Nie masz konta? Zarejestruj się

2 000 000 zł. Tyle miasto miało przepłacić, realizując umowę zawartą przez prezesa zamojskiego PGK Jarosława Maluhę

11.12.2019 22:46 | 0 komentarzy | 1 000 odsłona | red
0
2 000 000 zł. Tyle miasto miało przepłacić, realizując umowę zawartą przez prezesa zamojskiego PGK Jarosława Maluhę
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas


20 285 zł.

Tyle dostaje miesięcznie (brutto), po podwyżce z początku roku, zawieszony w
czynnościach Jarosław Maluha

Prezydent Wnuk udaje Greka i nie odwołuje swojego kolegi Jarosława Maluhy z
funkcji prezesa zarządu Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej Sp. z o.o. w
Zamościu. Pod jego rządami spółka mogła przepłacić za budowę farmy
fotowoltaicznej 2 mln zł (!), „wyrządzając w ten sposób szkodę majatkową w
wielkich rozmiarach". I to on mógł „ręcznie sterować" przebiegiem kolejnych
przetargów. Owszem, Andrzej Wnuk odwołuje, ale... radę nadzorczą. A kumplowi
włos z glowy nie spadł, przeciwnie, dostał nawet podwyżkę!

Kowal zawinił, Cygana powiesili - to przysłowie idealnie pasuje do tego, co się wydarzyło w
PGK. Bo oto, zamiast spodziewanego - a po wszczęciu przez prokuraturę śledztwa w sprawie
czterech przetargów wydawało się oczywistego - odwołania prezesa Maluhy, nieoczekiwanie
poleciały głowy, tyle że w radzie nadzorczej. Nie zasiada w niej już ani mecenas Agnieszka
Reder-Nowak, ani mecenas Roman Cioch, dotychczasowy przewodniczący rady. Choć to
właśnie oni nie chcieli bezrefleksyjnie przyklepać przetargu. Nie uwierzyli też w ciemno
zapewnieniom (jak się potem okazało, pokrętnym, a miejscami kłamliwym) prezesa Maluhy, że
wszystko jest w porządku, a Centralne Biuro Antykorupcyjne i Tygodnik Zamojski czepiają się
bezpodstawnie.

Mieli tylko „przyklepać"
Zarówno Agnieszka Reder-Nowak, jak i Roman Cioch nie kryją rozczarowania współpracą z
prezydentem, reprezentującym właściciela spółki (jest nim miasto). Dotarliśmy do informacji,
które odsłaniają kulisy tej szorstkiej współpracy i pozwalają zrozumieć, dlaczego rozeszły się ich
ścieżki. Ale po kolei.
Zaczęło się od publikacji w TZ (29 sierpnia zeszłego roku) - ujawniliśmy w niej skandaliczny
przebieg przetargu, którym wcześniej zainteresowało się CBA. Wyłonił on wykonawcę inwestycji
na terenie Regionalnego Zakładu Zagospodarowania Odpadów w Dębowcu. Chodziło o budowę
drogi dojazdowej, rekultywację terenu i wykonanie farmy fotowoltaicznej (w jednym zadaniu). Z
dokumentów i informacji, które uzyskaliśmy, wynika, że ów przetarg mógł być ustawiony pod
„swojego". Inwestycja była intratna i od początku pełna dziwnych zbiegów okoliczności. Bo oto
PGK wybrało ofertę zamojskiej firmy za 8,5 mln zł tj. o ok. 2 mln, czyli o 30 proc. droższą od
ceny, jaką proponował oferent z Gdańska. Obrazowo - 2 mln zł, to ponad 30 zł na każdego
mieszkańca!

Dopiero po naszej publikacji prezydent polecił radzie nadzorczej sprawdzenie podejrzanego
przetargu. Ta o zainteresowaniu spółką przez CBA dowiedziała się z TZ.
Rada zebrała się na nadzwyczajnym posiedzeniu dwa razy. Podczas pierwszego (3 września)
na stole znalazł się nasz tekst i teczka z dokumentami. Prezes Maluha z kamienną twarzą
przekonywał, że przetarg był przeprowadzony zgodnie z prawem, uczciwie. A powodem
odrzucenia oferty firmy z Gdańska była - twierdził pewny siebie - rażąco niska cena. Można było
wtedy odnieść wrażenie, że oczekiwania wobec rady były oczywiste: przyjmą te tłumaczenia bez
dociekania i po sprawie. Tymczasem rada tych tłumaczeń nie przyjęła i zażądała kompletnej
dokumentacji. I wtedy w spółce zrobił się popłoch.

