Nie masz konta? Zarejestruj się

MAŁOPOLSKA

Robienie zawodowstwa ze sportu amatorskiego

31.03.2024 16:00 | 0 komentarzy | 5 320 odsłon | Michał Koryczan

Brak pieniędzy i zawodników. Kluby piłkarskie borykają się z coraz większymi problemami, które często doprowadzają do wycofania drużyn z rozgrywek. Nie każdemu z nich udaje się później wrócić na futbolową mapę.

0
Robienie zawodowstwa ze sportu amatorskiego
Jeszcze w 2016 r. Górnik Libiąż rywalizował na tym samym poziomie ligowym z trzebińskim MKS. Dziś Górnika próżno szukać na piłkarskiej mapie.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas
W całym województwie małopolskim jest obecnie zrzeszonych 805 klubów piłkarskich. Jak mówi Jerzy Nagawiecki, wiceprezes i rzecznik prasowy Małopolskiego Związku Piłki Nożnej przyznaje, że tak dużo ich nigdy nie było.

Klubów więcej, drużyn mniej

Liczba klubów to jedno, a liczba drużyn (kluby prowadzą zwykle po kilka zespołów, zarówno seniorskich i młodzieżowych) uczestniczących w rozgrywkach to drugie. Praktycznie każdego roku z małopolskich rozgrywek wycofywane są kolejne drużyny. Czasem przed startem nowego sezonu, a czasem już w jego trakcie.

- Jeszcze niedawno Hutnik Kraków wycofał drugą drużynę, bo nie miał pieniędzy na jej utrzymanie. Teraz walczy o to, aby ją zgłosić do czwartej ligi, bo ma dużo zawodników, zwłaszcza młodzieży i nie ma gdzie jej ogrywać. To samo Cracovia - mówi Jerzy Nagawiecki.

W ciągu ostatnich kilku tygodni aż trzy drużyny zostały wycofane z rozgrywek, w których uczestniczą zespoły z naszego regionu. Chodzi o czwartoligowe Wierchy Rabka-Zdrój (rywal MKS Trzebinia) oraz występujące w piątej lidze Karpaty Siepraw i Wiślanka Grabie (przeciwnicy KS Chełmek).

Najczęstszym powodem wycofania zespołu z rozgrywek jest problem z udźwignięciem finansowego ciężaru związanego z grą na danym poziomie. Tak było też w przypadku Wierchów i Karpat. W przypadku Wiślanki poza aspektem finansowym (zbyt małe wsparcie ze strony gminy) doszła jeszcze nieudana próba znalezienia chętnych do zasiadania we władzach klubowych.

Szukanie oszczędności

Przypomnijmy, że losy tych trzech klubów mógł podzielić MKS Trzebinia. W ubiegłym roku najwyżej notowany klub piłkarski ziemi chrzanowskiej znalazł się nad krawędzią. Ze względu na problemy organizacyjne i finansowe (kilkaset tysięcy długu) mógł zniknąć z futbolowej mapy. Czarny scenariusz ostatecznie się nie spełnił, a nowy zarząd zdołał wyprowadzić klub na prostą. Wydarzenia sprzed kilku miesięcy uwidoczniły, że przeszacowanie budżetu i opieranie go w znacznej mierze jedynie o deklaracje finansowego wsparcia, mogą doprowadzić do katastrofy.

- Wydaje mi się, że spory problem jest w samorządach, które w czasie poprzedniej kadencji parlamentarnej, wskutek dużych zmian legislacyjnych utraciły dużo pieniędzy i zostały zmuszone do szukania oszczędności. W efekcie przykładowo miasto Kraków zdecydowanie zmniejszyło dotacje dla klubów sportowych. Wiele samorządów zrobiło podobnie. Tymczasem inflacja i rosnące koszty działalności sprawiły, że szczególnie mniejsze i średnie kluby zaczęły mieć problemy finansowe. Przecież koszty transportu wzrosły w ostatnich dwóch, trzech latach co najmniej dwukrotnie. Słyszę od działaczy, że na dojazdy na mecze przeznaczana jest połowa klubowego budżetu. A gdzie pieniądze na inne wydatki, jak choćby te związane z rosnącymi kosztami mediów? - mówi Jerzy Nagawiecki, przypominając, że ze względu na trudną sytuację gospodarczą również wielu prywatnych sponsorów zrezygnowało ze wspierania sportu.

W ciągu pięciu ostatnich lat (od 2019 do 2023), gminy powiatu chrzanowskiego przekazały na sport w formie dotacji łącznie blisko 10 mln zł. Z tego aż 6,7 mln zł trafiło na futbol. Dotacje dla poszczególnych klubów co roku są zwykle na podobnym poziomie. Tymczasem jak podkreślają działacze, wydatki stale rosną.

Sportowa restrukturyzacja

Jak przypomina Jerzy Nagawiecki, kiedyś w zachodniej Małopolsce kluby sportowe funkcjonowały przy dużych zakładach pracy i były przez nie finansowane. To się skończyło i dawne potęgi piłkarskie w województwie rywalizują dziś często na najniższych szczeblach rozgrywkowych. Czasem więc kluby z mniejszych miejscowości grają dziś od nich wyżej, bo mogą liczyć na wsparcie bogatszego sponsora prywatnego, związanego z miastem lub wsią, gdzie znajduje się siedziba klubu.

