Nie masz konta? Zarejestruj się

Powiat chrzanowski

Blacha, szmata i przepiękne spektakle. Rozmowa z Piotrem Kłeczkiem

01.01.2022 17:00 | 1 komentarz | 6 329 odsłon | Grażyna Kaim
Polecam wybrać się w wolnej chwili na Kamionkę, koło Płazy. Jeśli trafi się na dobrą pogodę, to można stamtąd zobaczyć Tatry w całej okazałości. Od Bielskich, poprzez Wysokie, aż po Zachodnie. Widok jest oszałamiający - mówi Piotr Kłeczek, autor zdjęć do „Przełomowego" kalendarza na 2022 rok.
1
Blacha, szmata i przepiękne spektakle. Rozmowa z Piotrem Kłeczkiem
Widok na Gerlach, najwyższy szczyt Tatr (2655 m n.p.m.). Na pierwszym planie kościół Przemienienia Pańskiego w Libiążu (fot. Piotr Kłeczek)
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas
Grażyna Kaim: Mój znajomy, oglądając pana fotografie Tatr robione np. z Płazy czy Libiąża, nie wierzy, że to prawdziwe zdjęcia. Jest przekonany, że to fotomontaż. Często spotyka się pan z takimi zarzutami?
Piotr Kłeczek: Tych zdjęć zrobiłem już na tyle dużo, że osób poddających w wątpliwość ich autentyczność jest coraz mniej, ale zdarzają się.

Jak się pan wówczas broni?
- Pokazuję jakąś inną fotografię, na dowód, że to nie jest jednorazowe działanie. Niektórych osób nie da się jednak przekonać. Wtedy odpuszczam. Z drugiej strony cieszy mnie, że moje fotografie wzbudzają emocje. Raz jest to zachwyt, innym razem niedowierzanie, ale są zauważone. To dla mnie duża satysfakcja.

Proszę mi wytłumaczyć, dlaczego obiektyw aparatu widzi coś, czego moje oko nie dostrzega?
- Nie zgodzę się z tym. To wszystko, co widać na zdjęciach, można zobaczyć. Trzeba tylko być w odpowiednim miejscu i trafić na odpowiednią pogodę - na dobrą przejrzystość powietrza, która jest stosunkowo rzadko. Poza tym, najczęściej skupiamy uwagę na najbliższym otoczeniu. Zdarza się dostrzec potencjał jakiegoś miejsca już na zrobionej fotografii. Tak było ze zdjęciem Gerlacha, które obok jest publikowane. Robiłem wtedy panoramę Libiąża z Jelenia. Mój utalentowany kolega z Jaworzna Włodzimierz Bubak, który już ponad rok fotografuje Tatry i Beskidy ze swoich okolic (www.trzeciplan.pl), zauważył, że w niedalekiej odległości od libiąskiego kościoła św. Barbary jest ten najwyższy szczyt Tatr. Wystarczy się tylko lekko przesunąć i może powstać piękna fotografia. Oczywiście to już jest takie zdjęcie „lornetkowe", czyli efekt został osiągnięty z pomocą przyrządów optycznych, zatem dużego zbliżenia teleobiektywem. Zdjęcie zrobiło ogromną furorę w internecie. To moja ulubiona fotografia.

Czyli to wszystko, co oglądamy na pana zdjęciach, sami też możemy zobaczyć?
- Dokładnie tak. Potrzebna jest tylko chwila uwagi, skupienia, by wychwycić szczegóły na odleglejszych planach. Oczywiście strategiczne znaczenie mają warunki atmosferyczne i przejrzystość powietrza.
Tak przy okazji, polecam wybrać się w wolnej chwili na Kamionkę, koło Płazy. Jeśli trafi się na dobrą widzialność, to można stamtąd zobaczyć Tatry w całej okazałości. Od Bielskich, poprzez Wysokie, aż po Zachodnie. Widok jest oszałamiający.

Jak trafić na tę Kamionkę?
- W Płazie trzeba zjechać z głównej drogi w ulicę Pocztową (zaraz jak miniemy szkołę) i ona doprowadzi nas na Kamionkę.

Gdzie w okolicy są jeszcze miejsca z pięknym widokiem na Tatry?
- Jest ich z kilkaset... Polecam np. w Libiążu wzgórze Grodzisko albo Lipki.

Upatrzył pan sobie fotografię wieloplanową. Dlaczego akurat tę technikę?
- Gdy zacząłem robić takie zdjęcia, to nie dość, że mnie się one podobały, to jeszcze spotkały się z bardzo ciepłym odbiorem. Co więcej, nie widziałem wcześniej takich fotografii z naszego terenu. Wydawało mi się więc, że ten obszar fotografii jest niezagospodarowany. Kiedy moje zdjęcia zostały zamieszczone na jednym z ogólnopolskich portali, to za kilka dni zjechało tu z kilkunastu fotografów. Pojawiły się też miłe komentarze na temat zdjęcia, które znajduje się na okładce „Przełomowego" kalendarza na 2022 rok. Oceniono, że to jeden z najpiękniejszych polskich epickich kadrów. Gdyby nie widoczna na nim dostrzegalnia przeciwpożarowa, to ten widok nie zmienił się od kilkuset lat, odkąd istnieje zamek Tenczyn. Nie ma tam żadnej infrastruktury przemysłowej. Często dostaję prośby o wskazówki, jak dojechać w miejsce, z którego zostało zrobione.

I dzieli się pan tymi informacjami?
- Tak, dzielę się. Ludzie są za to bardzo wdzięczni. Od jednego mężczyzny, który przyjechał z Rzeszowa zrobić ten kadr, dostałem w zamian 30 fantastycznych miejscówek z Podkarpacia.

