Nie masz konta? Zarejestruj się

Blogi

OPINIA. Smardzewice zamiast Juraty

19.08.2022 15:00 | 17 komentarzy | 3 580 odsłony | Grażyna Kaim

Planując wakacyjny czy weekendowy wypoczynek w Polsce wybieramy bardzo sztampowo. Jak woda - to coś nad Bałtykiem, jak góry - to Zakopane czy inny kurort. Zazwyczaj to miejsca drogie i zatłoczone. Przekonałam się o tym w ostatni weekend.

17
OPINIA. Smardzewice zamiast Juraty
Grażyna Kaim, redaktor naczelna tygodnika "Przełom" i portalu przelom.pl
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Z powodów rodzinnych musiałam pojechać do Krynicy-Zdroju. To mój matecznik, więc zawsze będę mieć do niej sentyment, ale moja miłość do tego miasta znacząco słabnie - zwłaszcza w sezonie. Bo Krynica jest coraz bardziej jarmarczna - uliczne stragany zajmują coraz szersze pasy chodników (notabene skórzane klapki za 10 zł na jednym z nich - przy powszechnej drożyźnie - zrobiły na mnie wielkie wrażenie). A tam, gdzie nie ma straganów stoją samochody.

Krynica jest jednym wielkim parkingiem. Korki ciągną się przez całe centrum uzdrowiska, bo płynność ruchu tamują skutecznie turyści praktycznie cały czas przelewający się przez przejścia dla pieszych. Polowanie na kawałek wolnego miejsca na samochód to rytuał.

Nasunęła mi się refleksja: czy w takich miejscach naprawdę da się dobrze wypocząć? A przecież wystarczy trochę pogooglować, by znaleźć coś równie atrakcyjnego, ale mniej zatłoczonego i tańszego.

Takim przykładem są okolice Zalewu Sulejowskiego na Mazowszu, które odwiedziłam weekendowo dwa tygodnie temu (o tym, co zobaczyłam, dzielę się z Państwem w bieżącym numerze "Przełomu" - werska elektroniczna dostępna na kiosk.przelom.pl). Oczywiście Smardzewice nad Zalewem Sulejowskim nie brzmią tak ponętnie jak nadmorska Jurata czy mazurskie Mikołajki, ale zapewniam, że nie będziecie się tam nudzić, a w bonusie otrzymacie niższe ceny i mniejszy tłok.

Niedawno pisałam w „Przełomie" o Łemkowszczyźnie, cudnej i ciągle niezadeptanej krainie w Beskidzie Niskim, za tydzień przeczytacie o Morawach, świetnej - choć oczywiście skromniejszej, alternatywie dla włoskiej Toskanii. Kiedyś odkryłam też, że zamiast do przeludnionych zwykle basenów termalnych w Chochołowie, można się wybrać do podobnych w Oravicach na Słowacji (kwadrans jazdy samochodem od Chochołowa).

Czasem warto odejść od sztampy i poszukać czegoś nowego. A jakby coś się nie spodobało, to przecież drogę do Juraty i Zakopanego każdy zna...

Grażyna Kaim