Kolejne spotkanie (10 września) było bardzo gorące. Po szczegółowej analizie dokumentacji
rada nadzorcza uznała, że oferent z Gdańska zaproponował ceny nie rażąco niskie, a rynkowe. Za
to oferta zamojskiej firmy była „rażąco wysoka" i w żadnym wypadku ten podmiot nie powinien
wygrać. Dlaczego rada nie zauważyła tego wcześniej? Bo, żeby dostrzec nieprawidłowości, trzeba
mieć wiedzę specjalistyczną. Gdy rada poznała szczegóły przetargu, powzięła poważne
przypuszczenia, że mogło dojść do złamania prawa. Dlatego nakazała zerwać natychmiast
umowę z wykonawcą w najważniejszym i najdroższym jej punkcie (budowa farmy
fotowoltaicznej za 5 mln zł netto). Drogę (640 tys. zł netto) wykonawca już zbudował - źle, więc
musiał poprawiać. Ktoś, nie wiemy kto, bardzo się upierał, żeby zostawić zamojskiemu
przedsiębiorcy rekultywację terenu, bo to koszt 1,5 mln zł brutto, czyli o ok. 200 tys. zł więcej, niż
proponowała firma z Gdańska.

Mętne tłumaczenia i obiecanki cacanki
Z naszych informacji wynika, że tłumaczenia prezesa były mętne: ukrywał dokumenty,
wprowadzał radę w błąd, w oczy kłamał. A kiedy członkowie rady nadzorczej wyliczali kolejne
nieprawidłowości, zrzucił całą winę na byłego, wieloletniego prezesa PGK Franciszka Josika.
Jego, zresztą Maluha po objęciu rządów w 2016 r. stopniowo degradował, a po wybuchu afery z
przetargiem chciał go nawet zwolnić (murem za nim stanęły wszystkie związki zawodowe).
A po spotkaniu z Josikiem, który, notabene niedługo potem złożył doniesienie do Prokuratury
Okręgowej w Zamościu o możliwości popełnienia przez władze spółki przestępstwa
niegospodarności, wszystko ułożyło się już w całość. Dlatego rada nadzorcza, którą próbowano
manipulować, straciła zaufanie do Jarosława Maluhy. I już 13 września chciała go odwołać. Ten
jednak, zapewne spodziewając się odwołania, zachorował i poszedł na długotrwałe zwolnienie
lekarskie.
- Maluha nie może być prezesem - już wtedy słyszeli od prezydenta. Andrzej Wnuk zapewniał
radę nadzorczą o tym wielokrotnie. Także po tym jak 21 września na skutek niekorzystnych dla
spółki i miasta decyzji biznesowych prezesa, rada nadzorcza (sama, bez konsultacji z
właścicielem spółki) złożyła zawiadomienie do prokuratury (a kopię zanieśli prezydentowi).
- To był nasz obowiązek - podkreśla mecenas Agnieszka Reder-Nowak. Wydawało się, że
odwołanie kolegi A. Wnuka, który wyzdrowiał i wrócił na intratną posadkę, było tylko kwestią
czasu.
-
20 285 zł za nic! Gdzie przyzwoitość?!
Na początku października napisaliśmy w TZ, że zamojska prokuratura sprawdza kolejne trzy
przetargi (na łączną kwotę 450 tys. zł), którą łączy osoba Roberta K., dobrego znajomego
prezesa i męża pani prokurator. Jak się dowiadujemy nieoficjalnie właśnie wtedy mecenas
Agnieszka Reder-Nowak w obecności kilku osób poprosiła, by - dla dobra spółki i jasności
sytuacji - wyłączyć ją ze sprawdzania tych przetargów. Jako powód podała znajomość z
przedsiębiorcą i jego żoną. Nie stawała w jego obronie, chciała, by wszystko sprawdziła
prokuratura.
Ostatecznie wszystkie sprawy przekazano do wydziału przestępstw gospodarczych
Prokuratury Okręgowej w Radomiu, która 20 grudnia wszczęła śledztwo w sprawie czterech
przetargów. Sprawdza wątki wejścia prezesa i przedsiębiorców „w porozumienie w celu
osiągnięcia korzyści majątkowej i działania na szkodę PGK w wielkich rozmiarach". Czyny te są
zagrożone karą od roku do 10 lat pozbawienia wolności.
Wydawało się, że wszczęcie śledztwa w sprawach tak grubego kalibru, przesądzi ostatecznie o
zrzuceniu Maluhy z prezesowskiego stołka. Tymczasem 7 stycznia rada nadzorcza usłyszała od
prezydenta, że ma go... zawiesić na trzy miesiące. Miałoby to sens we wrześniu, gdy sprawa
wyszła na jaw, ale teraz? Przy okazji pojawiło się pytanie: co z wynagrodzeniem? Ta kwestia
poróżniła radę nadzorczą z Wnukiem.
Okazuje się, że umowa Maluhy jest tak skonstruowana, że nawet zawieszony musi brać pełną
(!) kwotę uposażenia. Do niedawna prezes zarabiał 18,7 tys. zł brutto. A teraz, gdy przeciętne
wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło do 5071 zł, kolega prezydenta - nie robiąc
kompletnie nic! - będzie zgarniał miesięcznie 4-krotność tej kwoty, czyli 20 285 zł (!).
Przypomnijmy, że Wnuk desygnując go na szefa najbogatszej miejskiej spółki, podwyższył mu
uposażenie, wcześniej była to stawka 3-krotna. Takie „karne" zawieszenie jest co najmniej
zadziwiające. Czy to efekt „fermentu intelektualnego" - tym pojęciem Wnuk tak ochoczo szafuje,
dyskutując i kpiąc z radnych. Jaka to kara? To, że prezes doprowadził do sytuacji, iż spółka miała
przepłać 2 mln zł, jest faktem. Zaś prokuratura ma tylko ustalić jak jest skala odpowiedzialności
karnej. Panie prezydencie, panie Maluha: gdzie wasza przyzwoitość?! Taka kasa dla kumpla jest
najzwyczajniej w świecie niemoralna. Jak to wytłumaczyć pracownikom PGK z 30-letnim
stażem, którzy muszą o czwartej rano wstawać do pracy, żeby dostać 2,5 tys. zł? To frymarczenie
publicznymi pieniędzmi. Jakim prawem wypłaca się tyle osobie, która działa na szkodę miasta?
Trudna decyzja
7 stycznia br. rada nadzorcza przygotowała oświadczenie o podjętych decyzjach. Zawierało
same fakty, m.in. o tym, że wydział przestępczości gospodarczej radomskiej prokuratury wszczął
śledztwo w sprawie nadużycia uprawnień, narażenia spółki na szkody w wielkich rozmiarach i
łapownictwa menadżerskiego. Rada informowała też, że zawieszając prezesa, nałożyła na niego
zakaz reprezentowania spółki.
Jednak taka rzeczowa treść nie spodobała się prezydentowi, wystosował własne oświadczenie