Pamięta pan swoje pierwsze zdjęcie wieloplanowe?
- Powstało trochę przez przypadek. Zupełnie inaczej niż teraz, kiedy planuję i skrupulatnie przygotowuję się do każdego kadru. To pierwsze zrobiłem na Kamionce. Wybraliśmy się z żoną na wycieczkę rowerową na Stare Dworzysko, żeby tam odpocząć i upiec kiełbaski. I kiedy przejeżdżaliśmy przez Kamionkę odsłoniła się piękna panorama Tatr. Zobaczyłem potęgę tych gór i stojących tam ludzi robiących zdjęcia. Nie miałem ze sobą statywu, ale jak zobaczyłem ten widok, musiałem go utrwalić.
Niedługo potem pomyślałem sobie, że właściwie to zdjęcie mogło być wykonane równie dobrze w Andrychowie albo w Rabce. I zdecydowałem, że przy takich fotografiach na pierwszym planie musi być obiekt dokumentujący, że one są stąd. Konsekwentnie trzymam się tej zasady.

Teraz każdy ma aparat, czyli smartfon, przy sobie i jak coś się nam spodoba to „cyk" i spontanicznie robimy zdjęcie. Pan wspomniał, że długo i skrupulatnie planuje każde ujęcie. To konieczne?
- Tak, bo przy fotografii wieloplanowej jest wiele czynników od których zależy, czy zdjęcie wyjdzie. Najpierw planuję miejsce w oparciu o ogólnodostępne mapy elektroniczne. Potem jadę w teren, by sprawdzić jak to wygląda w rzeczywistości. Czasem okazuje się, że brakuje wysokości, czasem jest jakaś przeszkadzająca w kadrze infrastruktura, np. druty, słupy, kominy. Ważna jest też kompozycja zdjęcia, czyli zasada trójpodziału i mocnych punktów fotografii. Jeśli wszystko jest w porządku, to już tylko czekam na odpowiednie warunki pogodowe. Narzędzi do ich obserwacji jest kilka (np. Sat24.com/pl, Windy.com, New.Meteo.pl). Warto z nich korzystać.

Gdy wybieraliśmy zdjęcia do kalendarza, zauważyłam, że dla pana bardzo istotne znaczenie ma to, co dzieje się na niebie - na fotografii.
- Tak, bo czasem rozgrywają się na niebie przepiękne spektakle. Gdy przechodzi front, wieje wiatr... W kalendarzu „Przełomu" można je zobaczyć na zdjęciach w marcu i wrześniu. A czasem mamy „blachę" - mówi się tak w żargonie pejzażystów na czyste, błękitne niebo. Z kolei innym razem jest „szmata" - wtedy, gdy niebo jest jednolicie zachmurzone.
Od dwóch miesięcy, dzięki uprzejmości jednego mieszkańca Pogorzyc, mam tam zainstalowaną kamerę, za pomocą której mogę podglądać, jaki jest w danej chwili widok na Tatry i Babią Górę. Mam nadzieję, że dzięki temu łatwiej będzie mi trafiać na te piękne spektakle na niebie.

A gdyby tak odwrócić pana fotograficzny zamysł i z Tatr fotografować nasze tereny i ich charakterystyczne punkty?
- Mam takie jedno zdjęcie, zresztą też bardzo spodobało się internautom. Zrobiłem je z Szyndzielni. Natrafiłem na wyśmienite warunki pogodowe, więc wspaniale widać na nim Libiąż, Trzebinię, Chrzanów, Katowice. A wspomniany wyżej Włodzimierz Bubak uchwycił jaworznickie elektrownie ze szczytu Babiej Góry.

A dałoby się namierzyć z Tatr np. zamek Tenczyn?
- Trzeba by wejść bardzo wysoko w te Tatry. To już nie dla mnie. Jest taki fotograf Karol Nienartowicz, który robi niesamowite zdjęcia gór i on wchodzi w miejsca, w które mało kto by się odważył. Może jemu by się udało.

Jeśli już padają nazwiska, to są jacyś mistrzowie fotografii, których pan ceni i podziwia?
- Właśnie Karol Nienartowicz jest takim człowiekiem. Inspiruje mnie. Ma wykształcenie i talent. Jest po ASP, więc potrafi pięknie komponować zdjęcia. Jest odważny i szalony, a jego zdjęcia są niesamowite (www.karolnienartowicz.com).

Dużo mówimy o fotografii, ale dla pana równie ważna jest muzyka. Tworzy ją pan, gra, śpiewa. Gdyby trzeba było wybrać, za którą z tych sztuk by pan podążył?
- W tej chwili za fotografią. Muzykowanie wymaga częstego praktykowania, uczestniczenia w wydarzeniach, a to staje się w moim przypadku coraz rzadsze. Skupiam się na fotografii, a właściwie na jej niewielkim wycinku - fotografii wieloplanowej i to zawężonej do robienia zdjęć tylko z tego terenu, gdzie mieszkam i żyję. To mnie interesuje i daje satysfakcję. Gdy jadę gdzieś dalej, nawet nie chce mi się wyciągać aparatu.

PIOTR KŁECZEK (59 lat)
Urodził się w Chrzanowie i tu cały czas żyje. Zawodowo jest operatorem DTP (komputerowe przygotowanie publikacji do druku). Absolwent studium grafiki komputerowej w Krakowie. Skończył też Liceum Zawodowe w Fabloku na kierunku elektrycznym . Muzyk z Klubu pod Jaszczurami w Krakowie. Laureat wielu ogólnopolskich festiwali poezji śpiewanej. Od dwóch lat żonaty ze swoją wieloletnią partnerką Katarzyną Miarczyńską-Kłeczek; ojciec dwóch dorosłych już córek.
Fotografie Piotra Kłeczka można oglądać na stronie internetowej: www.fotografia.piotrkleczek.pl