Jeszcze kilkanaście lat temu powiat chrzanowski miał swojego reprezentanta w trzeciej lidze piłkarskiej oraz jednocześnie kilku przedstawicieli na szczeblu czwartej ligi.

Do czołowych klubów piłkarskich w województwie zaliczali się Fablok Chrzanów, Janina (Górnik) Libiąż, Orzeł Balin, MKS Alwernia i MKS Trzebinia.

Od blisko dekady jedynie ostatni z tych klubów rywalizuje na poziomie wyższym niż klasa okręgowa, głównie w trzeciej i czwartej lidze. Górnika i Orła próżno szukać na futbolowej mapie.

- Jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku w powiecie chrzanowskim dominował przemysł ciężki. Kluby sportowe funkcjonowały przy dużych zakładach, jak przykładowo kopalnie i były przez nie finansowane. Po restrukturyzacjach kluby nie mogły już liczyć na sponsorów strategicznych, jakimi były zakłady. W dodatku samorządy, ze względu na rozmaite trudności ograniczyły fundusze na sport. Nie oszukujmy się, pieniądze jakie przeznaczają na ten cel są bardzo znikome. Nie wystarczają nawet w jednej trzeciej na działalność klubu. Sytuacja wielu firm też jest dużo gorsza niż kiedyś, więc pozyskanie jej jako sponsora jest znacznie trudniejsze. Zawodnicy migrują do ościennych klubów, gdzie mają lepsze warunki. Przykładowo klub A-klasowy z powiatu oświęcimskiego może liczyć na dotację gminną od 70 do 100 tys. zł, a z powiatu chrzanowskiego od 20 do 40 tys. zł. W tej sytuacji chwała działaczom, którzy społecznie angażują się na rzecz klubów i nie raz dokładają pieniądze z własnej kieszeni. Gdyby nie oni, futbol zostałby już całkiem położony - mówi Józef Cichoń, prezes Podokręgu Piłki Nożnej Chrzanów.

Piłkarskie dziwactwo

Mimo że cały czas mówimy o futbolu amatorskim, to część klubów płaci zawodnikom za grę. Czasem są to regularne wynagrodzenia, innym razem premie za występy bądź osiągane wyniki.

- To jest dziwactwo, z którym zawsze walczyliśmy. Przyszła taka moda, że wzmocnieniem drużyny jest angażowanie piłkarzy blisko 40-letnich, ale z ekstraklasowym lub pierwszoligowym stażem. Podczas naszego plebiscytu na piłkarza IV czy V ligi, w zgłoszeniach byli niemalże sami byli zawodowcy. Obserwujemy brak patrzenia na piłkę lokalną przez pryzmat lokalności. Ona jest wtedy fajna i chętnie oglądana, gdy w drużynie grają swoi ludzie. Koledzy ze szkoły, pracy, sąsiedzi. Takich chłopaków idzie się oglądać, a nie piłkarzy ze świata, którzy nie są piłkarzami klasy Leo Messiego. Tymczasem są kluby, które w ogóle nie mają swoich wychowanków. To w jakiś sposób jest strzelaniem sobie w stopę. Tymczasem koszty rosną, bo przyjezdny zawodnik nagle zażyczy sobie dwóch tysięcy za grę, do tego drugie tyle za dojazdy, bo paliwo jest coraz droższe. Ilu takich piłkarzy klub może utrzymać? Pieniędzy zaczyna brakować. Kluby rezygnują z drużyn młodzieżowych i nie szkolą wychowanków, bo już ich na to nie stać - mówi Jerzy Nagawiecki.

Jak dodaje, działacze często nie potrafią zdefiniować, co chcą osiągnąć. Tymczasem nie zawsze trzeba walczyć o awanse i przeskakiwać własne możliwości finansowe.

Pieniądze w zębach

- Wiele osób działających w piłce nie patrzy, czy jutro też będą pieniądze. W Polsce na siłę chcemy robić zawodowstwo ze sportu amatorskiego. Płacimy zawodnikom i ściągamy nie wiadomo kogo. Zdarza się często, że kluby nie mają na podstawowe opłaty, ale gdy chodzi o transfer, to pieniądze w zębach przynoszą. Potrzebny jest rozsądek. Piłka na tym poziomie powinna być zabawą, rekreacją i okazją do integracji społecznej - uważa Jerzy Nagawiecki.

W szczytowym momencie chrzanowski podokręg piłkarski, który został reaktywowany w 2003 r., zrzeszał 45 klubów. Obecnie 34. W drużynach jest coraz mniej zawodników, a ławki rezerwowych coraz częściej świecą na meczach pustkami. Brak rywalizacji o miejsce w składzie też nie podnosi sportowego poziomu.

- Sytuacja jest nieciekawa i oby nie było jeszcze gorzej. Futbol w naszym regionie jest na równi pochyłej. Do 15 roku życia rodzice wożą dzieci na treningi do klubów i akademii piłkarskich i w znacznym stopniu to finansują. Z chwilą, gdy przestają to robić, następuje zapaść. Najlepszym przykładem są kategorie wiekowe junior młodszy i junior starszy. W przypadku juniorów starszych mamy w podokręgu zaledwie pięć drużyn. To pokazuje jak dużo dzieci rezygnuje z gry. Skoro brakuje juniorów, to kto później ma grać w zespołach seniorskich? - mówi Józef Cichoń.