Nie masz konta? Zarejestruj się

Chrzanów

Dziecko w sieci. Temat ważny dla wszystkich (ZDJĘCIA)

24.12.2019 16:30 | 0 komentarzy | 5 920 odsłon | Alicja Molenda

Z Katarzyną Sudoł - o tym, w jaki sposób pasja może stać się zawodem i o jej autorskim, wiele dającym do myślenia projekcie fotograficznym „Dziecko w sieci" - rozmawia Alicja Molenda.

0
Dziecko w sieci. Temat ważny dla wszystkich (ZDJĘCIA)
Katarzyna Sudoł
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Alicja Molenda: Śledząc zdjęcia w fejsbukowej grupie fotograficznej PRZEŁOMowe, zauważyłam, że w pani fotografowaniu przestało chodzić wyłącznie o utrwalanie ważnych chwil i pięknych widoków. Wypatrzyłam coś niezwykłego...
Katarzyna Sudoł:
Rzeczywiście. Tydzień temu pokazałam grupie swój najnowszy projekt. Od pewnego czasu szukam w fotografii czegoś więcej niż tylko ładnego obrazka. Tak mocno mnie to wciągnęło, że postanowiłam podejść do fotografowania w sposób inny niż amatorski. Zdecydowałam się na dwuletnie studia w tej dziedzinie. Dzięki nim wiem, że treść fotografii może mieć bardzo wiele wymiarów. Już z tej wiedzy korzystam. Jednym z pierwszych efektów jest właśnie sekwencja „Dziecko w sieci".

Co dalej z pasją?
- Po 12 latach opuszczamy z mężem i synem Chrzanów. To był nasz przystanek w życiu. Oboje z mężem pochodzimy z Podkarpacia. Przeprowadzamy się teraz w okolice Bielska Białej. Cieszę się, że w nowym domu będę mogła zaaranżować własne studio, bo jest to dla mnie szansa na realizację nowych pomysłów.

Czyli stanie się ona profesją i będą pewnie kolejne projekty...
- Bardzo bym chciała pójść w kierunku tego rodzaju sekwencji, bo tak to się fachowo nazywa. Zdjęcia towarzyszące naszej rozmowie są efektem moich obserwacji i przemyśleń, jako matki, związanych z obecnością internetu w życiu dziecka. Jest on dziś rzeczą oczywistą, naturalną i użyteczną. Nie to stanowi problem. Problemem, zwłaszcza dla dziecka, jest kwestia ilości czasu, jaki mu poświęca i umiejętności sięgania w sieci po rzeczy ważne, wartościowe. Sieć wciąga, zawęża pola innych zainteresowań i to jest w niej bardzo niebezpieczne. Brak odpowiedniej reakcji rodzica, w odpowiednim momencie, może stworzyć sytuację patową. To starałam się pokazać.

Podczas zdjęć towarzyszył pani syn, Nikodem. Gra tu główną rolę. Robił to świadomie?
- Tak. Długo rozmawialiśmy na ten temat; zrozumiał przesłanie tej pracy. Wspólnie dobieraliśmy rekwizyty, czyli przedmioty, które na pierwszych zdjęciach symbolizują świat realny - zabawki, książki, zdjęcia przyjaciół. Nikodem w którymś momencie zaproponował dołożenie do rekwizytów okularów, których używa, chodząc na basen. Bardzo się z tego ucieszyłam. One też w pewnym momencie znikają. Wszystko zastępuje sieć oplatająca naszego bohatera coraz mocniej. Z tym „przedawkowaniem" internetu zostaje sam. Na końcu pojawia się mama (rodzic) i nożyczki, symbolizujące możliwość wyzwolenia z uzależnienia. Bez tego finał mógłby być smutny, nawet tragiczny. Takie zdjęcie finałowe też powstało, ale nam jednak bardziej chodziło o happy end. O pokazanie, jak ważny jest rodzic.

Technicznie - jak wyglądała ta sesja?
- Sekwencje (sceny) były wcześniej przemyślane, więc przygotowanie studia trwało tylko trzy dni. Przydał się czarny, domowy stół i czarna strona ekranu do projektora, bo tło akcji miało skupić uwagę na dziecku, jego twarzy. Fotografowałam ze statywem. Sesja trwała 1,5 godziny. Sporo było przy tym zabawy i śmiechu, radości i satysfakcji ze wspólnej pracy. Technicznie na pewno można to było zrobić jeszcze lepiej. Ja zawsze mam jakiś niedosyt, ale to chyba dobrze.

