Szanowni dyskutanci; ja was tylko proszę, aby do oceny czyichś czynów popełnionych w przeszłości, stosowaliście miarę adekwatną do czasów zdarzenia, a nie współcześnie obowiązującą. Zmienna jest bowiem nie tylko pogoda (o kobietach nie wspominając), ale też zmienne są zasady i normy postępowania. Jak wspomnę lata 60/70 XX wieku, a tych mniej więcej czasów sprawa dotyczy, to przysłowiowa "polowa" mężczyzn - nauczycieli, opiekunów kolonijnych, instruktorów harcerskich, trenerów i wikariuszy jak najbardziej też, według dzisiejszych norm, za to co robili zostałaby okrzyczana "pedofilami". A nie robili nic takiego; przytulali, głaskali po głowach, obejmowali, sadzali na kolanach. Jak dziewczynkom zaczynało się "to i owo" zaokrąglać, to pogłaskali, poklepali, skomentowali. Oczywiście niektórzy. Nikt z tego nie robił większego problemu, najwyżej spotykali się ze złośliwymi komentarzami typu "wieśniak" czy "zboczeniec". Dopiero jak któryś przegiął albo był bardzo aktywny to się za niego brano. Najczęściej lądował w innej szkole, klubie, miejscowości. W skrajnym przypadku wyprowadzał się, znikał. Sprawę uważano za zamkniętą. No i jeszcze jedno; nie pamiętam, aby któraś z tych głaskanych, poklepywanych czy skomentowanych z tego powodu się pocięła czy chociażby miała depresję. Przeciwnie; mają wnuki, dzieci, mężów czasem mają, czasem pochowały, a czasem zmieniły. Dzisiaj strach na kogoś na ulicy krzywo popatrzeć, bo zaraz będzie miał "traumę". Jacyś tacy wydelikaceni ci ludzie się stali.

Napisany przez stary zgred, 13.03.2023 10:54