Wyobraźnia dopowiada to, czego nie mogą dostrzec. - Najważniejsze, że rozumiemy się bez słów - mówi Mieczysław Andrzej Lisiński. Przez kilka lat pracował jako masażysta z ekipą legendarnych Orłów Kazimierza Górskiego. Posyła żonie Halinie promienny uśmiech. Oboje są niewidomi.
Artykuł udostępniony bezpłatnie w ramach promocji działu DO POCZYTANIA
Wiodą spokojne życie emerytów. Gdy idą chodnikiem, większość przechodniów nie jest w stanie rozpoznać, że prawie nie widzą. Zawsze jakoś sobie radzili, a ta zaradność pozwoliła panu Mietkowi pracować dla piłkarzy Kazimierza Górskiego.
Ona: wybrałam inteligentne zajęcie
W wieku 25 lat zaczęła gorzej widzieć. Nie rozpoznawała ludzi na ulicy. Nie potrafiła normalnie czytać, bo linijki falowały przed oczami. Okulista zawyrokował, że to degeneracja siatkówki. Trafiła do szpitala, a potem musiała okiełznać chorobę w domu. Zawsze miała pod ręką krople i witaminy. Akurat ukończyła Akademię Ekonomiczną w Krakowie. Zagryzła zęby i podjęła pracę w wyuczonym zawodzie w trzebińskiej rafinerii. Widziała jednak coraz gorzej. Po sześciu latach przeszła na rentę.
- Dowiadywałam się, co robią ludzie mający kłopoty ze wzrokiem. Wielu jest masażystami. Uznałam, że to w miarę inteligentne zajęcie - śmieje się po latach pochodząca z Dębicy Halina Lisińska. Do tego potrzebne były studia podyplomowe. Jak postanowiła, tak zrobiła. Przez Polski Związek Niewidomych trafiła na szkolenia. Poznała ludzi, którzy mimo niepełnosprawności starają się normalnie żyć: tańczą, piszą listy alfabetem Braille`a. Nauczyła się poruszania z białą laską, orientacji w terenie.
- Najtrudniej przyszło mi zaakceptować, że muszę korzystać z pomocy innych. Do dziś pamiętam towarzyszące temu bicie serca i strach. Przykładowa rozmowa w sklepie: "Proszę kiełbasę. Którą? A jaką pan ma? To nie widzi pani? Nie, nie widzę. To dlaczego pani nie nosi okularów? Nawet gdybym założyła teleskopy, to nic nie da. W takim razie, jakie są kiełbasy?" - opowiada.
On: Gorgonia masowałem wcześniej...
Urazu nerwu wzrokowego doznał podczas urodzin. Porażeniu towarzyszył silny oczopląs i krótkowidztwo. Po pewnym czasie lewe oko amputowano. W prawym widzenie jest na poziomie 25 procent. Postanowił jednak być aktywny. Nie został lekarzem, jak sobie wymarzył, ale masażystą. Mieszkał na Śląsku. Kolega zajmujący się odnową biologiczną w Górniku Zabrze na początku lat 70., zaproponował mu przyjście do klubu. W tamtym czasie reprezentacja Polski składała się głównie z graczy z Zabrza i warszawskiej Legii, szybko więc znalazł się w sztabie medycznym drużyny narodowej. Przez kilka lat jeździł z ekipą Kazimierza Górskiego. Uczestniczył w mistrzostwach świata w Niemczech, kiedy to "Orły" zajęły trzecie miejsce, sprawiając największą niespodziankę w turnieju. Brał udział w wielu zagranicznych tournée, m.in. po USA, Ameryce Południowej i Azji.
- W Sofii graliśmy z Bułgarami. Policja wyprowadziła mnie z boiska, biorąc pomyłkowo za pseudokibica. Zrobiła się awantura, ale potem mnie przeprosili. To była ciężka praca. Bardziej pobudliwych graczy, jak Gorgoń i Sołtysik, masowałem zawsze wcześniej. Tych spokojniejszych, przykładowo Lubańskiego, tuż przed wyjściem na boisko - opowiada.
Do dziś pamięta rozpacz trenera AS Roma Helenio Herrery. Na ceglanej bieżni padł na twarz w białym płaszczu i walił rękami, bo w drodze losowania zabrzanie wygrali ze słynnym włoskim klubem w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów.
Podczas wyjazdów w jednym pokoju mieszkał zazwyczaj ze sprawozdawcą Janem Ciszewskim.
- Janka zapamiętałem wiecznie uśmiechniętego. Niewielu wie, że świetnie grał w tenisa stołowego. Zwykle jego partnerem był Hubert Kostka, którego ogrywał - wspomina Mieczysław Andrzej Lisiński.
Przyglądali się sobie 20 lat
By poznać tajniki masażu, pani Halina pojechała do sekcji masażystów Polskiego Związku Niewidomych w Chorzowie. Na jej czele stał wówczas pan Andrzej.
