W czasach zamierzchłych (ale samochody na drogach już były i to w ilościach znacznych) dwie moje ciotki (no; jedna ciotka i jedna "ciotka") skorzystały z tej "szczególnej ochrony pieszego na pasach" (po prawdzie; od dziecka pamiętam, że korzystały z niej często i chętnie). Po ożywionej wymianie poglądów z koleżankami na krawężniku, krokiem defiladowym wkroczyły na pasy pod przejeżdżający akurat samochód. Jedna nawet dwa razy to zrobiła (to znaczy robiły to setki razy, ale dwa razy udało jej się zsynchronizować swoje wkroczenie na pasy z nadjeżdżającym samochodem). Za pierwszym razem obie wylądowały na lata o kuli, a ta repetująca skończyła na wózku inwalidzkim. Wszystkie zdarzenia miały miejsce na terenie Gminy Trzebinia, na głównej drodze z Chrzanowa do Krakowa. W sumie miały dziewczynki i tak szczęście; doznały bliskiego kontaktu z samochodami osobowymi i to niższej klasy i chyba jadącymi z przepisową prędkością, a mogłyby z rozpędzonym "tirem", których jeździło wtedy już niemało.

Napisany przez stary zgred, 22.04.2020 08:36