Nie masz konta? Zarejestruj się

Komunikacja

Koszmar jazdy

13.07.2011 14:59 | 0 komentarzy | 7 179 odsłon | red
CHRZANÓW-KRAKÓW. Do Krakowa z Chełmka, Libiąża, Chrzanowa, Trzebini czy Krzeszowic można się dostać bez większego problemu. Oczywiście czym miejscowość bliżej usytuowana stolicy Małopolski, tym łatwiej. Inna sprawa, że podróż często przeradza się w koszmar, a za kilka tygodni dojazd będzie jeszcze bardziej utrudniony. Przyzwyczajenia będą musieli zmienić głównie ci, którzy dojeżdżali do Krakowa autobusem linii K.
0
Koszmar jazdy
Michał Knapik z Woli Filipowskiej, studiujący na krakowskiej AGH, preferuje pociąg, ale zdarzało mu się tez jeździć do Krakowa linią K
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

CHRZANÓW-KRAKÓW. Do Krakowa z Chełmka, Libiąża, Chrzanowa, Trzebini czy Krzeszowic można się dostać bez większego problemu. Oczywiście czym miejscowość bliżej usytuowana stolicy Małopolski, tym łatwiej. Inna sprawa, że podróż często przeradza się w koszmar, a za kilka tygodni dojazd będzie jeszcze bardziej utrudniony. Przyzwyczajenia będą musieli zmienić głównie ci, którzy dojeżdżali do Krakowa autobusem linii K.

Dotowana przez samorządy linia K przejdzie do historii z początkiem sierpnia. Lokalne władze powiedziały basta. Nie zamierzają więcej dopłacać do - jak twierdzą - nierentownych kursów. Wcześniej już je ograniczyły, a odpowiedzialny za zarządzanie liniami autobusowymi ZK KM, przez wiele tygodni najwyraźniej miał pasażerów w nosie.

K do lamusa
W ostatnim dniu czerwca wsiedliśmy do pociągu zmierzającego do Krakowa. Wybraliśmy taki, by w stolicy regionu być przed 10. O 10.09 - zgodnie z oficjalnym rozkładem jazdy ZK KM - chcieliśmy wsiąść do K i wrócić do Trzebini. Jakież było nasze zdziwienie, gdy na dworcu autobusowym po K nie było śladu. W informacji uświadomiono nas, że około miesiąca temu kurs z 10.09 przesunięto na 15.20. Wcześniej mogliśmy osiągnąć cel podróży, wsiadając do autobusu o 14.20. Godziny odjazdów autobusów zostały zaktualizowane na stronie związku komunikacyjnego dopiero po naszym powrocie.
Nie zmienia to faktu, że 1 sierpnia K w ogóle przestanie jeździć. Wiele osób protestuje. To głównie starsi pasażerowie mający prawo do zniżki, ale nie tylko. Inni zgadzają się z decyzją samorządowców. Jedno jest pewne. Kilka lat temu K było wypełnione po brzegi. Dzisiaj zainteresowanie tą linią jest dużo mniejsze.
Michał Knapik z Woli Filipowskiej, studiując na krakowskiej AGH, preferuje pociąg, ale i K zdarzało mu się dojeżdżać na uczelnię. Nie wspomina jednak dobrze tych chwil. Autobus wprawdzie był nieco tańszy, ale jechał dłużej. Po drugie, jest przeciwnikiem dotowania tego typu komunikacji przez gminy, czyli z kieszeni podatników.

