Jaka pogoda, jak liczna publiczność (50 widzów), tak porywające widowisko - można by powiedzieć.

Na grząskiej murawie i w strugach deszczu przyszło grać zawodnikom Świtu i Sokoła. Piłka nie raz i nie dwa zatrzymywała się w błocie, przez co płatała figle piłkarzom. Aż dziwne, że skoro po opadach śniegu odwołuje się mecze, to wtedy, gdy niebo „płacze”, zawody się odbywają (i po deszczu i po śniegu murawa jest przecież w nieodpowiednim stanie). Z drugiej jednak strony w takich warunkach piłkarze nieraz grali i jeszcze nieraz zagrają i wychodzi na to, że ich problemem jest to, iż futbolówka zatrzymuje się tam, gdzie nie powinna. Tylko szkoda, że pewien kibic Świtu usiłujący dyrygować poczynaniami zawodników krzeszowickiego klubu dziwił się, że przyszło im grać w deszczu, a sam nie pamięta, jak Orły Górskiego grały słynny „mecz na wodzie” w Mistrzostwach Świata 1974.

Pierwsze 25 minut to raczej wymiana słabych, niegroźnych i nielicznych ciosów. Potem przed szansą stanął Gawęcki, ale jego strzał świetnie obronił Żak. Molik przestrzelił, a mogło być lepiej, bo miał czas, by przyjąć piłkę. W 36. minucie Klita (były zawodnik Świtu) znalazł się sam przed Burym, ale był na pozycji spalonej. W 44. minucie Deryniowski znakomicie przymierzył zza pola karnego i pomylił się o włos.
Im bliżej końca, tym większa przewaga Świtu, tyle że bez rezultatu. W 64. minucie Krzysiak omal nie zdobył gola z dystansu po próbie przelobowania bramkarza. Po chwili Klita pognał w kierunku bramki Świtu, lecz uprzedził go Krzyściak. Obrońca gospodarzy kilka minut przed końcem próbował zdobyć gola z rzutu wolnego, jednakże na posterunku był golkiper miejscowych. W 90. minucie odrobiny szczęścia zabrakło Strzebońskiemu.

Świt Krzeszowice- Sokół Przytkowice 0-0
Świt: Bury- Krzysiak, Ali, Krzyściak, Kalinowski- Deryniowski, Funek (61 Mirek), Dąbek, Marszałek- Molik (82 Larin Alabi), Gawęcki(72 Strzeboński).

Jan Dobosz