Nie masz konta? Zarejestruj się

Do zobaczenia

„PRZEŁOMowe Kadry" prezentują pasjonatów fotografii. Specjalistka od makro lubi czuć adrenalinę

11.02.2022 17:00 | 1 komentarz | 3 675 odsłony | Łukasz Dulowski
Niektórzy grupowicze mówią o niej „specjalistka od robali", bo jej fotografie makro pokazują niezwykły świat różnych owadów i pająków. Ale robienie zdjęć to nie jedyna fascynacja Jolanty Nawrockiej.
1
„PRZEŁOMowe Kadry" prezentują pasjonatów fotografii. Specjalistka od makro lubi czuć adrenalinę
Jolanta Nawrocka mieszka w Chrzanowie. Interesuje się fotografią. Należy do naszej facebookowej grupy „PRZEŁOMowe Kadry". Dużo podróżuje. Kilkanaście razy zagrała w TVN-owskich serialach paradokumentalnych. Pracuje w biurze w firmie budowlanej
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Łukasz Dulowski: Ma pani wiele pasji. Fotografia, podróże, aktorstwo... Od czego zaczniemy?
Jolanta Nawrocka: Od fotografii, bo ona jest mi najbliższa. Z moim partnerem Januszem Kuchną, który też należy do fejsbukowej grupy „PRZEŁOMowe Kadry", zajmujemy się nią od dłuższego czasu. To on wciągnął mnie w magiczny świat fotografii makro. Pokazał mi, jak można zobaczyć malutkie, kilkumilimetrowe stworzenia. Nie widzimy na przykład skaczących pająków skakunów, a one wszędzie nas otaczają. Możemy nawet na ubraniu przynieść do domu takiego owada.

Motyl

Fotografia makro pokazuje to, czego nie dostrzegamy gołym okiem. Działa trochę jak mikroskop.
- Dlatego jest tak fascynująca. Wiele osób boi się pająków, ale jeśli zaprezentujemy je w technice makro, w sposób artystyczny, to niektórzy mogą pokonać w sobie te lęki. Co najmniej dwie koleżanki już „oswoiłam", jeżeli chodzi o ich uprzedzenia do owadów. A taka biedronka... Jaka jest, każdy niby wie. Jeśli jednak sfotografujemy ją na piórku, to powstaje bajkowy obraz.

Pająk skakun

Czego panią nauczyła fotografia makro?
- Przede wszystkim cierpliwości. Zwłaszcza do pająków skakunów trzeba mieć ogromną cierpliwość, bo są bardzo ruchliwe. Czasem robimy z Januszem nawet ze sto zdjęć, z czego wybieramy dwa, trzy. Zawsze byłam wrażliwa, a fotografia wrażliwość we mnie rozwinęła. Pomaga poznawać ludzi, zbliżyć się do nich.

Przy okazji fotografowania owadów poszerza pani swoją wiedzę przyrodniczą.
- Zgadza się. Na przykład taki chrząszcz trzyszcz piaskowy, którego spotkaliśmy w Bukownie. Nie wiedzieliśmy, co to za robaczek, więc musieliśmy poszukać w internecie, jak się nazywa.

Nie tylko fotografia makro panią interesuje, co zauważyliśmy w „PRZEŁOMowych Kadrach".
- Lubię sesje w plenerach. Dzieci są wdzięczne do fotografowania, a najładniejsze zdjęcia wychodzą o złotej godzinie, zwłaszcza jesienią, gdy zachodzi słońce.

Pasja fotograficzna pięknie koresponduje z podróżami. Które regiony świata panią fascynują?
- Bardzo lubię Bałkany i Grecję. Kiedy wybieram się w dalszą podróż, koncentruję się przede wszystkim na fotografii reportażowej. Po latach fajnie wspomina się wyjazdy, oglądając na zdjęciach różne scenerie, wschody i zachody słońca, ludzi. Zachwyciła mnie również portugalska wyspa Madera. Z Januszem lubimy zwiedzać po swojemu, przecierać szlaki, na których nie ma tłumów.

Pani córka jest obecnie w Indiach. Podobnie jak mama, też dużo jeździ po świecie.
- Justyna już drugi raz jest w Indiach. Tym razem miała tam być trzy miesiące, ale pandemia koronawirusa zatrzymała do tej pory. Często się z nią kontaktuję, jeśli tylko ma dostęp do internetu. A tak w ogóle to mieszka i pracuje na Islandii, ale nie zdążyłam jej jeszcze tam odwiedzić.

Zatem kiedyś kierunek Islandia. I gdzie jeszcze chciałaby pani pojechać?
- Chcemy z Januszem zobaczyć jak najwięcej wysp greckich, bo one są bardzo ciekawe do zwiedzania i fotografowania.W naszych planach jest też Islandia i zdjęcia zorzy polarnej.

Inną pani pasją jest udział w serialach telewizyjnych. Myślała pani kiedykolwiek, żeby zostać aktorką?
- Tak, jako dziecko, bo wtedy prawie każdy chce być aktorem... A teraz jest możliwość spróbowania swoich sił w paradokumentalnych filmach. Może nawet nie aktorskich. My jesteśmy na planie naturszczykami, bo aktorzy są po szkole aktorskiej.

Rębacz szary

Pierwsza pani rola była chyba w TVN-owskim serialu „Szpital"...?
- Tak. Grałam mamę syna, który miał wypadek i okazało się, że ma tętniaka. W tej drugoplanowej roli musiałam wykazać się dużą empatią. Grałam w serialach: „Szpital", „Szkoła", raz w „Fachowcach". Zagrałam też epizod w filmie „Praktykant" Tomasza Jurkiewicza.

Jak to się zaczęło, że pani wybrała się na pierwszy casting?
- Córka mnie wciągnęła. Filmowcy zaczepili ją kiedyś w kawiarni w Krakowie. Chodziło wtedy o serial „W-11". Ostatecznie sama w nim nie zagrała, ale mnie zachęciła do udziału w takiej przygodzie. Za każdym razem mówię sobie, że to już ostatni raz, ale to bardzo wciąga. Na pewno fajniejsze są pierwszoplanowe i drugoplanowe role niż epizodyczne.

Mucha

Ma pani już na oku nowe role w serialach?
- To wygląda tak, że figuruję cały czas w „bazie castingowej" TVN i jestem otwarta na propozycje z ich strony. Do tej pory chyba 13 ról zagrałam. Ostatni raz we wrześniu zeszłego roku wystąpiłam z Danielem Qczajem w „Szpitalu". To były dwie sceny. Jedna na wózku inwalidzkim, a druga „łóżkowa". Jako pacjentka, leżałam w łóżku, z zawiniętą bandażem nogą. Qczaj to fantastyczny człowiek, pozytywnie nakręcony, życzliwy.
Każdemu, jeśli ma tylko możliwość, polecam, żeby spróbował się sprawdzić na planie serialowym. Oczywiście, na castingu trzeba być otwartym. Nie można się bać. Granie bardzo pobudza, a ja lubię czuć adrenalinę.

W jakiś jeszcze inny sposób próbuje pani poczuć tę adrenalinę?
- Córka zafundowała mi skok na bungee. Myślała, że się nie odważę, ale zrobiłam to. W Krakowie skoczyłam z 90 metrów. Nie krzyczałam wcale. Mam jeszcze do wykorzystania lot paralotnią. Nie mogę się już doczekać.

Ważka

Archiwum Przełomu nr 48/2020