Nie wziął jej, bo mieszka zbyt blisko
Zostańmy jeszcze na chwilę przy transporcie kołowym.
Teresa Knapik z Alwerni dowodzi, że nie zawsze bliskość stolicy Małopolski, jest gwarancją łatwiejszej komunikacji. Wsiadając do busa relacji Kraków - Oświęcim została wyproszona z pojazdu. Dlaczego? Wszystko wskazuje na to, że mieszka zbyt blisko Krakowa. Kierowca wpuszczał pasażerów zmierzających do Oświęcimia.
- 22 czerwca wracałam znad morza. Wysiadłam w Krakowie. Najbliżej było mi na dworzec autobusowy. Ustawiłam się w kolejce, ponieważ na trasie Kraków - Oświęcim jest zawsze pełno ludzi. Byłam pierwsza. Bus odchodził o 13.25. Kierowca odmówił mi przewozu, uzasadniając, że zabiera ludzi tylko do Oświęcimia. Nie było nigdzie żadnego oznakowania, że to np. autobus pośpieszny. Szofer podkreślał, że on nie ma jak zabrać ludzi do Oświęcimia, a ja do Alwerni mogę sobie poszukać innego transportu - mówi zdenerwowana kobieta. Dodaje, że przynajmniej z względu na wiek, mógł jej okazać szacunek.
- Byłam z pakunkami, torbami, zmęczona po podróży znad Bałtyku. Niestety, jego to nie interesowało - dorzuca. Wspomina, że odeszła z płaczem. Wiedziała, że do domu dojedzie bez większych utrudnień, ale po prostu nie miała już siły po kilkunastu godzinach podróży.
Jak twierdzi, nie miała się nawet komu poskarżyć, bo na busie nie znalazła żadnej informacji o właścicielu firmy przewozowej, ani numeru telefonu do niego.
Jak ustaliliśmy, był to bus należący do firmy Gołba Tomasz G.K. TRANS, a decyzja kierowcy nie była jego widzimisię, ale wynikała z polityki właściciela. Na rozkładzie jazdy tej firmy wyraźnie zaznaczono, że nie sprzedaje ona biletów na trasie od przystanku AGH Kraków do podoświęcimskich Broszkowic. Bilet w cenie 10 złotych można kupić dopiero do Dworca Kolejowego w Oświęcimiu.
W informacji Regionalnego Dworca Autobusowego w Krakowie nie udało nam się dostać namiarów telefonicznych do właściciela rzeczonej firmy transportowej. Miła pani w słuchawce poleciła nam poszukać w internecie. Tyle tylko, że ten krok mieliśmy już za sobą. Zadzwoniliśmy więc do Urzędu Marszałkowskiego w Krakowie. Po obdzwonieniu kilku departamentów, usłyszeliśmy, że powinniśmy zwrócić się do urzędu pisemnie, bo dane trzeba wyciągnąć z archiwum. Zadzwoniliśmy też na numer telefonu komórkowego wypisywany na rozkładach jazdy busów. Niestety, nie odpowiadał. Dla porządku trzeba dodać, że w urzędzie również nikt nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego do busa mogą wsiąść jedynie pasażerowie zmierzający do Oświęcimia?

Spóźnienia są, ale informacji o nich, już nie
O niedogodnościach związanych z podróżą busami mówi też Michał Knapik z Woli Filipowskiej. - Jest w nich mało miejsca, a nieustanne remonty dróg powodują często solidne opóźnienia. Również ze względu na komfort jazdy zdecydował się na pociąg: - Sześć dni w tygodniu dojeżdżam do Krakowa. Jeżdżę na uczelnię. Jest bardzo różnie. W tym roku nie jest najgorzej. W tamtym było fatalnie, głównie ze względu na czas przejazdu i spóźnienia. Cena się tak bardzo nie zmieniła. Mimo wszystko jedzie się jednak długo - 44 minuty z Woli Filipowskiej do Krakowa. To plan, czasami się zdarza, że pociąg jedzie 50 minut. Przypomina, że w 1939 roku pociąg z Katowic do Krakowa jechał godzinę. Teraz, w XXI wieku, toczy się dwie.
W litanii narzekań, prócz czasu przejazdu i spóźnień, wymienia jeszcze brak informacji. Właścicielem stacji w Woli Filipowskiej od niedawna jest inna spółka niż ta odpowiadająca za pociągi. Ma w głębokim poważaniu to czy pasażerowie będą wiedzieć, o której nadjedzie pociąg, czy też jakie ma spóźnienie.
- Gdy pociąg jest spóźniony, to nie znajdę też takiej informacji w internecie. Czekam godzinę i idę na busa lub wracam do domu - utyskuje.
Podobnego zdania jest Katarzyna Sekuła również z Woli Filipowskiej.
- Dlaczego pociąg? Po pierwsze więcej miejsca, po drugie kwestia szybkości. Niestety, nie zawsze to wychodzi. Spóźnienia są częste. Mam klucze, muszę otworzyć sklep, jest klapa. Spóźniam się do pracy. Później teoretycznie mamy busy, ale są przeładowane. Nie zawsze się zatrzymują, bo mogą przewozić ograniczoną liczbę osób. Inna sprawa, to remonty na drogach, które też opóźniają dotarcie na miejsce. A w pociągu? Można jeszcze pospać. Teraz mamy okazję jechać przyzwoitym składem, ale bywają i tragiczne - mówi.
Tadeusz Jachnicki

Przełom nr 27 (997) 6.7.2011