(pisaliśmy o nim w TZ z 9 stycznia). Było kuriozalne, jakby ze łzami w oczach przepraszał kolegę,
że musi podjąć tę trudną decyzję o jego zawieszeniu - powtórzmy, bo to bezczelność - zachowując
wysokie wynagrodzenie, 20 285 zł miesięcznie, zamiast wcześniej wypowiedzieć mu warunki
płacy. Pod tym oświadczeniem rada nadzorcza nie chciała się podpisać.
Odwołanie przez telefon!
Tydzień później prezydent Wnuk zaprosił na rozmowę Agnieszkę Reder-Nowak.
Poinformował o zmianach w składzie rady nadzorczej. Wobec takiego obrotu sprawy, uprzedziła
decyzję prezydenta i sama złożył rezygnację. Uczyniła to 14 stycznia. Tego samego dnia
prezydent telefonicznie (!) odwołał przewodniczącego Romana Ciocha.
Również 14 stycznia prezydent powołał nowych członków rady nadzorczej: Arkadiusza
Grządkowskiego, prawnika z Lublina (dotychczas pracował w radzie innej miejskiej spółki
ZGL Sp. z.o.o.) oraz adwokata Adama Adamczuka z Zamościa, specjalizującego się w obsłudze
przedsiębiorstw. Ten ostatni zdaje się twierdzić, że w PGK wszystko w porządku. W październiku
reprezentował Jarosława Maluhę w sprawie o ochronę dóbr osobistych. Trzecim członkiem rady
nadzorczej z ramienia pracowników PGK jest niezmiennie Piotr Tymosz.
Tymczasem to nie koniec kłopotów PGK. Przetargiem na fotowoltaikę zainteresował się Urząd
Zamówień Publicznych.
- Postępowanie wyjaśniające wszczęte zostało 31 grudnia, na wniosek podmiotu zewnętrznego.
Obecnie trwa analiza przedłożonej przez zamawiającego (PGK) dokumentacji - potwierdza
Anita Wichniak-Olczak, dyrektor Departamentu Informacji, Edukacji i Analiz Systemowych
UZP. W przypadku stwierdzenia nieprawidłowości UZP występuje do rzecznika dyscypliny
finansów publicznych, który może nałożyć kary nie na instytucję, a na osobę nią kierującą.
Najbardziej dotkliwą sankcją za naruszenie dyscypliny finansów publicznych jest zakaz pełnienia
funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres od roku do 5 lat.
Jadwiga Hereta
(Tekst opublikowany w Tygodniku Zamojskim 6 lutego 2019)