Nie masz konta? Zarejestruj się

Libiąż

Urodziłam się w Birkenau

05.10.2022 15:00 | 0 komentarzy | 2 070 odsłony | Marek Oratowski

Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM". Stefania Wernik urodziła się w Auschwitz. Do obozu prosto z łapanki trafiła jej mama Anna Piekarz. Odcisnęło to piętno na całym jej życiu. 76-latka często wraca pamięcią do tamtego czasu. Szuka też rodziny z Libiąża, która bardzo im pomogła po wyzwoleniu.

0
Urodziłam się w Birkenau
Stefania Wernik podczas kręcenia filmu na terenie dawnego obozu
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas
Marek Oratowski: Jak pani mama dostała się do obozu?
Stefania Wernik: Moi rodzice po ślubie mieszkali w Czubrowicach koło Przegini. Tego dnia mama szła do swojej mamy po cukier w towarzystwie kobiet, które szmuglowały jedzenie przez granicę między Rzeszą i Generalną Gubernią. Akurat w tym dniu, czyli 12 maja 1944 roku, Niemcy urządzili obławę. Wszystkie kobiety zostały aresztowane i przewiezione do Olkusza. Tam spędziły noc na posterunku. Skoro świt zostały wywiezione do Auschwitz. Jak wszystkim, Niemcy zabrali jej ubranie i ostrzygli głowę. Dostała pasiak, drewniaki oraz obozowy numer. W momencie przyjazdu do obozu była w drugim miesiącu ciąży. Długo nie zdradzała się z tym, że spodziewa się dziecka. Pracowała równie ciężko, jak inni więźniowie. Kopała rowy, wywoziła nieczystości z latryn. W jej wspomnieniach przewijały się też obozowe apele. W cienkich pasiakach bardzo jej było zimno, a na placu obozowym często stała wiele godzin. Trudno opisać, czego doświadczyła. Prześladował ją głód i strach. Pewnego dnia, w sierpniu, została załadowana na ciężarówkę jadącą do kobiecego obozu w Ravensbruck. Pracująca w kuchni znajoma mamy powiedziała jednak dozorującej Niemce, że wśród wywożonych jest kobieta w ciąży. Niemka kazała mamie zejść.

Ja przyszłam na świat w Birkenau na początku listopada 1944 roku.

Historycy szacują, że w obozie urodziło się 700 dzieci, a wyzwolenia doczekało tylko 60. Pani jest w tym gronie.
- Tak. Poród odbył się w obozowym szpitalu. Mama wspominała, że po urodzeniu wykąpali mnie w zimnej wodzie pod kranem. Dali mi numer 89136. Wytatuowali go na udzie lewej nogi. Obecnie jest już niewidoczny. Po porodzie przenieśli mamę do innego baraku. Dostawała trochę lepsze posiłki, na przykład rozwodnione zupy. Koleżanki mamy uszyły dla mnie ubranka z pasiaków. W obozie nie było żadnej higieny, a mimo to przeżyłam. Myślę, że to zasługa Pana Boga i wielkiej odwagi mojej mamy. Miała odpowiednią ilość pokarmu. Gdyby nie to, nie miałabym szans.

Jak opuściłyście obóz?
- Gdy podrosłam, mama opowiadała, że przed wyzwoleniem wszystko się paliło, a Niemcy uciekali. Narzuciła na siebie jakiś płaszcz i mnie też w coś owinęła. Nie miała siły mnie nieść, dlatego odwróciła do góry nogami taboret, przywiązała do niego sznurek i ciągnęła. Ważyła zaledwie 29 kilogramów. Tak doszłyśmy do Libiąża.

Ktoś wam tam pomógł?
- Ponad tydzień, do 8 lutego 1945 roku, mieszkałyśmy u ludzi prowadzących jakiś sklep. Dali nam osobny pokój. Mama mogła odpocząć przed dalszą drogą. Chciałabym się z tym ludźmi, a raczej ich potomkami, spotkać, żeby im podziękować. Nie wiem, czy będzie mi to dane, bo nie znam nazwisk. Może jednak ktoś słyszał od babci lub dziadka, że pomogli matce z dzieckiem idącym z Auschwitz? Będę wdzięczna za każdą informację.

Co działo się dalej?
- Wróciliśmy do rodzinnych Czubrowic. Gdy miałam pięć lat, tata wracając z fabryki w Olkuszu zginął w wypadku, w dniu, w którym miał się odbyć chrzest mojego młodszego brata. Żyliśmy bardzo biednie, bo mama została sama z trójką dzieci. Przeprowadziliśmy się do Osieka, do babci. Mama wybudowała tam dom. Ja pracowałam fizycznie, wyszłam za mąż.

Pani mąż podobno także ma za sobą trudne doświadczenia?
- Tak. Jan pochodzi z Wołynia. Gdy miał cztery lata, banda UPA zabiła mu ojca. Przez pewien czas jego rodzina mieszkała pod gołym niebem. Takie trudne doświadczenia sprawiły, że potrafimy zrozumieć innych. W takim duchu wychowaliśmy nasze dzieci. Mieszkamy w Osieku.

Powstaje film o pani i pani mężu. Jak was znalazł jego twórca?
- Z Pawłem Kłodą poznaliśmy się przez jedną z mieszkanek Oświęcimia. Opowiedziała mu o naszej historii i się nią zainteresował. Kręciliśmy już sceny w obozie. Niestety, ze względu na epidemię, mieliśmy tam ograniczony dostęp. Auschwitz zwiedzałam jako dziecko, a potem przy okazji filmu nagrywanego przez Telewizję Katowice. Wystąpiła w nim moja mama, która zmarła 16 lat temu.

Jeżeli możecie pomóc pani Stefanii odnaleźć rodzinę z Libiąża, która pomogła jej i jej mamie tuż po wyzwoleniu obozu - zadzwońcie na numer (32) 627 12 62 lub 624 92 17.

Archiwum Przełomu nr 14/2021