Nie masz konta? Zarejestruj się

Sport

Zaciężna armia sukcesu

31.03.2010 11:52 | 1 komentarz | 2 124 odsłony | red
SPORT. Żeby osiągnąć sukces sportowy, nie można patrzeć gdzie kto mieszka, ale jak gra. Poza tym w małych miejscowościach ciężko znaleźć grupę zawodników zdolnych do występów na odpowiednim poziomie - uważa Sławomir Knapik, prezes MKS-u Alwernia.
1
Zaciężna armia sukcesu
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

SPORT. Żeby osiągnąć sukces sportowy, nie można patrzeć gdzie kto mieszka, ale jak gra. Poza tym w małych miejscowościach ciężko znaleźć grupę zawodników zdolnych do występów na odpowiednim poziomie - uważa Sławomir Knapik, prezes MKS-u Alwernia.

Nikogo już nie dziwi brak Anglika w wyjściowej jedenastce mistrza Anglii. Podobnie jak brak warszawiaka w derbach stolicy. A jak to wygląda w klubach piłkarskich z powiatu chrzanowskiego? Czy jest w nich miejsce dla lokalnych sportowców, czy też są wypierani przez „armię zaciężną”?

Patrząc na kadry, od trzecioligowej Alwerni, przez czwartoligowców z Libiąża, Balina czy Trzebini, po ekipy z najniższych klas, nie brakuje w nich zawodników z zewnątrz.

- W pierwszej drużynie stanowią 60-70 procent składu. W rezerwach wszyscy są z gminy Alwernia - mówi Sławomir Knapik, prezes MKS-u Alwernia. Zauważa, że im wyżej w rozgrywkach, tym mniej tzw. wychowanków. W małych miejscowościach bardzo trudno znaleźć grupę piłkarzy zdolnych pociągnąć ten wózek.

Przykład Świtu Krzeszowice (V liga) pokazuje, że z miejscowych graczy można stworzyć solidny zespół.

- Podstawą jest jednak praca z młodzieżą - podkreśla Ryszard Kruk, prezes i trener Świtu.

Podobnie myśli Leon Kozioł - prezes walczącej o awans do okręgówki Zagórzanki Zagórze. W zespole gra grupa futbolistów z Chrzanowa, Libiąża czy Alwerni, ale w ekipach młodzieżowych opierają się na „swoich”.

- Różnie bywa z zaciężnymi. Jak pojawiają się problemy w klubie, to oni z reguły pierwsi go opuszczają - uważa Kozioł.

Według Tomasza Witkowskiego, zawodnika KP Chrzanów i trenera UKS Dulowa, sprowadzając zawodników z innych miejscowości, trzeba się liczyć z koniecznością opłacenia im dojazdów czy też, po prostu, zachęcenia ich do gry premią finansową. Miejscowi często nie dostają nic za występy. Za piłką biegają z zamiłowania.

- Przez pieniądze bardzo łatwo może się popsuć atmosfera w zespole - nie ukrywa Witkowski.

Często pada pytanie, czy z pieniędzy podatników (dotacje gminne) należy wspierać zespoły oparte na zawodnikach z zewnątrz. Temat ten nieraz wywoływał dyskusję na portalu internetowym „Przełomu”.

„Wyborca”: Pieniądze na utrzymanie MKS-u pod nazwą „upowszechnianie sportu wśród dzieci, młodzieży i osób dorosłych w miejscowości Alwernia” lekką ręką wydaje gmina. A ilu mieszkańców skorzystało z tego upowszechniania?

„Gość”: Dotacja powinna być przeznaczona na rozwój młodzieży z danej miejscowości. Bo dzięki naszym podatkom szkoli się młodych ludzi z innych gmin.

„krakus”: Gdyby nie posiłki z Krakowa, Alwernia nie byłaby tam, gdzie teraz. Wychodzi brak szkolenia młodzieży.

Według Bartosza Paprota - piłkarza i wiceprezesa Arki Babice, jeśli klub ma aspiracje i sponsorów, to czemu miałby nie sprowadzać zawodników, którzy zapewnią mu sukces. Jeśli jednak opiera się na gminnych dotacjach, to powinien zadbać o szerzenie kultury fizycznej wśród mieszkańców.

- Według mnie piłkarz z zewnątrz powinien być dwa razy lepszy niż miejscowy - podkreśla Paprot.
Michał Koryczan

Przełom nr 12 (931) 24.03.2010