Chodząc do LO miałam nauczycieli, którzy na prawdę robili to z pasji i byli świetni w tym co robią. Jednak miałam też takich, którzy totalnie się do tego nie nadawali. Przykład lekcji: Nauczycielka 40 min patrzy w okno (wszyscy gadają). 5 min przed końcem lekcji mówi (spoglądając na tablicę, na której jest zapisany temat innej lekcji z poprzednich zajęć): "TABLICA NIE PRZYGOTOWANA DO LEKCJI! Kto jest dyżurym?! UWAGA!" Tyle co wpisała uwagę dyżurnemu - zadzwonił dzwonek. Innym razem-układaliśmy krzesła w RÓWNIE POCHYŁĄ, bo jej przeszkadzały, że są nie równo:) A na jeszcze kolejnej lekcji robiła test-możecie się spodziewać ocen po tak zacnym prowadzeniu zajęć:) ten kto nie ściągnął miał niestety pecha. Najbardziej wkurzającą rzeczą w tym strajku jest to, że tacy "nauczyciele" też dostaliby podwyżki. Niestety, ale w każdym innym zawodzie raczej jest tak, że sobie musisz wynikami zapracować na to ile zarabiasz. Ja robiąc beznadziejne projekty nie dostanę ani grosza. A tu czy się stoi czy się leży... Powinien być system oceny nauczycieli i ich poziomu nauczania i ich zarobki powinny być od tego zależne... Ja rozumiem ze nauczyciele pracują także po zajęciach lekcyjnych w domu, ale wiecie co? Większość osób z mojej rodziny nie pracując jako nauczyciele zabiera pracę do domu(i nie jest to płatne + po prostu musi być zrobione)…zaczyna mnie denerwować to jak widzę moją siostrzenicę, która mówi, że bardzo chciałaby, żeby te strajki się skończyły, bo chciała poprawiać oceny, żeby sobie podnieść średnią, a potem cały czas jest wolne, bo święta, majówka, boże ciało, dużo do tej szkoły nie pójdą i boi się, że nie zdąży...po prostu przykro na to patrzeć.

Napisany przez absolwentkaLO, 17.04.2019 11:20