tradycji, ale o przebraniu się w stroje już nie bardzo. Myślałem, że nic z tego w tym roku nie będzie, ale zabawa jest nawet przednia. Wyszliśmy z domów o północy. W nocy po domach i ulicach chodziło nas czterech. Postraszyliśmy trochę ludzi. Teraz działam już tylko z dziadem-babką Andrzejem Rajzerem. Dziady trochę schodzą na dziady, ale trzeba to dalej ciągnąć - powiedział nam przed południem 21-letni Eryk Gruca. W tym roku przebrał się po raz drugi. Miał na sobie maskę, kapelusz, serdak i pióropusz z bibuły. W ręku trzymał bat. Dziad-babka był zaś wystylizowany na kobietę. Stroje przekazywane są z pokolenia na pokolenie.
Kultywujący tradycję narzekają, że rodzice boją się puszczać w nocy młodych. Dlatego nie za bardzo jest już kogo gonić.
Dziadami mogą być tylko dorośli kawalerowie.
- Gdy ich zabraknie, to chyba my żonaci musimy znów założyć maski i kożuchy. Bo jakie to byłyby na Kątach święta bez dziadów? - pyta retorycznie Krzysztof Wróbel. Przebierał się ośmiokrotnie. Przyznaje, że w przeszłości nieraz tej tradycji towarzyszyły bójki. Dlatego w drugi dzień świąt Kąty częściej niż zwykle patrolują policjanci.