Ta historia zmusza do myślenia. Na przykład o tym, jak angażować dziecko w inne formy spędzania czasu, co mu proponować zamiast siedzenia w internecie.
- Trzeba dziecku poświęcać uwagę, bawić się z nim, rozmawiać. Świetnie jest mieć wspólne zainteresowania. Wszystko po to, aby go od komórki odciągnąć. Oczywiście wiadomo, że czasem rodzicowi jest wygodnie, gdy dziecko się zajmie telefonem, ale nie tędy droga. Chodzi o czas dla dziecka. Te wspólne zabawy to wcale nie muszą być klocki czy puzzle, bo układanie ich niekoniecznie musi sprawiać przyjemność rodzicom. Najlepiej zainteresować dziecko czymś, co sami lubimy robić w wolnej chwili. Majsterkowanie, wspólne gotowanie z mamą czy tatą, kolekcjonowanie czegoś. Może to być fotografowanie, jak u nas. Mój syn mocno się wciągnął w fotografię. Pyta o światło, przesłony... Robi zdjęcia, ma swój sprzęt. To go wciąga. Ma też mnóstwo innych, własnych zainteresowań. Rysuje, projektuje, trzy razy w tygodniu pod okiem trenera w Jaworznie trenuje pływanie. Dzięki temu sam dawkuje sobie korzystanie z internetu.

Nie wyznaczała mu pani limitu czasu?
- Kiedyś to robiłam. Pół godziny. To niewiele. Z takim limitem dziecko nie wie, jak ten czas wykorzystać. Czy na granie, czy na modne dziś śledzenie graczy, czy na szukanie informacji? Pod koniec tego czasu pojawia się frustracja, potem jest awantura i zakaz korzystania z komórki na jakiś okres. Taki scenariusz się powtarza, a internet staje się zakazanym owocem, który bardzo „kręci". Przemyślałam więc to sobie i pewnego dnia powiedziałam synowi, że nie ma żadnych ograniczeń. Zastanawiał się, jaki w tej decyzji jest haczyk. Uzgodniliśmy rzecz następującą: korzystasz z internetu tyle, ile chcesz, ale nie zaniedbujesz szkoły i wszystkich innych, dotychczasowych aktywności; czytasz książki. Efekt był taki, że sam zaczął się pilnować. Gdy „przegina", to musi uzasadnić, dlaczego. Dorośli muszą pamiętać, że internet to jest biznes, będący w stanie tak mocno wciągnąć użytkownika - zresztą, nie tylko młodego - że pole jego innych zainteresowań siłą rzeczy zawęża się do minimum. Wtedy pojawia się także samotność. Między innymi to chciałam pokazać na zdjęciach.

Warto śledzić, czego dziecko szuka w sieci, korzystać z rodzicielskich blokad? O to chodzi?
- To jest patrzenie na ręce i myśli dziecka w celu rozwiązania własnego problemu („Nie wiem, co ono ma w głowie, to sprawdzę"). Za daleko jednak w tych poszukiwaniach sięgać nie możemy, bo to łamanie praw człowieka. Dzieje się to zwykle, gdy młody człowiek jest już w sytuacji takiej, jak na przedostatnim zdjęciu; gdy straciliśmy z nim kontakt. A przecież mama mogła się pojawić już na początku tej historii, prawda?

Jakie miejsce zajmują telefony komórkowe w państwa domu?
- Nigdy nie leżą na stole. Zaglądamy do nich wieczorem.

Komu dedykuje pani swój projekt fotograficzny?
- Chyba najbardziej rodzicom. Jeśli pobudzi do myślenia, albo pomoże w zrozumieniu przyczyny wciągania dziecka przez sieć, to będę szczęśliwa. Obecność internetu w życiu nawet kilkulatka jest dziś rzeczą naturalną. Warto mieć świadomość, w którym momencie staje się niebezpieczna i jaką rolę odgrywa w tym postawa rodziców.