- Pamiętam, jak kolega podszedł do Andrzeja i zagadnął go: "A ty jeszcze jeździsz po świecie?" Zaczęłam dopytywać, co zrobić, by móc nie tylko pracować w tym zawodzie, ale przy okazji także podróżować. Usłyszałam, że trzeba być w sztabie reprezentacji Polski. Zrobiłam markotną minę, bo wcale nie miałam warunków fizycznych, by masować potężnie zbudowanych zawodników. Tak skończyły się marzenia o dalekich wyjazdach - stwierdza.
Przyglądali się sobie 20 lat. Oboje mieli wtedy pełnosprawnych partnerów.
- Gdy decydowałam się na powtórny związek, nie byłam początkowo pewna. Nie żałuję jednak, że powiedziałam "tak". Rozumiemy się bardzo dobrze. Znamy swoje ograniczenia i potrzeby. Za nami tyle podobnych doświadczeń. Uprawialiśmy ten sam zawód, borykamy się z problemami ze wzrokiem i mieliśmy podobnie funkcjonujące rodziny. Na dodatek mój syn znakomicie się wpasował w nasze małżeństwo. Miał 16 lat, gdy ponownie wyszłam za mąż. Sama go wychowałam, bo gdy był mały, podjęłam już decyzję o rozwodzie - mówi pani Halina.
Małżonkowie przez wiele lat pracowali razem w chrzanowskim szpitalu, pomagając pacjentom dochodzić do pełnej sprawności. Chorzy podziwiali ich cierpliwość.
Smak codzienności
Używają mówiących zegarków, ciśnieniomierza i termometru. Uznali, że wszystkie przedmioty codziennego użytku, jak szklanki, sztućce i talerze, muszą mieć stałe miejsce. Pokrywki ułożone są w kuchni od największej do najmniejszej.
Problem pojawia się, gdy muszą wypełnić jakiś druk. Najczęściej czekają wtedy na przyjazd syna.
- W chrzanowskim urzędzie miejskim był problem, bo pracownicy za nic nie chcieli wypełnić za nas wniosków. Opowiedzieliśmy o tym poprzedniemu burmistrzowi Ryszardowi Kosowskiemu i dostaliśmy zaproszenie na posiedzenie komisji zdrowia. No i postawiliśmy na swoim - opowiadają.
Łączy ich zamiłowanie do górskich wędrówek. Dzięki stowarzyszeniu z Bielska-Białej przemierzyli Sudety, Bieszczady, Beskidy, Góry Świętokrzyskie. Zwiedzili Wilno, Pragę, Lwów, byli w Rumunii w okresie kwitnięcia krokusów oraz podziwiali białe noce w Norwegii. Każdemu niepełnosprawnemu towarzyszył opiekun.
- Nie mogę się rozkoszować widokami ze szczytów, więc musi mi wystarczyć sama atmosfera wyjazdów i opowieści przewodnika. Na początku było mi żal, że tych wierchów na horyzoncie nie mogłam zobaczyć, ale Andrzej coś tam jednak widział - przyznaje pani Halina.
Po przeprowadzce ze Śląska do Chrzanowa jej męża zadziwiła tu jedna rzecz.
- Na niektórych chodnikach, na przykład na ulicy Broniewskiego, latarnie stoją są na samym środku. Na początku się na nie nadziewałem, a raz rozbiłem nawet czoło - mówi pan Andrzej.
Najchętniej spacerują chodnikiem przy nowej obwodnicy na osiedlu Północ, gdzie mieszkają w bloku na drugim piętrze. Ona zabiera kijki do nordic walking. Jeden z nich jest pomalowany na biało i sygnalizuje kierowcom, by uważali na niewidomą. Nie wstydzi się. Nie myśli już, że biała laska to koniec świata...
24.04.2025
WIELOLETNIE doświadczenie, kompleksowe wykonanie i...
22.04.2025
DREWNO opałowe, kominkowe, zrębki, Tel. 572-632-99...
22.04.2025
WYCINKA drzew, zrębkowanie, mulczowanie, Tel. 572-...
Dron policyjny nad skrzyżowaniem w Chrzanowie
Zlikwidować zieloną strzałkę. Taką mam koncepcję ...
eetfuk
08:13, 2025-05-12
Wstrząsy z kopalni Janina. Będzie spotkanie
Miejmy nadzieje że tych *%#)!& ryli do czasu spotkania zasypie, zaleje kurzawa lub zabije inne zdarzenie kopalniane.. Wszystko jedno. Mają zdychać w ciemności i bólu!! W pełni na to zasłużyli!!!!
Rob
07:54, 2025-05-12
Targowisko zniknęło, pani Kinga z kwiatami - nie!
Panie Burmistrzu gdzie ten Pana KLEPARZ?
Pytanie
21:07, 2025-05-11
Wstrząsy z kopalni Janina. Będzie spotkanie
A sami górnicy w swoim snobizmie chowają głowy w piach i udają, że nic się nie dzieje.
Zea
20:35, 2025-05-11
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz