Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Pomagał jak jakiś święty

03.03.2010 12:58 | 1 komentarz | 3 651 odsłony | red
Antoni Nowak (1946 - 2010) Wszyscy, którzy go znali mówią zgodnie: nie odmawiał nikomu pomocy. Nieważne, czy było to tuż nad ranem, czy późnym wieczorem. Szanowali go urzędnicy i radni. - Takiego sołtysa nigdy wcześniej w Rozkochowie nie było i nie będzie - uważa Janina Kurek.
1
Pomagał jak jakiś święty
Konie były wielką pasją Antoniego Nowaka fot. Archiwum rodzinne
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Antoni Nowak (1946 - 2010)

Wszyscy, którzy go znali mówią zgodnie: nie odmawiał nikomu pomocy. Nieważne, czy było to tuż nad ranem, czy późnym wieczorem. Szanowali go urzędnicy i radni. - Takiego sołtysa nigdy wcześniej w Rozkochowie nie było i nie będzie - uważa Janina Kurek.

Ostatni przystanek autobusowy w Rozkochowie. Po prawej stronie dom z niebieską elewacją. Widoczna z dala charakterystyczna czerwona tabliczka z napisem „Sołtys”. Niewątpliwe centrum wsi, szczególnie w ostatnich latach.

Pomagał o każdej porze
Nie było dnia, by do sołtysa Antoniego Nowaka ktoś nie przyszedł. Z prośbą o pomoc, poradę.
- Ilu ludzi się tutaj przewinęło! Nieważne, czy to było wcześnie rano, w południe, czy późnym wieczorem. Każdego wysłuchał, każdemu starał się pomóc. Ogromnie go to cieszyło - Halina Nowak wspomina swojego męża, ocierając łzy z oczu.

Dziś, po jego śmierci, sołtysówka nie tętni już swoim dawnym życiem.

Antoni Nowak przez całe życie związany był z Rozkochowem. To właśnie tam 20 maja 1946 r. przyszedł na świat. Był drugim dzieckiem Marii i Jana.

Po ukończeniu szkoły podstawowej kształcił się w zawodzie stolarza. Przez wiele lat pracował w Chrzanowie. Potem prowadził własny przydomowy warsztat.
- Pracy nie brakowało. Jedni budowali domy, inni potrzebowali nowych okien czy drzwi. W naszym domu wszystko jest jego dziełem. Parkiet, boazeria - opowiada pani Halina.

Rodowita balinianka męża poznała w Chrzanowie. Pracowała w cukierni przy ulicy Kadłubek. - Antoś przychodził tam bardzo często na ciastka. Zawsze uśmiechnięty, niezwykle szarmancki. To mnie w nim urzekło - wspomina.

Pasjonat koni
W listopadzie 1974 r. pobrali się w kościele w Balinie. Po ślubie zamieszkali w Rozkochowie. W 1975 r. na świat przyszła córka Katarzyna. Była oczkiem w głowie taty. Podobnie jak wnuczka Klaudia.
- Kiedy tylko wchodziła do naszego domu, od progu pytała, gdzie jest dziadziuś. Trudno się dziwić. Babcia nie pozwoliła pewnych rzeczy, a dziadek i owszem - mówi pani Halina.

Wielką pasją sołtysa Nowaka były konie. W czasach jego młodości praktycznie każdy miał gospodarstwo. Uprawa roli była na porządku dziennym. Mały Antek wychowywał się wśród tych szlachetnych zwierząt.
- Nie wyobrażał sobie bez nich życia. Bardzo o nie dbał. Śmiałam się, że nieraz sam by nie zjadł, a koniowi by dał - mówi Halina Nowak.
Często zaprzęgał je do bryczki, którą nieraz woził nowożeńców do ślubu. Organizował przejażdżki dla dzieciaków, czy to podczas ich święta, czy podczas obozu w starorzeczu Wisły.

Największą radość sprawiało mu pomaganie innym oraz angażowanie się w działania społeczne.
- Sam ogromnie się poświęcał i potrafił zmobilizować mieszkańców. Jako sołtysi zazdrościliśmy mu tych wszystkich czynów społecznych - podkreśla Zygmunt Ziajka, sołtys Wygiełzowa.

Nie dał się zbyć
Pierwszym gospodarzem Rozkochowa Antoni Nowak był siedem lat. W 2004 roku został wyróżniony w konkursie na „Najlepszego Sołtysa Województwa Małopolskiego”. Od 2006 r. był radnym gminy Babice.

Wiedział o wszystkim, co dzieje się we wsi. Gdzie coś jest nie tak. Właściwie każdy pamięta go jadącego na rowerze, a potem na simsonie.

- Byłam zaskoczona, że tak bardzo cenili go w urzędzie. Nie raz próbowali go zbyć, ale on był uparty. Kiedyś poszedł do gminy w jakiejś sprawie. Powiedzieli mu, że musi wpierw złożyć odpowiednie pismo. Myśleli, że zrezygnuje. W dziesięć minut napisał co trzeba i już nie mieli wymówki - opowiada pani Halina.

Janina Kurek, kuzynka Antoniego Nowaka, mówi o nim w samych superlatywach.
- Był dla mnie jak brat rodzony, razem się chowaliśmy. Chociaż był trochę taki nerwus, ale serce by wyciągnął i dał innym. Ile tutaj ludziom załatwił i pomógł. Każdemu pomógł, każdemu doradził. Jak jakiś święty. Nie mówię tego, że był moją rodziną. Każdy, kto go znał, przyzna mi rację - zaznacza pani Janina. - Kiedyś u jednego z sąsiadów kobyła się źrebiła. Weterynarz powiedział, że nic się nie da zrobić. Mówił, że zwierzę padnie. Antoni stwierdził, że da się je uratować. Całą noc tam siedział i co? Okazało się, że to on miał rację. Ech, takiego sołtysa nigdy w Rozkochowie nie było i nie będzie - uważa Janina Kurek.

Człowiek starej daty
Chociaż od pewnego czasu walczył z nowotworem i z każdym miesiącem coraz więcej czasu spędzał na szpitalnym łóżku, nadal interesował się sprawami rodzinnej miejscowości.

- Jak w listopadzie był w szpitalu, to akurat regulowali rzekę w Rozkochowie. Mąż mówił, żebym dopilnowała, by wszystko zrobili tak jak trzeba. Musiałam mu wszystko relacjonować - mówi Halina Nowak.
Na początku lutego Antoni Nowak przegrał walkę z chorobą. W ostatniej drodze żegnały go tłumy.

- To była szczególna postać. Człowiek niezwykle uczciwy. Jeśli raz powziął jakiś kierunek, to do końca go realizował. Był przy tym bardzo pogodny i towarzyski. Zawsze miałem do niego pełen szacunek. Był człowiekiem starej daty, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Zawsze można było się do niego zgłosić po pomoc. Nie odmawiał. Nie chwalił się tym. Miał niesamowicie szarmanckie podejście do kobiet. Z okazji ich święta każdą z pań obdarowywał kwiatkiem lub czekoladą. Był lubiany i szanowany przez sołtysów i radnych, bez względu na opcję - wspomina Zygmunt Ziajka.
Michał Koryczan

Przełom nr 8 (927) 24.02.2010