Nie masz konta? Zarejestruj się

Przełom Online

Trudno jeszcze zebrać myśli

14.04.2010 09:43 | 2 komentarze | 4 159 odsłony | red
I pomyśleć, że godzinę po katastrofie świeciło już słońce i nie było śladu mgły. Gdyby wtedy przylecieli, pewnie nie byłoby problemów z lądowaniem – mówi trzebinianka Barbara Mudyna po powrocie z Katynia.
2
Trudno jeszcze zebrać myśli
Barbara Mudyna na cmentarzu katyńskim
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

I pomyśleć, że godzinę po katastrofie świeciło już słońce i nie było śladu mgły. Gdyby wtedy przylecieli, pewnie nie byłoby problemów z lądowaniem – mówi trzebinianka Barbara Mudyna po powrocie z Katynia.

Marek Oratowski: Była pani w sobotę w Katyniu nie po raz pierwszy.
Barbara Mudyna:
- Katyń odwiedziłam już w 1989 roku, by uczcić zamordowanego tam ojca Eugeniusza Raszka. To miejsce sprawiło na mnie przygnębiające wrażenie. Na dodatek razem z mamą widziałyśmy fałszujące historię napisy informujące, że zbrodni dopuścili się niemieccy faszyści. Potem na katyńskim cmentarzu byłam jeszcze trzykrotnie. Ostatni, sobotni wyjazd zorganizowała Rodzina Katyńska. Na dworcu pożegnali nas sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik i prezes Federacji Rodzin Katyńskich Andrzej Skąpski. Sami mieli lecieć samolotem prezydenckim... W pociągu byli ludzie z całej Polski. Nikt nie przewidywał, co przyjdzie nam przeżyć na miejscu.

Co pani czuła, gdy dowiedziała się o tej strasznej katastrofie?
- Właśnie odwiedzałam miejsca pamięci na cmentarzu, gdy usłyszałam glośną rozmowę telefoniczną stojącej w pobliżu kobiety. Zdenerwowana dopytywała o szczegóły. Kilka razy powtarzała słowo "katastrofa". Zapytałam jedną z dziennikarek, co się dzieje. Usłyszałam o wypadku samolotu prezydenckiego. Znieruchomiałam. Prawdę mówiąc do dziś trudno mi o tym mówić.

Program pobytu został w tej sytuacji zmieniony.
- Zamiast mszy za zamordowanych odprawiono nabożeństwo za ofiary wypadku. Oczywiście nasz pobyt został skrócony. Nie było na przykład spotkania z Polonią. Jedna z moich współpasażerek przywiozła wiele książek dla miejscowych Polaków i nie miała ich komu przekazać. Ja sama nie zdążyłam zapalić wszystkich zniczy, jakie przywiozłam. W drodze powrotnej podczas dwudziestogodzinnej podróży jedynym tematem rozmów była sprawa katastrofy. Prawdopodobnie jej przyczyną była gęsta mgła. I pomyśleć, że godzinę potem świeciło już słońce i nie było śladu mgły. Gdyby wtedy przylecieli, pewnie nie byłoby problemów z lądowaniem.

Pojawiają się analogie z drugim Katyniem. Co pani o tym myśli jako córka zamordowanego tam oficera?
Trudno jeszcze zebrac myśli. Z robieniem takich analogii trzeba być ostrożnym. Oczywiście oba zdarzenia łaczy jedno miejsce. Ale już okoliczności są całkiem inne. Musimy jakoś wszyscy zmierzyć się z tym przeżyciem. Każdy na swój sposób musi doszukać się jego sensu. Może rzeczywiście tym sensem jest to, że świat wreszcie dowie się o wydarzeniach sprzed 70 lat?
Rozmawiał Marek Oratowski